Jutro wylatuję do Londynu. Jak ja nie chce tam jechać! Anglicy są tacy poważni. Liczy się dla nich tylko nauka lub praca. Co ja tam będę robić? Przyjaciół nie znajdę wśród tych studencików. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Wstałam o szóstej rano. Ubrałam się, zjadłam lekkie śniadanie i wyszłam. Nawet nie pożegnałam się z rodzicami. Trudno. Mam ich w dupie. Gdy dotarłam na lotnisko, udałam się w kieruku, gdzie miała się odbyć odprawa. Nawet nie zauważyli, że mam przy sobie dwie paczki fajek. Chcesz coś przemycić? Jedź do Polski! Lot minął mi całkiem spokojnie. Czekałam na panią Payne chyba czterdzieści minut. Postanowiłam pójść pieszo. Dobrze, że jestem świetna z angielskiego. Kocham ten język, ale kraj już nie za bardzo. Po drodze wyciągnęłam papierosa i odpaliłam. Szłam tak przez chwilę, aż ktoś dotknął mojego ramienia:
<Rozmowa po angielsku>
- Dzień dobry - zobaczyłam młodego policjanta. - Ile panienka ma lat? - niespodziewałam się tego pytania, ale musiałam coś powiedzieć:
- Osiemnaście? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- A dokumenty, mogę zobaczyć? - uśmiechnął się sztucznie.
- Kurwa - mruknęłam pod nosem po polsku.
- Polka? To wiele wyjaśnia! Do radiowozu, proszę - tym mnie rozbroił. Fajnie się zaczyna. Na powitanie spotkałam durnego faceta z mojej ojczyzny. Posłusznie poszłam za nim, wyrzucając papierosa. Przez całą drogę na komisariat milczałam.
- Podaj numer do swoich rodziców - poprosił grzecznie policjant.
- Tu nie ma moich rodziców! Ile mam powtarzać?! - nie wiem, który raz kolei zadają mi te pytanie. To wkurzające!
- To gdzie oni są?! - spytał ze wściekłością w głosie.
- W Polsce, kurwa! - przekrzyczałam go.
- Aha... To znaczy, że uciekłaś - stwierdził już opanowany mężczyzna w mundurze.
- Nie uciekłam! Rodzice mnie tu wysłali za zachowanie! Proszę! - podałam mu karteczkę z numerem telefonu do pani Payne. - To jest numer do mojej tymczasowej opiekunki - powiedziałam w miarę spokojna.
- Oj dziewczyno, już pierwszego dnia musiałaś wylądować na komisariacie? - spytała kobieta wsiadając do samochodu.
- Przepraszam - powiedziałam z udawaną skruchą. Byłam dobrą aktorką jak miałąm dziesięć lat.
- Nic się nie stało, ale wyrzuć to świństwo, dobrze? - ona naprawdę myśli, że z paleniem tak łatwo rzucić? Kiwnęłam lekko głową na znak, że się zgadzam. Gdy dotarłyśmy, zobaczyłam wielki dom. Poprawka. Willę, a nie jakiś tam zwykły dom. Był piękny, ale nie dałam po sobie poznać, że mi się podoba. Weszłyśmy do środka. Pokazała mi chyba każdy zakamarek domu.
- Amy.. - tak kazałam, żeby na mnie mówiła - twój pokój jest jeszcze w remoncie, więc wybierz jakikolwiek inny pokój, zgoda?
- Ale.. że ja będę miała swój pokój? - spytałam. Nie bardzo chce mi się wierzyć, że specjalnie dla mnie robią te pomieszczenie.
- Tak, oczywiście! Przecież będziesz tu cały miesiąc! - odpowiedział ze szczerym uśmiechem. Chyba polubiłam tą kobietę. Jest bardzo miła i pozytywnie nastawiona do życia. Nie wydarła się na mnie , kiedy odbierała mnie z komisariatu. Mało tego, obiecała, że nie powie rodzicom. Oni, by od razu zaczęli się drzeć nie dając dojść mi do słowa. - I jest jeszcze jedna sprawa... - zaczęła nie pewnie czterdziestoletnia kobieta - dostałam ostatnio zlecenia od mojego szefa, że muszę wyjechać do Nowego Jorku na miesiąc.
- Kiedy, pani jedzie?
- Dziś.. - powiedziała lekko zmieszana - ale się nie martw, nie będziesz sama! Mój syn Liam jutro przyjeżdża ze swoimi kolegami. Nie jest to dla ciebie problem, parwda?
- Nie, oczywiście, że nie - uśmiechnęłam się szeroko. - To ja idę się rozpakować.
- Dobrze. Ja niestety muszę już wyjechać - posmutniała trochę. - To pa, Amy!
- Do widzenia pani Payne! - wolność! Zaraz, zaraz. Ona powiedziała, że jej syn z kolegami mają tu jutro przyjechać? Z kolegami?! Nie ważne. Muszę się iść przespać, jestem bardzo zmęczona. Weszłam w pierwsze, lepsze drzwi, przebrałam się w pidżamę i wskoczyłam do łóżka. Po kilku chwilach, odpłynęłam w objęciach Morfeusza......
Obudziłam się około godziny dziesiątej. Jak na mnie to bardzo wcześnie. Obruciłam się na drugi bok. Serce mi stanęło. Zobaczyłam sztyna bez koszulki, śpiącego! Co to ma być?! Wstałam po cichu i podeszłam do walizki. Wzięłam swój kij bejsbolowy. Pewnie teraz myślicie skąd mam ten ''patyk''. Kiedyś byłam na wycieczce szkonej i na jakimś straganie je sprzedawali. Do rzeczy. Wzięłam kij i powoli podeszłam do łóżka. Szturchnęłam lekko chłopaka. Obudził się.
- Kim jesteś? - spytał z lekka przerażony szatyn.
- Kim jestem?! To chyba ty powinieneś powiedzieć kim jesteś i co tutaj robisz?! - byłam wściekła, a zarazem przerażona. Usłyszałam jak otwierają się drzwi. Momentalnie spojrzałam w ich stronę. Ujrzałam jeszcze czterech chłopaków, także bez koszulek. A co jeśli oni chcą mnie zgwałcić?! Sama nie dam sobie rady.Skuliłam się w kłębek i usiadłam na podłodze:
- Nie gwałćcie mnie, bo inaczej wam przywalę! - krzyknęłam.
- My mamy cię zgwałcić?! To ty masz kij bejsbolowy! - powiedział, któryś z chłopaków. Nagle poczułam jakbym mogła powalić stado słoni. Wstałam i wszyscy patrzyli na mnie jak na kosmitę.
- To co wy tu robicie?!
- Yyy... mieszkamy? - odpowiedział pytaniem na pytanie blondyn.
- Zaraz, zaraz. Któryś z was to Liam? - spytałam. Wszyscy pokazali na szatyna, z którym spałam w jednym łóżka. - Reszta wypad - tak, jak powiedziałam tak też zrobli.
- To kim jesteś? - zadał mi pytanie lekko zmieszany chłopak.
- Ja jestem Amy, twoja mama ci nie mówiła? -trochę tak dziwnie rozmawiać z facetem bez koszulki.
- Aaaaa to ty - stwierdził. - Bardzo cię przepraszam, jakoś zapomniałem. Dobra, idę się ubrać, tobie też to radzę. To, do zobaczenia! - okej. Będę mieszkała z pięcioma chłopakami na pewno starszymi ode mnie. Przebrałam się i zeszłam na dół do kuchni, aby zjeść śniadanie.
_______________________________________
No i trzeci rozdział jest trochę dłuży, bo mnie oto prosiliście. Byłby dłuższy, ale muszę się pouczyć, a chciałam dodać notkę. Moim zdaniem głupie zakończenie, ale #nocomment i chciałam podziękować Agacie Kaliciak. Bardzo dziękuje za twój komantarz :) bardzo się cieszę, że weszłaś na tego bloga i poświęciłaś troszeczkę czasu na przeczytanie i zkomantowanie <3 To tyle, jutro będzię następny rozdział!
Do zobaczenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz