Translate

wtorek, 21 października 2014

Rozdział 10 {część druga}

*Rok później*
- Amy, do cholery zaraz przyjdą, a ty się wylegujesz na kanapie, rusz dupę! - wykrzyczała Perrie z kuchni. Zaśmiałam się cicho pod nosem. Uważa się za moją starszą siostrę, więc bardzo się rządzi. Perrie to śliczna blondynka, która jest moją przyjaciółką i dziewczyną Zayn'a. W końcu ten ciota kogoś poznał. Tak na prawdę to dzięki mnie się spotkali. Blondynkę poznałam gdy musiałam iść z chłopakami do studia X-Factor'a, ponieważ mieli jakiś występ. Gdy stałam za kulisami zobaczyłam ją jak bardzo się denerwowała, więc podeszłam do niej i pomogłam opanować stres. Okazało się, że ona i jej koleżanki z zespołu poradziły sobie znakomicie i wygrały program. No, a później jakoś się to potoczyło, że teraz jest z Zayn'em.
- A o której oni mają być? - spytałam mojej przyjaciółki, która była cała zestresowana i robiła obiad.
- O piętnastej - fuknęła. Nie dziwię się, że jest taka spięta. Nie dawno wróciła z trasy, a nawet jeśli miała wolne to chłopaki ślęczeli w studiu. Za miesiąc jest premiera płyty, a dziś mają skończyć pracę nad nią. Nareszcie, bo już miałam dość siedzenia sama dniami i nocami. Trochę było to przerażające po tym co się stało kilka miesięcy temu. Kiedyś ustaliłam z chłopakami, że będę chodziła do szkoły. Pewnego dnia po zajęciach Lou do mnie zadzwonił i powiedział, że nie da rady po mnie przyjechać, więc poszłam na nogach. Szłam aż nagle poczułam ból na czubku głowy, a później... pustka, ciemność. Obudziłam się w jakimś cuchnącym pokoju. Pamiętacie Nathan'a i Eleanor? To wszystko oni uknuli. Ale powiem szczerze, że nie było tak źle. Ten idiota czasem mnie uderzył, ale gdyby mnie nie przywiązał to by na podłodze leżał i kwiczał. Dopiero Nathan gdzieś poszedł, a El cała w strachu, więc mnie wypuściła. Oczywiście nie uszło im to na sucho. Była rozprawa, byłam świadkiem, ale nie zostałam na całej tej dyskusji z sędzią. Po prostu powiedziałam co miałam do powiedzenia i wyszłam. Wiem tylko, że wyjechali do jakiegoś zakładu. Nie wiem na ile, nie wiem gdzie i bardzo się z tego cieszę. A ile zrywaliśmy razem z Lou? Chyba z dwa razy. Raz pamiętam wyjechałam do Francji z moją klasą. Chciałam trochę odetchnąć. Oczywiście jak to ja, zgubiłam się w centrum Paryża. Kiedy było już ciemno spotkałam na swojej drodze pewnego mężczyznę, po którym było widać, że ma w sobie dużo procentów. "Prosił" mnie o pieniądze, których oczywiście mu nie dałam. Wtedy uderzył mnie mocno w brzuch. Po chwili zaczęłam przed nim uciekać, skręciłam w jakąś uliczkę i na kogoś wpadłam. Pamiętam jak żałowałam wtedy, że tam przyjechałam. Popatrzyłam w górę, a tam twarz..... Louis'a. Potem zemdlałam. Obudziłam się dopiero w szpitalu, a tam po długiej rozmowie z szatynem pogodziliśmy się. A o co poszło? Poleciałam do Polski po świętach, z lotniska odebrał mnie Kamil. Na przywitanie przytuliliśmy się, no, ale nie obyłoby się bez żadnej afery. Nie wiem skąd wzięli się tam paparazzi. W ciągu dziesięciu minut znalazło się zdjęcie jak "obściskiwaliśmy się" z moim przyjacielem na każdej stronie plotkarskiej. Gdyby Lou wtedy do mnie nie zadzwonił i nie powiedział, że nie chce mnie znać to pewnie dowiedziałabym się o tym dopiero po powrocie do Londynu. Przeprosiłam Kamila i zabookowałam bilet lotniczy. Wparowałam do domu chłopaków zdyszana. Popatrzyłam do salonu, a tam siedziała tylko czwórka chłopaków. Gdy Harry mnie zobaczył... nerwy mu puściły. Zaczął mnie wyzywać od dziwek, szmat i kurw. Rozumiałam, że mnie nie lubił, ale nie pozwoliłam sobie na obrażanie mojej osoby. Przywaliłam mu z liścia i pobiegłam na górę, do naszego pokoju. Mojego i Louis'a. Był zwinięty w kulkę na łóżku. Jak mnie zobaczył... powiedział tylko, żebym wynosiła się z jego życia. Nie mogłam uwierzyć, że on, Louis Tomlinson zaufał jakimś tabloidom. To była nasza najgorsza kłótnia. Potem było już z górki.
- Pomożesz mi w końcu czy nie? - ups chyba ktoś się tu zdenerwował. Przeprosiłam tylko szybko i pomogłam jej w zakończeniu wszystkich przygotowań. Po chwili zgraja idiotów wparowała do domu. Chyba już tęsknie za błogim spokojem jaki tu panował.
- A co tu tak pięknie pachnie? - spytał wniebowzięty Niall. Wyszłam z kuchni, a czwórka tępaków rzuciła się na mnie jak lwy na mięso.
- Zayn, ty nie masz czego tu szukać, idź do kuchni - uśmiechnęłam się do niego cwaniacko. Popatrzył na mnie zdziwiony. Powoli chyba zaczął się domyślać, rozszerzył oczy...
- Perrie! - krzyknął i pobiegnął do pomieszczenia gdzie znajdowała się blondynka. Chyba naprawdę ją kocha, i ze wzajemnością.
- A wasza dwójka czego tu szuka? - zaśmiałam się, oni popatrzyli na mnie wzrokiem zbitego psiaka. - Dobra, zmiatać samotniki - powiedziałam do nich udając poważną. Hazza uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. W końcu między nami jest dobrze. A to tylko dlatego, bo uratowałam ich zespół. Zgaduję, że każdy zna pannę Taylor-Zdradziedzką-Swift? Była dziewczyną Harry'ego, owinęła go sobie wokół palca. Namówiła go do porzucenia zespołu i wyjechania razem z nią do Ameryki. Chłopcy już byli umówieniu do programu, żeby ogłosić rozpad zespołu. Ja dzień wcześniej spotkałam Taylor. Przysiadłam się do niej i zaczęłam rzucać w nią różnorakimi obelgami. Wtedy wszystko mi wyjawiła. Udawała do niego miłość tylko dlatego, żeby zespół się rozpadł i żeby to ona zgarniała nagrody na ważnych galach. Oczywiście ja mądra nagrałam to. Kiedy wróciłam do domu chłopaków nie było, zostawili karteczkę informującą mnie, że pojechali do Paul'a, by załatwić parę spraw. Na następny dzień wstałam rano, dostałam esemesa od Lou, że pojechali już do jakiegoś studia, a Harry na lotnisko. Jak to przeczytałam to serce mi stanęło. Ubrałam tylko bluzę na siebie i wyszłam z domu. Pojechałam wcześniej zamówioną taksówką tam gdzie znajdował się Styles. Mogłam się spodziewać, że połowa nastoletnich Londyńczyków tu przyjedzie, bo przecież wielkie gwiazdki tu były. Pobiegłam do odprawy, gdy już prawie byłam przy Loczku.... ochroniarz mnie złapał. Zaczęłam niemiłosiernie krzyczeć, na moje szczęście chłopak mnie zobaczył. Wielki mężczyzna mnie zostawił, a ja podbiegłam do Harry'ego. Pokazałam mu nagranie, zaskoczony patrzył to na mnie, to na telefon. Wziął wszystkie swoje rzeczy i szybkim tempem szedł w stronę wyjścia. Aż tu nagle znikąd pojawiła się głupia blondyna. Hazza wygarnął jej to co trzeba i pobiegliśmy do jego samochodu, który zostawił na parkingu. Pojechaliśmy do odpowiedniego studia łamiąc przy tym chyba wszystkie przepisy drogowe. Gdy wbiegliśmy za kulisy zaczęłam piszczeć by przestali kręcić. Przerwali emisję, a mnie zgarnęli ochroniarze. Gdzie tu sprawiedliwość?! Na szczęście po paru chwilach skądś pojawił się menager chłopaków, którego tak bardzo nienawidzę. Zaprowadził mnie do chłopaków, których przyłapałam na grupowym przytulasku, a Harry cały czas przepraszał łkając.
 I w końcu popatrzyłam na niego. Stał oparty o ścianę z kamiennym wyrazem twarzy. Podeszłam powoli do mojego chłopaka i nagle rzuciłam się na jego szyję.
- Tęskniłem za tobą - wyszeptał mi do ucha. Nie odezwałam się. On doskonale wiedział co czułam. Byłam pewna, że to prawdziwa miłość. Żadna udawana, fałszywa. Tylko był jeden problem. Moja choroba. Nikt nie wie, że zostało mi jeszcze pięć miesięcy...


THE END..

____________________________

Tak bardzo mi głupio, że przez ROK nic nie dodawałam. Rodział ten pisałam przez dobre kilka miecięcy. Obiecałam sobie, że skończę ten rodział i skończyłam. Myślę, że nawet 5 osób tego nie przeczyta, ale trudno. Robię to dla własnej satyswakcji. Jeszcze raz ogromnie przepraszam.