Translate

czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 3 {część druga}

Skradałam się po cichu, by nikt mnie nie usłyszał, bo znowu mi się dostanie. Zaświeciłam małą lampkę w salonie, a na mojej twarzy można było wyczytać odrobinę strachu.
- Gdzie się podziewałaś, Amelio? - spytał srogo tata. Nie jestem pewna czy nadal mogę go tak nazywać. Czy normalni ojcowie biją swoje dzieci? Nie wydaję mi się. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że mama wie. Widziała to, ale ona tylko powiedziała, że dobrze mi tak. Po prostu rodzice jak z bajki.
- Umm.... U Majki - wyjąkałam. Tak, oni nadal nie wiedzieli, że nasza przyjaźń już się skończyła, ale to dobrze, bo by twierdzili, że to przeze mnie.
- Kłamiesz - wycedził przez zęby i udeżył mnie prosto w brzuch. Twierdzi on, że jak wymierzy swoje ciosy w moją twarz to ludzie zorientują się co takiego dzieje się u nas w domu. Za to wymierzał w brzuch, nogi, ręce i plecy. Nawet załatwił mi zwolnienie od lekarza z wf'-u, by nikt nie zobaczył moich siniaków. Jedyną osobą, która wiedziała był Kamil. - Mów gdzie byłaś! - wykrzyczał po czym znów wycelował pięścią w mój brzuch. Wtedy ktoś z hukiem wpadł do domu.
- Odsuń się od niej i ręce do góry! - krzyknął jakiś męski głos. Popatrzyłam w tamtą stronę i zamarłam. Zobaczyłam kilku dorosłych facetów w mundurach. Policjanci. Mój tata odsunął się ode mnie, a po chwili zapinali mu kajdanki na rękach. Nagle ktoś mnie przytulił. Już wiedziałam kto to.
- Obiecałeś - wydukałam przestraszona.
- Nic nie obiecywałem - powiedział pewnie. Miał rację. Nic nie obiecywał. Podszedł do nas jeden z mężczyzn i cicho odchrząknął.
- Jest może ktoś dorosły w domu? - spytał tak bardzo formalnie. Kiwnęłam potwierdzająco i wskazałam na schody prowadzące na górę. Weszłam po nich lekko się trzęsąc. Pokazałam na jedne z białych drzwi, za którymi znajdowała się sypialnia rodziców, a w niej moja mama. Policjant nacisnął klamkę, ale drzwi się nie otwarły.
- Policja. Proszę otworzyć - powiedział pukając w drzwi.
- Nie zamkniecie mnie w więzieniu! Nigdy! - wykrzyczała, a po chwili można było usłyszeć strzał. Wszyscy popatrzyli po sobie. Mężczyzna w mundurze postanowił wyważyć drzwi. Po kilkunastu sekundach udało mu się. Wbiegliśmy do sypialni, a na podłodze leżała moja mama. Z pistoletem w dłoni. Czy ona...?
- Wyjdźcie stąd natychmiast - rozkazał, a Kamil pociągnął mnie na dół. Nadal nie wiedziałam co się dzieje. Po moich policzkach zaczęły spływać stróżki słonych łez. To wszystko działo się bardzo szybko. Nagle karetka zatrzymała się przed domem, a z niej kilka ratowników. Pobiegli na piętro wyżej. Zaczęły mi się robić mroczki przed oczami. Czułam jak upadam na ziemię, ale coś mi to uniemożliwiło. Później widziałam tylko ciemność.

***
 
Powoli otwierałam moje ciężkie powieki. Przede mną zobaczyłam kilka osób. Kamili........ ciocia i Emilka? Co do cholery?
- Amelka! - zaczęła krzyczeć i skakać po moim łóżku sześciolatka. - Jak się czujesz? - szybko się koło mnie położyła.
- Już lepiej, skarbie - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem całując ją w czubek głowy opatulając ramieniem. - Ciociu, co wy tu robicie? - spytałam lekko zdziwiona, ale nadal nie mogłam zapomnieć o tych przerażających wydarzeniach.
- Dowiedziałam się o tym co się stało wczoraj. Przykro mi. Najprawdopodobniej będę twoim opiekunem prawnym - powiedziała cicho.
- Cieszę się, że to będziesz ty, a nie jacyś obcy ludzie - wydukałam będąc na skraju płaczu, ale nie mogłam pozwolić uwolnić się moim łzom, ponieważ Emilka była koło mnie. Uśmiechnęła się do mnie słabo.
- Przepraszam - wyszeptał Kamil. Popatrzyłam na niego lekko zdziwiona. - To wszystko przeze mnie. Straciłaś rodziców, na prawdę bardzo cię przepraszam - dodał.
- Nie masz za co. Dobrze zrobiłeś. Jestem ci wdzięczna do końca życia - usiadłam i ręką przywołałam go do mnie. Gdy był już wystarczająco blisko rzuciłam mu się na szyję. - Dziękuję - wyszeptałam.
 
*Perspektywa Louis'a*
Siedziałem na swoim łóżku z kubkiem herbaty, którą zrobił mi Harry. Jestem na siebie zły. To przeze mnie ona wyjechała, ale ona też mi powiedziała, że mnie kocha. Nie rozumiem. Nagle do mojego pokoju wparował zdenerwowany Liam.
- Lou, to nie przez ciebie Amy wyjechała - powiedział zdyszany.
- Skąd wiesz? - spytałem.
- Byłem akurat w kawiarni z Dan, kiedy zadzwoniła moja mama zadzwoniła, a sam wiesz jak rzadko to robi. No i powiedziałem jej, że Amy uciekła i wtedy powiedziała, że ona musiała wyjechać, bo miała być tu tylko miesiąc - powiedział na jednym wdechu. - I jeszcze jedno.
- Co? - byłem oszołomiony tym co powiedział.
- Wiem, gdzie mieszka - właśnie w tym miejscu zapaliła mi się lampka nadziei.
 
 
____________________________
No i jest rozdział. Trochę krótki za co bardzo przepraszam. Jak widzicie do akcji wkracza One Direction. I dostałam się do szkoły C: Jestem w połowie happy a w połowie zła, ale to nie ważne ;) Komentujcie i wyrażajcie swoje opinie na temat rozdziału. To tyle ;)
 
Do zobaczenia! <3