Translate

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 21

- Kurwa Malik! Uspokój się! - chciałam zabrzmieć groźnie, ale ci kretyni jeszcze głośniej się śmiali, a jest środek nocy. Nigdy więcej nie puszczę ich na imprezy. Bezsilna już ciągłym wleczeniem postanowiłam zadzwonić do Liam'a. Po krótkiej rozmowie ustaliliśmy, że przyjedzie tutaj.
- Jesteś zła? - spytał Louis trochę poważniej. Co to, to nie! Teraz się mną przejął?! Niech sobie to w dupę wsadzi. Nie odezwałam się ani jednym słowem. Po chwili pojawił się Payne i wziął Zayn'a pod ramię. Czyli mi niestety został Lou. Nie chętnie zrobiłam to co Liam i powoli szliśmy w kierunku samochodu.
- Odezwij się do mnie - nalegał szatyn. Nie odpowiedziałam. Bałam się? Chyba tak, a co jeśli znowu mnie zrani? Chociaż, czy do jutra zdąży? Szczerze wątpię w to, ale kto się lubi ten się czubi, prawda? Ale żeby aż tak? Tyle pytań, zero odpowiedzi. Nagle chłopak przystanął, zaczęłam go ciągnąć za rękę, ale on uparcie stał w miejscu. - Nie pójdę dopóki się do mnie nie odezwiesz - zaszantażował. Prychnęłam z niezadowoleniem.
- Co mam ci powiedzieć? Że kurwa wszystko w porządku? Louis zraniłeś mnie! "Żałuję, że cię spotkałem"? Tak do siebie mówią przyjaciele?! - wydarłam się w końcu. Wyrzuciłam wszystkie emocje z tego nędznego ciałka.
- Amy.. - zaczął błagalnie, ale szybko mu przerwałam.
- Daruj sobie - powiedziałam na odchodne i powędrowałam w nieznanym mi kierunku. Cały czas Tomlinson szedł za mną i krzyczał moje imię.
- Kurwa mać! Amy! - krzyknął bardzo głośno, aż drgnęłam. Obróciłam się na piętach i spojrzałam w jego oczy.
- Co? - spytałam płaczliwie. Podeszłam bliżej nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego. - Wiesz co zauważyłam? Wrócił tamten Louis. Ten co mnie kurwa nienawidzi! - nie wytrzymałam. Łzy same zaczęły się lać. Próbowałam je zatamować, ale na marne. Chłopak patrzył na mnie tymi hipnotyzującymi oczami ze skruchą.
- Ja... Nie wiem, co mam powiedzieć - zaczął także bliski płaczu.
- Lepiej nic. Jutro, i tak nie będziesz nic pamiętać - szybko wycierałam swoje mokre policzki, gdy zobaczyłam zbliżającego się do nas Liam'a. Chłopak popatrzył na nas przenikliwie, a po chwili kazał nam iść do samochodu.

***
 
Znowu nie przespana noc, a to wszystko przez niego. Czemu on mi to robi?! Wstałam z mojego cieplutkiego łóżka i pospiesznie ubrałam na siebie szare dresy i czarną bluzę. Wyjęłam z kąta moją czerwoną walizkę i powoli wrzucałam do niej moje rzeczy. Po chwili usłyszałam wołania z dołu. Szybko zapięłam walizkę i rzuciłam tam, gdzie była. Truchcikiem zeszłam po schodach, po czym udałam się do kuchni. Przy stole siedziała trójka imprezowiczów czyli Niall, Zayn i Harry. Przy blacie stał Liam, który robił nam coś do jedzenia. Usiadłam pomiędzy Loczusiem a blondynem. Mojego ukochanego braciszka jak na razie unikałam.
- Głowa mnie boli, idę się położyć - mruknął pod nosem Harry, który najwyraźniej nieźle zabalował wczoraj. Chłopak udał się na górę żółwim tempem. W między czasie Liaś podał nam do stołu jajecznicę. Pomyślałam o wczorajszym wydarzeniu. Louis..... On widział jak płaczę przez niego. Co ja do cholery pierdole?! Widział jak płakałam i gówno. Chyba bardziej powinnam się przejmować tym, że mnie zranił, a ja kurwa o tym. Miejmy nadzieję, że był tak pijany, że nie będzie tego pamiętać. Po chwili usłyszałam jak ktoś szura krzesłem koło mnie. Okazał się to być...... Lou. Jak ja mam się przy nim zachowywać? Szatyn cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku. Za to ja pięknie udawałam, że tego nie widzę.
- Niall, Zayn, może tak pójdziemy trochę ogarnąć w tym domu? - spytał Liam znacząco patrząc na chłopaków, a to znaczy, że muszę tu zostać z Louis'em. Zrobił to celowo, widać gołym okiem. Cała trójka wyszła z pomieszczenia, a my siedzieliśmy dalej w milczeniu.
- Ja wszystko pamiętam z wczoraj - powiedział zachrypniętym głosem. Popatrzyłam w jego wspaniałe oczy. Były smutne, przepełnione żalem i poczuciem winy. - Pamiętam jak płakałaś - wyszeptał. Wstrzymałam oddech. Co ja miałam mu powiedzieć? Szybko wstałam i pobiegłam na górę. O mało nie potknęłam się o własne nogi. Słyszałam jak on za mną biegnie i cały czas wykrzykuje moje imię. Byłam już w moim pokoju, zamykałam już drzwi, ale coś mi to uniemożliwiło. Popatrzyłam w dół, a tam noga Lou.
- Louis, proszę - byłam na skraju płaczu. Nie miałam już siły się z nim przepychać. Wszedł i po cichu zamknął drewniane, białe drzwi.
- Pozwól, że wszystko wytłumaczę. Ty też mnie zraniłaś - powiedział ledwie słyszalnie. Że co?! Jak do cholery?! Tym, że zrzucił na mnie patelnie?!
- Niby jak? - spytał odchodząc już od zmysłów, ale na szczęście byłam spokojna. Jeszcze.
- Rozumiem, mogłaś się wkurzyć za tą patelnie. I za spodnie też, ale żeby mówić nam, że się cieszysz, że wychodzimy i, że nie będziesz musiała gapić się na nasze ryje to już lekka przesada - powiedział to powoli i wyraźnie. Zatkało mnie. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Mam świętą cierpliwość, ale kurwa nie teraz!
- Żartujesz sobie, prawda? Chciałam pobyć sama, bo nie wiem czy wiesz przez was mogę stać się w szybkim czasie kaleką! Harry mnie z łóżka zrzucił, ty mnie poparzyłeś patelnią, a Zayn przywalił mi apteczką w głowę! Ach i prawie zapomniałam! Ściągłeś mi spodnie! - wykrzyczałam z siebie wszystko. Byłam już bardzo wkurwiona.
- Chyba masz rację. Przepraszam. I przepraszam jeszcze za jedno - powiedział patrząc w ziemię. Podniósł głowę i szybko zbliżył się do mojej twarzy. Zatrzymał się kilka milimetrów od niej. Ja stałam jak zamurowana. Wiedziałam co chce zrobić, ale ja nie potrafiłam go odepchnąć. Po chwili nasze usta złączyły się w jedność. O dziwo odwzajemniłam pocałunek. Trwaliśmy tak tylko chwilkę, po czym odchylił się ode mnie i wyszeptał ciche:
- Kocham Cię...

___________________
Ta dam! I jak? Jest bardzo źle? Mam nadzieję, że pod tą notką będzie więcej komentarzy niż pod poprzednią. W tamtej były tylko trzy plus mój kochany Agiszon na twitterze <3 Ogólnie teraz jakoś mało wchodzicie. Po dwa do dziesięciu wyświetleń dziennie. Wcześniej było nawet sześćdziesiąt, ale najwyraźniej jest tak bardzo źle. No trudno się mówi :) Nie wiem kiedy będzie następny rozdział ;/ Ty tyle ;) Ach prawie zapomniałam. Są już wyniki sprawdzianu szóstoklasisty.... brr....... 33 punkty :'( Więc mam doła przez te parę dni. To tyle ;)

Do zobaczenia!

piątek, 17 maja 2013

Rozdział 20

- Nie odzywajcie się do mnie! Wszyscy! - wściekłam się i cała obolała weszłam do pokoju by po chwili położyć się na łóżku. Najpierw Harry, który zrzucił mnie z materaca z czego ucierpiały moje plecy. Drugi Louis, któremu zachciało się trzymać patelkę nad ogniem w wyniku czego mam teraz spuchniętą nogę. Trzeci był Zayn, który jak jakiś kretyn zrzucił na moją głowę dosyć sporą, ale na szczęście nie bardzo ciężką apteczkę. A to wszystko stało się tego ranka. Wprost fantastyczne pożegnanie. Pożegnanie.... Nie chce tego. Może i są kretynami, których czasami mam ochotę poćwiartować, ale muszę stwierdzić, że są moimi przyjaciółmi. Nawet Harry'ego mogę tak nazwać. Wzięłam telefon do ręki i postanowiłam zadzwonić do mamy. Po kilku sygnałach odebrała.
- Czemu się ostatnio rozłączyłaś?! Przecież musisz wiedzieć o której masz samolot! - wydarła się na dzień dobry.
- Dobrze mamo, przepraszam. O której samolot odlatuje?- spytałam z wielką gulą w gardle.
- Jutro w nocy o trzeciej. Przepraszam, że o tej godzinie, ale w tym dniu jest tylko jeden lot do Balic
- Dzięki, to... do zobaczenia - powiedziałam i szybko się rozłączyłam. Po chwili znowu musiałam wziąć to nieszczęsne urządzenie do ręki.
- Dzień dobry, Amy - powiedziała radośnie........ pani Payne? - Twoja mama dziś do mnie zadzwoniła. Szkoda, że musisz już wyjeżdżać. Mam nadzieję, że polubiłaś się z chłopakami? - spytała, ale nie dała mi odpowiedzieć, bo znowu zaczęła nawijać jak katarynka. - Ja będę czekać na ciebie na lotnisku. Powiem Liam'owi, żeby cię odwiózł - chciała jeszcze coś mówić, ale ja jej przerwałam.
- Niech pani, Liam'owi nie zawraca głowy. Pojadę taksówką - zapewniłam. Moje serce zaczęło bić dwa razy mocniej gdy usłyszałam po drugiej stronie tylko oddech kobiety.
- No dobrze, niech będzie. Muszę kończyć, bo muszę zacząć się pakować - powiedziała szybko, a po chwili usłyszałam sygnał, który oznaczał koniec rozmowy. Usiadłam na skraju łóżka i po chwili usłyszałam pukanie. Bez mojego pozwolenia ktoś wtargnął na moją posesję, a tak bardzo w tym momencie chciałam być sama.
- Nie podchodź do mnie! - krzyknęłam gdy zauwarzyłam, że chłopak zbliża się w kierunku mojej osoby. Szatyn przystanął i popatrzył na mnie zdziwiony. - Nie chcesz wiedzieć - wyprzedziłam jego pytanie, które na pewno miał na myśli.
- Zayn mi powiedział o co chodzi, no i dlatego przyszedłem z bandażem - uśmiechnął się rozbawiony. Usiadł koło mnie, chwycił prawą nogę, która była spuchnięta i położył ją na swoich kolanach. Liam nawilżył mi stopę, owinął w biały materiał i opatrunek był gotowy. - My już idziemy do Ed'a, chyba, że chcesz żebyśmy zostali - wyszczerzył się jak głupi do sera. Popatrzyłam na niego z miną godną mordercy, przynajmniej tak mi się wydawało. Chłopak zaczął się momentalnie śmiać aż upadł na podłogę. Coś zaczął mówić pod nosem, ale co chwilę przerywał mu donośny ryk śmiechu. Szatyn wyszedł bez z słowa nadal się krztusząc.

                                                                 ******

- Wychodzimy! - krzyknął ktoś z dołu.
- Świetnie! Nie będę znowu miała waszych ryi przed swoimi oczami! - odparłam równie głośno. Byłam na nich bardzo zła. Może i Liam, i Niall mi nic nie zrobili, ale wszycy moją u mnie przejebane. Usłyszałam jak jakiś osobnik wychodzi po schodach i, jeśli się nie mylę, idzie do mojego pokoju.
- Możesz się w końcu uspokoić?! - wtargnął z krzykiem do mojego pokoju Louis. Przycichłam. Wolałam z nim nie dyskutować, aby nie zranić siebie i jego. Mogłoby paść dużo nie potrzebnych słów, a przed wyjazdem chcę mieć z wszystkimi dobre relacje. - Weź się ogarnij! Żałuję, że tu przyjechałem, żałuję, że cię spotkałem! - wykrzyczał i szybko opuścił pomieszczenie. Nie wierzę, że to powiedział. Po prostu mnie zatkało. Wrócił tamtem Louis. Ten co mnie nienawidził, ten co mnie obrażał, ten co cieszył się z mojego nieszczęścia. Usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwi wyjściowych. Podbiegłam po cichu do okna i zobaczyłam jak wszyscy wsiadają do dużego, czarnego samochodu, a chwilę później odjeżdżają spod domu. Zsunęłam się po ścianie i zaczęłam głośno łkać. Zabolało mnie to bardzo, przecież jest moim przyjacielem, a raczej był. Szybko zerwałam się z miejsca i w mgnieniu oka złapałam za ciepłą bluzę. Truchcikiem zeszłam na dół i chwilę później, znalazłam się na dworze. Powoli doszłam do mojego ulubionego parku, ale to trochę dziwne, ponieważ znam tylko jeden. Usiadłam na tej pamiętnej ławce.

                                                                ******

Nie wiem ile tu już siedziałam, ale zrobiło się bardzo ciemno, a wokół zero jakiegokolwiek osobnika. Nagle usłyszałam śmiechy zza rogu alejki. Po chwili ujrzałam dwie postacie w kapturach. Po przyjrzeniu się stwiedziłam, że to dwaj mężczyźni. Niestety nie widziałam ich twarzy. Wstałam i szybkim marszem udałam się przed siebie co chwilę się odwracając. Na moje nieszczęście oni szli za mną. Prześpieszyłam, a raczej mogę nazwać to biegiem. Znowu przekręciłam głowę. Biegli za mną chwiejnym krokiem, widać, że pijani. Nagle poczułam silny uścisk na ramieniu.
- Mała, czemu uciekasz? - spytał się roześmiany, dobrze mi znany głos.
- A co ty tu kurwa robisz? - odwróciłam się zdziwiona do mężczyzny.
- Amy?! Co ty sobie wyobrażasz?! Jest - zamyślił się trochę - późno.
- Zayn, zamknij się do cholery! Siadać na ławce! - rozkazałam. Posłusznie zrobili to, o co prosiłam. Wyciągłąm telefon i wybrałam numer do Liam'a.
- Mamy wracać, słonko?
-Liaś - zaczęłam przesłodzonym tonem. - Gdzie są Zayn i Lou?
- No koło mnie.
- Gówno, a nie koło ciebie! Wiesz gdzie ich znalazłam?! Kurwa w parku, daleko od domu Ed'a! Jak ty ich pilnujesz?!
- Przestań się na mnie wydzierać!
- Dobra, przepraszam - powiedziałam już opanowana. - Cześć - rozłączyłam się szybko. Odwróciłam się do chłopaków, którzy głupkowato się uśmiechali.

____________________
Ta dam! Wiem durny, ale ostanio tylko nauka, nauka, nauka i.... o! Nauka! Narodziło się małe napięcie między Lou i Amy. Jak myślicie, główna bohaterka wyjedzie skłócona z nim czy jednak się pogodzą? Tylko ja wiem całą prawdę ;) A co do następnego rozdziału, to nie mam pojęcia kiedy będzie. We wtorek jadę na tydzień na zieloną szkołę (Jedziemy nad morze, do Ustronia Morskiego). Chyba, że uda mi się napisać w poniedziałek, ale nic nie obiecuję. Mam nadzieję, że ta notka wam się choć wmiarę podoba i skomentujecie. Może być nawet zwykła kropka, ale chce wiedzieć, czy to czytacie. To chyba tyle ;)

Do zobaczenia! <3

wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 19

Budzenie się na podłodze nie jest czymś przyjemnym. Zwłaszcza w tak okrutny sposób. Tak, Harry zepchnął mnie z łóżka. Zdenerwowana zeszłam na dół do kuchni. Wyjęłam z szafki garnek i łyżkę. Podreptałam do pokoju Loczka, który nadal głośno chrapał. Po cichu położyłam moje przyrządy na podłodze i usiadłam koło nich. Wzięłam łyżkę do ręki i zaczęłam głośno stukać nią w garnek. Po krótkiej chwili obudził się Harry.
- Pojebało cię?! - próbował przekrzyczeć mój "instrument". Odstawiłam moje narzędzia na biurku i podeszłam do niego ze sztucznym uśmiechem.
- Nie trzeba było mnie zrzucać z łóżka - syknęłam. Usłyszałam pukanie do drzwi, gdy się otworzyły można w nich było zobaczyć tych czterech idiotów.
- Czy wy do cholery możecie się zamknąć? - spytał zaspany i zdenerwowany Zayn.
- On mnie zrzucił z łóżka! - wydarłam się wściekła. - Mogę odzyskać swój pokój?
- Hmm... Pomyślmy. Chyba nikt nie ma ochoty na taką pobudkę - stwierdził patrząc na chłopaków, którzy kiwali głowami. Podeszłam do Niall'a i wyciągłam prawą rękę.
- Klucze - powiedziałam z szerokim uśmiechem. Ten nie chętnie podreptał do swojego pokoju, wracając z kluczykami od mojego królestwa. Podziękowałam i ruszyłam w stronę sypialni. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Patrząc na ekran bardzo się zdziwiłam.
- Halo? - spytałam nadal zdziwiona.
- Cześć córciu! Pakujesz się już? - zadała mi pytanie rodzicielka.
- Co? Przcież miałam być w Londynie przez miesiąc - nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać.
- No i za dwa dni mija ten miesiąc - powiedziała jakby to było oczywiste. Bez zastanowienia się rozłączyłam i usiadłam na podłodze. Jak? Przecież przed chwilą tu przyjechałam. Co ja mam zrobić? Bardzo polubiłam tych przygłupów, a zwłaszcza Louis'a. Myślę, że poczułam do niego coś więcej niż przyjaźń, ale nie jestem do końca tego pewna. Przy nim czuję to coś w brzuchu. Nie wiem. Chciałabym wiedzieć, ale niestety moje marzenia nigdy nie zostaną zrealizowane.
- Hej mała. - wszedł do mojego pokoju Lou. Moje serce momentalnie przyśpieszyło. - Czemu siedzisz na podłodze?
- Nie wiem - odpowiedziałam patrząc przed siebie. Usiadł koło mnie i objął swoim silnym ramieniem. Siedzieliśmy przez dłuższy czas w milczeniu. Każdy z nas pochłonięty był swoimi myślami. Powrót do Krakowa nie bardzo mnie cieszył. Będę musiała znowu patrzeć na ich fałszywe gęby. Postanowiłam, że im się postawie, ale będę pośmiewiskiem całej szkoły. A gdzie ja to mam? Oczywiście w dupie. Dodatkowo rodzice będą się cały czas czepiać wszystkiego. Każdej uwagi, każdej jedynki, każdego upomnienia przez nauczycieli. Zdecydowanie nie chcę tam wracać. Moje przemyślenia przerwał głos Louis'a.
- Mamy zamiar iść z chłopakami na imprezę do Ed'a dziś wieczorem, idziesz? - spytał. Pokręciłam przecząco głową. Nie miałam ochoty na zabawę w takiej chwili. Zepsułabym tylko wszystkim humor, a przede wszystkim jak oni pójdą, będę miała czas na spokojne spakowanie się. Nie zamierzałam im mówić, ponieważ rozpłakałabym się, a nie chcę by oni patrzyli na mnie w takim stanie. Krótko mówiąc zamierzam uciec tak, by się nie zorientowali. - No trudno. Za pięć minut widzę cię na dole na śniadaniu - powiedział z uśmiechem i wyszedł. Ubrałam się w wybrane ciuchy i zeszłam na dół do kuchni. Szatyn właśnie rozbijał jajka, a ich zawartość lądowała na patelni. Zorientowałam się, że robi jajecznicę. Chłopak stał do mnie tyłem, więc mnie nie widział. Nie ukrywam, że patrzyłam się na jego zgrabny tyłek. Zawsze byłam zboczona, ale co ja poradzę? Skradłam się do niego po cichu w celu przestraszenia go. Szybko dotknęłam jego ramion, a z moich ust wydobyło się głośne "Bu". Louis podskoczył i dopiero wtedy zorientowałam się, że trzymał w rękach patelnie. Gorąca powierzchnia spadła mi na gołą stopę i odruchowo złapałam się za nogę.
- Kurwa mać! - skakałam po kuchni jak jakiś niedorozwój. Myślałam, że to pomoże mi z tym okropnym bólem. Louis podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Szybko poszedł do łazienki i postawił mnie na podłodze. Odkręcił korek z zimną wodą. Ciecz wlewała się do wanny dość szybko.
- Usiądź na krawędzi i włóż nogi do wody - nakazał pośpiesznie. Bez namysłu zrobiłam tak jak mi kazał w wyniku czego cała wpadłam do wanny.
- Noż kurwa - byłam zła, głównie na siebie za moją lekko myślność. Może i byłam cała mokra, ale trochę pomogło mi na nogę. - Przepraszam Lou - powiedziałam cicho i zawstydzona całą tą sytuacją opuściłam głowę w dół.
- Mała, nie masz za co przepraszać. To przecież ja upuściłem tą cholerną patelnie - można było wyczuć w jego głosie nutkę rozbawienia. Nie pewnie przeniosłam wzrok na niego, a on patrzył na mnie z troską.
- Ale to ja cię przestraszyłam - postawiłam mu się.
- Ale to ja trzymałem tą patelnie ponad ogniem jak jakiś dureń, bo mi się tak podobało - zamilkłam. Nie miałam już więcej argumentów na to, że to moja wina. - Poczekaj, przyniosę ci jakieś suche ubrania. - Zostałam sama. Ten chłopak na prawdę zawrócił mi w głowie. Był inny niż wszyscy. Opiekuńczy, miły, zabawny. Ci z Polski to szczerze mówiąc chuje, ale zdarzają się wyjątki.
- Proszę - uśmiechnął się. - Tylko, że to są moje rzeczy, bo nie chciałem u ciebie grzebać. - i znowu zostałam sama. To było naprawdę słodkie z jego strony. Spojrzałam na swoją nogę, która była czerwona i spuchnięta. Wyszłam z wanny i założyłam na siebie szare dresy, które zlatywały z mojego tyłka. Ubrałam jeszcze dość dużą czarną koszulkę i wyszłam z łazienki kulejąc. Oczywiście musiałam trzymać się za spodnie, bo inaczej widać by było moją gołą dupę. - Ej, czemu mnie zawołałaś? Przecież bym ci pomógł - pojawił się koło mnie Loueh jak jakiś duch.
- Większych spodni nie było? - spytałam z sarkazmem.
- Są za małe? Przecież ty jesteś taka drobniutka - stwierdził szatyn lekko zmieszany. Pokręciłam głową cicho się śmiejąc. Szłam dalej kiedy ktoś pociągnął mnie za nadgarstki, a po chwili poczułam jak spodnie są na moich stopach.
- Kurwa Louis! - wydarłam się i wyrywając dłonie z jego silnych rąk, złapałam za materiał i szybko pociągłam w górę. Słyszałam tylko śmiech Lou. Wściekła poszłam do swojego pokoju i przebrałam się w moje rzeczy. Poskładałam jego ubrania i jak najszybciej udałam się koło drzwi do królestwa chłopaka. Otwarłam je i bez słowa rzuciłam jego ciuchy na łóżko. Ostrożnie udałam się na dół do kuchni, w celu znalezienia apteczki. Zastałam tam, krzątającego się po pomieszczeniu Zayn'a. Weszłam bez słowa przeszukując szafki.
- Czego szukasz? - spytał brunet z zaciekawieniem.
- Apteczki, wiesz gdzie jest? - chłopak chwile wpatrywał się w sufit myśląc, kiedy nagle się zerwał wziął stołek, na którym stanął i macał dłonią nad szafką. Po chwili poczułam na głowie silny ból. Jęknęłam przeraźliwie i szybko złapałam się za nią....

_____________________________
Przepraszam! Jestem zła na siebie, że nie dodałam nic w tamtym tygodniu, ale niestety nie miałam czasu. Jeszcze teraz nauczyciele się uwizieli i robią sprawdzian za sprawdzianem, więc będę najwięcej raz w tygodniu dodawać rozdział, ale jak zaczną się wakacje.... :) Ten rozdział nie bardzo mi się podoba, ale cóż. Chciałam trochę inaczej to opisać, przepraszam. Teraz mam dni doła, więc mam ochotę gdzieś zniknąć. To chyba tyle ;)

Do zobaczenia!!