Translate

poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 10

*Perspektywa Amy*
Zdziwiło mnie zachowanie Lou. Przecież on mnie nienawidzi. No, ale jakby mnie nienawidził to by mnie pocałował? Nie mogę zapomnieć o tej chwili, nie wiem czemu. Przecież ja do niego nic nie czuję, prawda? Sama już nie wiem. Moje przemyślenia przerwał jakiś "goryl":
- Co wy tu robicie?! Przez wasze głupstwo nie było dzisiaj próby! - krzyczał. Dziwię się, że jeszcze nie zdarł sobie gardła. Chłopcy popatrzyli po sobie i cicho westchnęli. - I jeszcze...!
- Przywiozłeś benzynę? - spytałam bezczelnie mu przerywając.
- No tak - powiedział nie pewnie.
- To rusz łaskawie swoją dupę i nie krzycz, bo głowa mi pęka - facet patrzył się na mnie tępo. Pewnie nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Myśli, że jak jest taki duży to jest straszny? Nie odezwał się nic tylko poszedł po benzynę i wlał ją do samochodu. Gdyby zabijał wzrokiem już bym nie żyła. Coś mi się wydaję, że nie bardzo się polubimy. No cóż, nie wszyscy muszą mnie uwielbiać. Wsiedliśmy do pojazdu i pojechaliśmy do domu...


- Odbiło ci?! - zaczął się wydzierać Liam. - To jest nasz menager i należy mu się szacunek! - prychnęłam. - Jak coś ci nie pasuje to zatrzymaj to dla siebie!
- Liam uspokuj się - próbował załagodzić sytuację Zayn, ale najwyraźniej szatyn dopiero się rozkręcał.
- Jak ja mam się uspokoić?! Rozumiem, że mogła się wkurzyć, ale do kurwy nędzy to jest nasz menager! Ty naprawdę jesteś taką idiotką czy tylko udajesz?! - to zabolało. Bez słowa udałam się do mojego pokoju, a po moim policzku zaczęły spływać łzy. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz, żeby nikt nie mógł wejść i zobaczyć mnie w takim stanie. Naprawdę za taką mnie ma? Nagle usłyszałam jak ktoś dobija się do mojego pokoju. - Amy przepraszam! Ja nie chciałem tego powiedzieć. Proszę wpuść mnie! - błagał Liam. Jeśli myśli, że tak poprostu mu wybaczę to jest w błędzie. Poszłam do łazienki, by wziąć długą, relaksacyjną kąpięł. Trochę się uspokoiłam, ale nie wystarczająco, żeby zejść na dół. Z moimi przygnębiającymi myślami poszłam spać...


Obudziłam się około trzynastej. Nie dziwię się, w końcu przyjechaliśmy o trzeciej w nocy. Nie chętnie wstałam, ubrałam się, trochę ogarnęłam twarz i zeszłam na dół. W kuchni był Liam, który robił śniadanie. Nie zwróciłam na niego większej uwagi, gdyż mój żołądek wydobywał z siebie głośne burczenie. Usiadłam przy blacie i zaczęłam myśleć co zjeść. Po chwili usłyszałam za sobą ciche chrząknięcie.
- Chciałem cię przeprosić - mówił szatyn patrząc na swoje białe skarpetki. - Zrobiłem ci śniadanie - uśmiechnął się lekko. Bez słowa podeszłam i go przytuliłam.
- Wybaczam, dziękuję i też przepraszam. Masz rację jestem idiotką - powiedziałam ze skruchą.
- Tylko tak nie mów! Jeśli już to ja jestem zwyczajnym dupkiem, ale już proszę, nie rozmawiajmy o tym. Chodź, zjedz śniadanie, a i prawie bym zapomniał. Nasz przyjaciel Ed robi dziś imprezę. Oczywiście ty też jesteś zaproszona - uśmiechnął się szeroko. Usiadłam przy stole i zaczęłam konsumować jajecznicę.
- Nie mam ochoty dzisiaj się bawić - mruknęłam ospale. - Idzicie sami.
- No dobrze.


Szłam w kierunku pokoju Louis'a. Przecież muszę oddać mu tą bluzę, która była tak cieplutka i tak wspaniale pachniała męskimi perfumami. Zapukałam lekko w drzwi, gdy usłyszałam cichutkie "proszę".
- Cześć - weszłam nie pewnie. - Przyszłam oddać ci twoją bluzę - chłopak wstał ze swojego łóżka i odebrał swoją rzecz.
- Spoko, mam nadzieję, że pomogłem. - uśmiechnął się odsłaniając rząd białych zębów. Ten jego uśmiech.. ughh! Czemu musi być taki cudowny?! Wyszłam i wróciłam do swojego pokoju. Tam siedział Harry. Co on tutaj robi?
- Pomyliłeś pokoje? - spytałam trochę hamsko, ale taka już moja natura.
- Nie, tylko.. Tak jakby zrobiło mi się nie dobrze, a najbliższa łazienka była u ciebia, no i tak jakby nie zdąrzyłem tam dobiec - wskazał na obrzydliwą plamę na moim łóżku.
- Pojebało cię?! - zaczęła z pretensjami. Nie powiedziałam więcej nic tylko wybiegłam wściekła z domu, szlajając się po małych uliczkach Londynu.

Dochodziła już dwunasta wieczorem, a ja nadal byłam w centrum tego wielkiego miasta. O co ja tak w ogóle się wściekam? O to, że Harry nie zdążył do łazienki, za to, że zrobiło mu się nie dobrze? Ale ja durna jestem! Zwykła, zajebana idiotka! Postanowiłam wrócić do domu. Po chwili usłyszałam z jakiejś małej, ciemnej uliczki, krzyki dziewczyny. Bez zastanowienia weszłam w głąb alejki. Zobaczyłam szarpiącą się kobietę z jakimś mężczyzną. Podbiegłam i z całej siły popchnęłam napastnika.
- Uciekaj! - krzyknęłam do dziewczyny. Ta trzęsąc się pobiegła, pewnie do domu. Już odchodziłam gdy poczułam na swojej kostce mocne ściśnięcie w wyniku czego upadłam na ziemię. Próbowałam się wyszarpać, lecz mężczyzna był znacznie sliniejszy.
- Super bohaterka się znalazła, co? A może tak się zabawimy? - zaczął się do mnie dobierać. Czułam jego ochydny oddech na swojej szyi. Macał mnie po całym ciele. Słyszałam jak odpina klamerkę od swojego paska. Bałam się, cholernie się bałam. Nagle usłyszałam policyjne syreny.
- Odejdź od niej! - krzyknął facet w mundurze z bronią. Napastnik odsunął się powoli podnosząc ręce ku górze. Policjant podszedł do niego, zakuł dłonie w kajdanki i wrzucił do radiowozu.
- Nic ci nie jest? - zapytał pan władza. Przecząco kiwnęłam głową lekko trzesząc się ze strachu. Mężczyzna wziął mnie na ręce i włożył do drugiego samochodu.....


*Perspektywa Louis'a*
- Gdzie ona jest? - chodził nerwowo Liam. - A co jeśli coś jej się stało?
- Nie wybaczył bym sobie tego - odpowiedział Harry. - Po co mi był ten durny żart z żyganiem?! - krzyczał na siebie Loczek. - Musimy sobie odpuścić dzisiejszą imprezę.
- Na pewno nic jej nie jest, a jak tak bardzo się martwicie to ja zostanę w domu, a wy pójdziecie do Ed'a, okey? - spytałem. Nie miałem ochoty dziś balować, przecież nie dawno robiliśmy u siebie imprezę, więc nie było sensu.
- No dobra, to my się zbieramy. Jak Amy się odezwie daj znać! - krzyknął Liam i już ich nie było. Ciekawe gdzie ta dziewczyna się podziewa. Może poszła na jakąś dyskotekę coś wypić? Nie mam pojęcia, ale jak do pierwszej się nie pojawi, idę ją szukać. Usiadłem w salonie na kanapie i tępo gapiłem się w sufit. Po chwili usłyszałem dźwięk telefonu domowego. Nie czekając długo, wstałem i podniosłem słuchawkę:
- Słucham - powiedziałem.
- Dobry wieczór, dom państwa Payne'ów? - spytał jakiś mężczyzna.
- Ymm.. Tak, a o co chodzi?
-  Zdzwonię z komisariatu policji. Panna Amy Wasilewska jest tu u nas ponieważ..... - gdy to usłyszałem z hukiem odłożyłem słuchawkę, ubrałem buty i pojechałem na posterunek. Dotarłem tam w około dwadzieścia minut. Dosłownie wbiegłem do budynku, a przy wejściu siedziała skulona Amy.
- Pojebało cię do końca?! Co tym razem zrobiłaś? Zaczęłaś handlować narkotykami?! - wybuchłem. Ta dziewczyna naprawdę wpadnie kiedyś w tarapaty. - A może zabiłaś człowieka?! Wiedz tylko, że my już ci nie pomożemy i..!
- Przepraszam pana, ale czemu pan na nią krzyczy? - zaczął z pretensjami pewien policjant.
- Hmm.. może dlatego, że wylądowała na komisariacie? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Zapraszam pana do mojego gebinetu. Wszystko panu wyjaśnię - westchnął. Posłusznie poszedłem za nim. - Proszę usiąść, więc panna Amy szła ulicą gdy nagle usłyszała jakieś krzyki. Okazało się, że pewien mężczyzna bił młodziutką dziewczynę. Amy pomogła jej się wydostać, lecz sama wpadła w łapy napastnika. Próbował on ją zgwałcić, na szczęście tamta dziewczyna była na tyle odważna, by zadzwonić na policję....


_______________________________
I jest rozdział 10!! Jakoś tako mi wyszło, ale na pewno nie jest idealnie. Ta sytuacja jest dość ważna w tym opowiadaniu, więc.... :) To tyle, proszę o wyrażenie szczerej opinii !

Do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz