Translate

środa, 23 października 2013

Rozdział 9 {część druga}

- Trzeba ją obudzić - szepnął ktoś. Nadal jednak nie otwierałam oczu.
- Nawet nie próbuj, przecież tak słodko wygląda - odpowiedział ten wspaniały głos. - Liam, tylko proszę cię, nikomu nie mów.
- Słowo harcerza - powiedział donośnym głosem na co Lou zaczął od razu go uciszać. Nie wiem czemu, ale zachciało mi się śmiać. Ogar, Amela! - To ja idę do domu, a ty rób co chcesz tylko jej nie zgwałć - rzucił żartobliwie i wyszedł z samochodu.
- Nigdy bym jej nie skrzywdził - szepnął jakby do siebie. Nie skrzywdziłby mnie? Słodkie, za słodkie. Miło, że tak mówi, ale nie chcę, żebyśmy byli kolejną przecukrzoną parą, która widzi dookoła tylko serduszka, kwiatki i słodycze. Po chwili usłyszałam trzask, coś jakby dźwięk tłuczonego szkła na zewnątrz. Szybko podniosłam głowę i popatrzyłam przez szybę. Liam miał kilka zniczy w ręku, a jak się domyślam to na ziemi to też to szklane naczynie, które polega na czczeniu naszych zmarłych bliskich. Mam tylko jedno pytanie, po chuja mu znicze? - No co za idiota - warknął Louis. - W porządku, skarbie? - spytał patrząc się na mnie. Muszę się przyzwyczaić do tego typu słodkości.
- Tak, jestem tylko niewyspana - ziewnęłam na co szatyn się zaśmiał. Lou wyszedł z samochodu i podszedł do drzwi od mojej strony i otworzył je jak najszerzej. To, co teraz zrobił zaskoczyło mnie. Wziął ciężarówkę (czytaj: Amelia Wasilewska) na ręce. - Loueh, umiem chodzić. Postaw mnie na ziemi - poprosiłam ospale.
- Nie, bo jeszcze mi zaśniesz idąc - zaśmiał się chłopięco. Coś tam mruknęłam w odpowiedzi pod nosem i dałam sobie spokój. Spać, spać, spać....


***

Gdy się obudziłam było mi bardzo gorąco. Otwarłam szeroko oczy, a moim oczom ukazał się przepiękny widok Louis'a. Patrzył na mnie z szerokim uśmiechem.
- Czy mógłbyś ze mnie zejść? - mruknęłam nie zadowolona z pobudki. - Gdzie jest pościel? - spytałam rozglądając się dookoła.
- Na ziemi - powiedział. - Wstawaj skarbie, bo śniadanie już prawie gotowe. Niall robi naleśniki.
- Daliście mu robić jedzenie, serio? - spytałam unosząc jedną brew. Blondasek wstał  rano by zrobić naleśniki? Przecież on nie umie gotować, a nawet jeśli coś zrobi dobrze to albo dodał tam coś niejadalnego dla nas, albo nie wiem co jeszcze. - Okej, ale nie chcę pierwsza tego próbować - wstałam i popatrzyłam do lustra. Wyglądałam jak widmo.... Ugh.... Przeczesałam trochę włosy, żeby doprowadzić je do ładu i składu. Już brałam korektor by ukryć swoje niedoskonałości, ale Lou się wtrącił.
- Nie potrzebujesz tego, księżniczko - powiedział i wziął ode mnie małą tubkę.
- Właśnie, że potrzebuję - chciałam odzyskać swoją własność, ale on tylko schował korektor do kieszeni.
- Jesteś śliczna w każdym calu. Nie używaj tego, bo to nie jest ci potrzebne - zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko.
- Aww.... To słodkie co mówisz. A teraz oddaj mi to - uśmiechnęłam się słodko. Zbliżył się jeszcze bardziej, nasze twarze dzieliły tylko milimetry. Patrzył mi w oczy jakby czekał na jakieś pozwolenie, więc postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Pocałowałam go. Czułam jak uśmiecha się przez pocałunek. Po chwili odsunęliśmy się od siebie tylko po to by po kilku sekundach złączyć się w szczelnym uścisku.
- Szczerze, myślałem, że prędzej mi przywalisz w twarz niż mnie pocałujesz - zaśmiał się. - Dobra, koniec dyskusji. Na śniadanie - chciał udawać surowego, ale coś mu nie wyszło. Zeszliśmy razem po schodach. Lou chciał mnie złapać za rękę, ale przypomniałam mu, że mieliśmy na razie nie mówić chłopakom. Czekaj, czekaj... To w nocy przy Liam'ie. "Słowo harcerza". Dopiero teraz to do mnie dotarło.
- Czemu powiedziałeś Liam'owi? - krzyknęłam do niego szeptem. Popatrzył na mnie lekko zakłopotany moim nagłym "wybuchem".
- Chciałem po prostu, żeby jedna osoba wiedziała o nas by mogła kryć nas jak gdzieś wychodzimy. Przepraszam, księżniczko - on myśli, że jestem na niego zła? Przytuliłam go szybko gdy usłyszałam jakieś kroki z salonu. Weszliśmy do kuchni i zobaczyliśmy pichcącego Niall'a.
- No jedzcie, bo zaraz nie będzie - powiedział nawet na nas nie patrząc. Popatrzyłam na talerz koło blondyna. Tylko jeden?! Wszystko ze żarli?! - Lou, idź szybko do sklepu, bo mi się mleko zaraz skończy - Nialler zaczął panikować.
- Spokojnie, już idę - powiedział niechętnie. Uśmiechnął się do mnie dyskretnie wyszedł. Powodzenia jak znajdzie jakiś sklep. Wątpię, że dogada się z nimi po angielsku. No cóż, będzie musiał gestykulować, a jak jeszcze zapłaci funtami...Będzie ciekawie. Zwinęłam naleśnika z talerzyka i usiadłam przy stole pochłaniając moje śniadanko.
- I jak? - spytał Niall patrząc na mnie wyczekująco.
- Hmm.. Mogłeś trochę bardziej pod smażyć, ale i tak całkiem niezłe - mówiłam z pełną buzią. Po chwili pojawił się Liam, który uśmiechnął się do nas. Podszedł do blatu i tak, żeby Niall nie zauważył zabrał mleko. Wziął łyka.... i od razu to wypluł.
- Z tego mleka robiłeś naleśniki? - spytał trochę przestraszony. Blondyn kiwnął głową. - A patrzyłeś na..... - nie dane było mu do kończyć, ponieważ z impetetem odsunęłam krzesło i jak najszybciej udałam się do łazienki. Czułam jakbym wymiotowała całe swoje wnętrzności. Po całej tej czynności wytarłam usta i umyłam zęby. Poszłam do kuchni by ochrzanić tego idiotę.
- Niall, zabiję cię - wymamrotał czując napływ kolejnych wymiocin. - Zaraz potem jak wrócę z łazienki - i w mgnieniu oka znowu ślęczałam nad toaletą. Odsunęłam się od sedesu i oparłam o ścianę wciągając głęboko powietrze. Po dłuższej chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Bez mojego pozwolenia ktoś wparował do łazienki, w której po prostu bosko pachniało. Tak, to był sarkazm.
- Wyjdź stąd, wyglądam okropnie - powiedziałam zakrywając swoją twarz dłońmi.
- Słyszałem, że Niall dał ci dość stare mleko - kucnął przede mną Lou gładząc moje plecy.
- Chyba pójdę do łóżka, bo słabo się czuję - powiedziałam próbując wstać, ale nagle Loueh wziął mnie na ręce. - Mogę iść sama, naprawdę.
- Sama mówiłaś, że nie czujesz za dobrze. Nie chcę żebyś się przewróciła po drodze - w jego głosie można było wyczuć troskę. Zaniósł mnie do pokoju, który był dosłownie trzy kroki od łazienki. Położył mnie na łóżku i przykrył kocem. Zaraz po tym ułożył się koło mnie lekko przyciągając do swojej klatki piersiowej. Z racji tego, że było mi bardzo cieplutko postanowiłam trochę poudawać, że śpię by ze mną został.


___________________________

Wiem jestem idiotką, przepraszam za to. Na prawdę nie mam czasu. Sprawdzian za sprawdzianem, kartkówka za kartkówką, do tego dochodzą moje jakże świetne oceny, które próbuję w dużej ilości poprawiać. Jeszcze do tego przez stres czuję jakbym zaraz miała się przewrócić, a do tego dostałam ostatnio w ryj piłką. Mam za dużo obowiązków, za dużo wszystkiego. W weekendy mnie praktycznie w ogóle nie ma. To chyba tyle z tą sprawą. Dalej. Kiedyś pisałam, że to opowiadanie to dopiero koniec początku. Chcę wam tylko powiedzieć, że zaszła mała zmiana planów. Stwierdziłam, że ten blog jest do kitu, więc zakończę go w około trzech rozdziałach, ale nie jestem pewna. I chyba będę pisać nowe opowiadanie. Mam już adres bloga, bohaterów, ale postanowiłam, że nie będę sobie dokładać więcej, czyli jak skończę z tym to dopiero będzie następny. To tyle mojego zanudzania ;) Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli ;c


PS. Dziękuję za 10 komentarzy ;*


 

czwartek, 26 września 2013

Rozdział 8 {część druga}


Przeczytaj notkę pod rozdziałem.

 Louis zaparkował przed starym pubem na obrzeżach Krakowa.
- Jesteś pewna, że to tu? - spytał lekko spanikowany. Kiwnęłam potwierdzająco głową. Tu o każdej porze dnia i nocy było prawie pusto. Parę gości gra sobie w billarda, stary Maks popija zimne piwko. Zawsze się do niego dosiadywałam gdy tu przychodziłam. Historia tego starca jest na prawdę wzruszając. Może brzmi to banalnie, ale uwierzcie mi, to jest niezwykła opowieść. On i jego narzeczona byli bardzo kochającą się parą. W dzień, kiedy odbywał się wieczór kawalerski, ktoś z jego kolegów zamówił prostytutkę. Wszyscy znajomi Maksa uzgodnili, że to on powinien iść pierwszy na całą noc. Niestety już każdy z nich miał w sobie dużo procentów. Maks zgodził się. Mówił mi, że to była najgorsza decyzja w jego życiu. Rano obudził go krzyk. Krzyk swojej ukochanej. Zobaczyła ich razem w łóżku. Mężczyzna próbował jej wytłumaczyć cały ostatni wieczór, ale Julia (narzeczona Maksa) Go nie słuchała i się wyprowadziła. On się załamał i zaczął popadać w nałogi. Kilka lat później do Maksa zadzwoniła ona. Wykrzyczała, że go nienawidzi, a zarazem kocha. Umówili się w ich ulubionej kawiarni. Mężczyzna czekał i czekał. Nie doczekał się. Już nigdy jej nie spotkał. Raz gdy szedł na grób swojej prababci, zobaczył kamienną płytę, na której było napisane: "Julia Kowalska, urodzona 13 czerwca 1947 r., zmarła 27 stycznia 1993 r.". Dzień zgonu to był dzień, w którym mieli się spotkać. Okazało się, że kiedy Julia jechała na miejsce miała wypadek. Zginęła na miejscu, Od tamtej pory, Maks przynosi codziennie na grób jej ulubiony kwiat, białą piwonię. Zaraz po tym przychodzi do pubu. On jest dla mnie jak dziadek, kocham go.
- Ej, Amy, żyjesz? - lekko potrząsnął mnie Louis. Kiwnęłam potwierdzająco głową i wyszliśmy z samochodu. Przekroczyliśmy próg a w nozdrzach można było wyczuć zapach alkoholu. W oczy rzucił mi się mężczyzna siedzący przy barze sączący piwo.
- Maks! - podbiegłam do niego i przytuliłam. Tak, jestem bardzo otwartym człowiekiem.
- Ojejku, Amelko, połamiesz mi w końcu te kruche kości - zaśmiał się. - Chyba masz cień - spojrzałam za siebie, a tam stał zmieszany Lou. A no tak! Przecież on nic nie rozumie.
- To mój przyjaciel, Louis - przywołałam gestem ręki szatyna, a on uśmiechnął się nie pewnie. - Loueh, to jest Maks - powiedział po angielsku by zrozumiał. Podali sobie po męsku dłoń i poklepali po plecach. Nigdy tego nie ogarnę. Oznajmiłam staruszkowi, że przyszłam tu porozmawiać z kolegą o pewnych sprawach i poszliśmy na drugie piętro gdzie nikogo nie było.
- Kto to był? - spytał szatyn. Uśmiechnęłam się do siebie i powiedziałam tylko "znajomy". Usiedliśmy przy jednym ze stolików. Po chwili z dołu przyszedł jakiś facet byśmy mogli coś zamówić. Po wielu moich protestach wzięliśmy dwa piwa. Sprzeciwiałam się, ponieważ Lou prowadzi, a po pijaku jak wiadomo, nie wolno jeździć samochodem. Gdy dostaliśmy nasze zamówienie, a facet poszedł sobie zapadła cisza. O nie. Ja się nie będę pierwsza odzywać.
- Powiedz mi, nadal coś do mnie czujesz? - spytał speszony Louis, lecz cały czas patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi oczami.
- No więc.. - odetchnęłam głęboko. Chciałam kontynuować, ale on nagle mi przerwał.
- Dobra ogarniam, z naszej miłości nici - rzucił oschle.
- Dlaczego tak myślisz?! - powiedziałam bardziej uniesionym tonem niż miałam w zamiarze.
- Nie wiem! Tak czuję! Obawiam się, że nigdy mnie nie będziesz chciała! Boję się, że ktoś mi cię zabierze! - krzyczał ciągnąc się za włosy. Był bliski płaczu.
- Ale ja cię kocham, idioto! - wtedy popatrzył na mnie. Jego oczy były załzawione i zdziwione. Jak mógł pomyśleć, że ja go nie obdarowuję tym uczuciem? Podszedł do mnie szybkim krokiem i przytulił mocno do siebie. Gdyby ktoś by tu z nami był to na pewno rzygałby słodyczą. To było zdecydowanie przesłodzone. Ale jednak muszę przyznać, że było całkiem milutko.
- Też cię kocham Amy - i cmoknął mnie w czubek głowy. Louis pociągnął mnie na krzesło w wyniku czego siedziałam mu na kolanach. - A czy... będziemy razem? - spytał.
- Nie wiem, Loueh. Nie wiem, czy jestem zdolna do bycia w związku. Nigdy w takowym nie byłam - wybąkałam lekko speszona.
- Pomogę ci.
- Ale ja się boję, że ciebie zranię - wyszeptałam patrząc prosto w jego szare oczy.
- Zaryzykuję, to jak? - denerwował się. Kochany.
- Kocham cię, Lou i chcę być z tobą - powiedziałam i wtuliłam się w jego ciepłą klatkę piersiową. Poczułam nagłą potrzebę snu. Ej, no ogarnij się, Amelka! Nie będziesz na nim spała! Ja i ochrzanianie się w myślach. Chyba tylko ja tak robię. Jejku, jak Louis bosko pachnie. Po wypiciu całego piwa, postanowiliśmy wrócić do mnie do domu, ponieważ cała piątka przygłupów u mnie mieszka. Dlaczego? Ciocia uparła się, że nie będą się po hotelach włóczyć, a że moja opiekunka ma na prawdę spory dom, zaprosiła ich do nas.
- Amy, czy moglibyśmy na razie chłopakom nie mówić o nas? - spytał lekko speszony. Jakoś przy mnie się zaczął często zawstydzać. Myślę, że to tylko kwestia czasu, aż dojdziemy do naszych poprzednich relacji. Właśnie siedzimy koło pubu i czekamy na któregoś z naszych przyjaciół. Jeśli w ogóle tu kiedyś dojadą, bo blisko to nie jest. Podałam im adres, niech teraz sobie sami radzą.
- Oczywiście, sama nawet chciałam o spytać - uśmiechnęłam się do niego, łapiąc niepewnie za rękę. Poczułam silny uścisk na dłoni. Ciche "ałć'' wydostało się z moich ust, a Lou natychmiast przeprosił i zaczął całować miejsce, które przed chwilą trochę ścisnął. Zaczęłam się z niego śmiać, a on razem ze mną. W końcu jest normalnie. Nagle usłyszałam głośne trąbienie samochodu. Rozglądnęłam się dookoła siebie. Zobaczyłam tylko jeden pojazd stojący na środku parkingu, a za kierownicą wkurzonego Liam'a. Louis mnie puścił i razem udaliśmy się do auta. Szarooki usiadł na miejscu pasażera, a ja z tyłu. Koło mnie zauważyłam szczerzącego się Harry'ego.
- Lepiej nie odzywajcie się do Liam'a, bo go niesamowicie wkurzyliście - zaśmiał się Loczek.
- Zamknij się, Styles - warknął szatyn. - Na większe za dupie nie dało się pojechać? - wszyscy śmialiśmy się w niebogłosy. - Okej, Harry. Wyłaź, jedziesz samochodem Louis'a - dodał już spokojniej.
- Czemu ja?! - wydarł się.
- No to może Lou, który jest nawalony, albo Amy, która nie ma prawa jazdy i też jest nawalona? - w tym samym czasie z moich i Loueh'ego ust wyszło głośne "eej". Harry w odpowiedzi tylko mruknął coś pod nosem wychodząc z samochodu, wcześniej biorąc kluczyki od mojego chłopaka. Jezu, jak to cudownie brzmi. Mój chłopak. Mój Loueh. Tylko mój. Gdy wracaliśmy było już ciemno. Bardzo chciało mi się spać. Oparłam głowę o szybę i odpłynęłam w objęciach Morfeusza...

__________________________
Powiem wam szczerze. Ten rozdział miałam już dawno napisany. Pytanie tylko, czemu nie dodałam? Już wam odpowiadam. Komentarze. A ściślej tylko jeden komentarz. Smutno mi z tego powodu. Aż tak źle był napisany poprzedni rozdział? A wiecie, że nawet myślałam nad zawieszeniem bloga? Miałam plan, żeby nie dodawać, tego rozdziału, ale go dodałam. Czemu? Zbyt duża pokusa, po prostu kocham pisać. Jak nie będzie komentarzy to chyba zacznę was szantażować ;p Kończę swój krótki monolog, mam nadzieję, że będziecie komentować. I trzymajcie za mnie kciuki, bo jutro wybory do samorządu. To tyle ;)

Do Zobaczenia! <33

P.S. Jak tam szkoła? Jakieś jedynki? Ja już jedną dostałam z biologii ;// Pieprznięty babsztyl się na nas uwziął xD


środa, 11 września 2013

Rozdział 7 {część druga}

- Na prawdę nie musiałeś - powiedziałam stając przed salą rozpraw.
- Przestań, to był pikuś. A z resztą. Czy do sądu nie powinno się chodzić elegancko? - spytał pokazując na mój ubiór. Co jest złego w rurkach, bluzach i trampkach? Zaśmiałam się cicho, na co on odpowiedział tym samym. Co mu się we mnie podoba albo podobało? Przecież wyglądam i zachowuję się jak chłopak. El była lafiryndą, a ja "dresem". Po chuja wspominam o Elce?! - Twój adwokat już idzie - szturchnął mnie lekko w ramię Louis. No i po co mi Lou załatwił tego kogoś? Wygląda jak jakiś idiota. Mam nadzieję, że mój ojciec trafi za kratki na długie lata. Bo powiedzmy sobie szczerze. Dożywocia nie dostanie. To jest tylko drobnostka, że mnie bił. Na pewno nie będzie już miał praw rodzicielskich, ale czy inne konsekwencje będą z tego wyciągnięte?
- Zapraszamy do sali...


***
Wreszcie opuściliśmy to okropne pomieszczenie. Jeszcze nic do mnie nie dotarło. Wiedziałam, że przyjaciele coś do mnie mówili, ale ja nie wiedziałam co. Kręciło mi się w głowie.
- Kochanie - szturchała mnie lekko ciocia. Zamyślonym wzrokiem popatrzyłam na nią. - Twoi koledzy się pytają jak poszło, bo nic nie zrozumieli - powiedziała uśmiechając się nie pewnie.
- Umm... - musiałam pomyśleć. To trudne do ogarnięcia.
- No mów, bo za chwilę oszaleję - szybko powiedział Zayn.
- Dziesięć lat - wyszeptałam oniemiała. Popatrzyłam na nich nie pewnie. - Poszedł do więzienia na dziesięć lat.
To co się teraz działo było nie pojęte. Chłopcy skakali, cieszyli się, a ja... ja nie potrafiłam. Nagle ktoś mnie przytulił. Nie miałam pojęcia kto to, ale odwzajemniłam uścisk. Po chwili zorientowałam się, że to Louis... po zapachu się domyśliłam. Pachniał tak ślicznie. Zaciągnęłam się nim tak, żeby nie zauważył.
- Dziękuję - wyszeptałam do jego ucha. Dzięki temu adwokatowi poszedł na aż tyle. Normalnie by pewnie dostał wyrok w zawieszeniu. Przez dziesięć lat będę mieć spokój. Nadal to do mnie nie dociera.
- Nie masz za co, Amy - odsunął się ode mnie tylko troszkę by spojrzeć mi w oczy. Widziałam w jego tęczówkach tą nie pewność, radość i troskę. Urósł. Teraz dopiero to zauważyłam jak byliśmy tak blisko. Albo ja się zmniejszyłam, tej opcji nie wykluczam.
- Owszem, mam. Gdyby nie ten adwokat, przeżywałabym teraz koszmar, gdyby nie ty to... - przerwał mi nagłym pocałunkiem. Bardzo mnie zdziwił tym gestem. Czyli to ma oznaczać, że nadal mu się podobam? Byłam w zbyt dużym szoku by to odwzajemnić. Ale z drugiej strony nie chciałam, żeby czuł się urażony. Przecież go kocham. W końcu wyrzuciłam ze swojego durnego łba wszystkie obawy i to zrobiłam. Odwzajemniłam pocałunek. Tak bardzo za nim tęskniłam. Po chwili zabrakło nam powietrza, więc oddaliliśmy się od siebie. Rozejrzałam się dookoła w celu sprawdzeniu czy ktoś nas widział. Na moje nieszczęście wszyscy na nas patrzyli z szeroko otwartymi oczyma. No oprócz Styles'a. On tylko się śmiał. Jak boga kocham zaraz go zamorduję.
- To wy może sobie pogadajcie. Louis, masz kluczyki do samochodu? - spytał Zayn, a Loueh tylko pokiwał głową potwierdzająco. - Okej, to my już jedziemy. I Amy, odwieziemy twoją ciocię - uśmiechnął się szeroko. Zostaliśmy sami. Jeszcze kurwa w urzędzie, no ich chyba pojebało.
- Znasz jakąś kawiarnię, która jest mało zaludniona? Chciałbym z tobą pogadać na spokojnie - ukazał Lou swoje nienaganne uzębienie. Popatrzyłam na niego jak na idiotę. - Albo jakiś pub?
Zaśmiałam się i pokiwałam z chęcią głową. Nie rozumiem czemu we mnie taka nagła radość, powinnam się stresować i błagać Boga o odrobinę oddechu. Ja się tak nie czułam. Byłam zrelaksowana. Patrzyliśmy tak sobie w oczy, kiedy nagle ktoś z hukiem otworzył drzwi od sali rozpraw.
- Spokój! - krzyknął jakiś ochroniarz. Spojrzałam w tamtym kierunku. O ja pierdole!
- Och, moja najukochańsza córusia! Ładnie to tak posyłać starego ojczulka do kicia? - spytał z cwaniackim uśmiechem.
- Zamknij się! Nie jestem już twoją córką! Mam nadzieję, że nigdy się nie spotkamy! Nienawidzę cię, rozumiesz?! Nienawidzę! - krzyczałam, a Louis próbował mnie zasłonić przed ojcem, ale ja próbowałam wygarnąć temu choremu człowiekowi wszystko. - Zgnij w tym więzieniu!
- Shh... - znowu Loueh zgarnął mnie do swoich ramion. Czułam, że bomba, która we mnie siedzi, która już miała wybuchać, uspokoiła się. On tak na mnie działa.
- I tak cię dorwę, maluszku - mruknęła po raz ostatni ta bezduszna istota i ochroniarz zabrał go do pierdla. Dziesięć lat spokoju. Czuję się taka.... wolna. Louis złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę wyjścia. Dobrze wiedziałam, że nie chciał dłużej zostać w tym jakże "świetnym" miejscu. Jeszcze zobaczył psychiczną Amelkę, no wprost zajebiście! A teraz czeka mnie rozmowa z Lou. Chyba zaczynam się bać...

________________________
Przeeeeeepraaaaaaaszaaaaam!!! Mówiłam, że będą częściej rozdziały, a tak na prawdę gówno z tego. Jeszcze mam malutkie "problemy" w szkole. Nie wiem czy to dobre określenie, ale nie będę się tu jakoś specjalnie rozpisywać. Jak wam się podoba rozdział? Znowu nie jest długi za co przepraszam. Ogólnie nic mi ostatnio nie wychodzi, do tego pogoda jest do dupy i to mi najbardziej psuje humor. Dobra, to chyba tyle ;) Komentujcie ;3

Do zobaczenia! <3

PS. NIE ZNAM SIĘ NA SĄDACH I TAKICH PODOBNYCH SPRAWACH, WIĘC NIE BIJCIE!


 

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 6 {cześć druga}

Weszliśmy do domu, a gestem ręki zaprosiłam chłopaków do salonu.
- Chcecie coś do jedzenia, picia? - spytałam kulturalnie. Ta miła ja.. brr.. Widziałam, że Niall chciał o coś poprosić, ale Liam nadepnął mu nogę uciszając go.
- Nie dzięki - sparaliżował Nialler szatyna wzrokiem. Zaśmiałam się cicho i poszłam do kuchni po ciastka czekoladowe, które rzuciłam blondynowi. Zajadał aż mu się uszy trzęsły. Reszta tylko pokiwała z politowaniem głowami.
- Więc, Amy... - zaczął nie pewnie Liaś. - Czemu nie możesz jechać z nami dziś? - wyrzucił z siebie. Wzięłam głęboki i myślałam nad sensowną odpowiedzią przy której nie zacznę ryczeć.
- Będzie rozprawa w sądzie, na której muszę być obowiązkowo - zaczęłam bawić się palcami gapiąc się na nie. Patrzyli na mnie jak na jakiegoś przestępce. - Chodzi o pobicie..
- Pobiłaś kogoś?! - wykrzyknął Hazz, za co dostał w łeb od Zayn'a. - No co?
- Nie, Harry. Nikogo nie pobiłam - przymknęłam oczy oddychając głęboko. Ze świstem wypuściłam powietrze z ust.
- No przepraszam, ale ja nie uwierzę, że ktoś cię uderzył. Ty byś sobie nie dała - wypalił bez namysłu. Wstałam i ściągnęłam z siebie koszulkę.
- Może ja bym sobie to zrobiła, co?! - wydarłam się na Styles'a pokazując moje siniaki. Właśnie stoję przed chłopakami w samej bieliźnie. Trudno, jak coś wezmą mnie za dziwkę. - Może to ja błagałam ojca, żeby mnie bił?! Może to przeze mnie matka popełniła samobójstwo?! Może to przeze mnie straciłam rodziców?! Masz rację, to wszystko moja wina! - krzyczałam nie mogąc się uspokoić. Szybko wstał Zayn i mnie przytulił. Zaciągnął mnie do, któregoś z pokoi na dole. Oddychałam nie równomiernie. Na szczęście nie płakałam.
- Ubierz koszulkę - szepnął brunet podając mi kawałek materiału. Nie pewnie przeciągnęłam go przez głowę. Oparłam się o drzwi i zjechałam po nich w dół. Przede mną kucnął Zayn lekko pocierając moje plecy. - On najpierw mówi, później myśli. Znasz go - usiadł koło mnie obejmując mnie ramieniem. - Opowiesz mi o tym? Nie nalegam, ale byłoby mi łatwiej - pocałował mnie w czubek głowy. Pokiwałam twierdząco głową i opowiedziałam od początku do końca. W końcu mogłam się komuś wygadać. Był i jest Kamil, ale on wszystko wiedział na bieżąco. Ta rozmowa z Zayn'em była zupełnie inna. Słyszałam też jak opierniczają Harry'ego. Dobrze mu tak. Jestem smutna a jednocześnie wkurwiona. Nic się ten palant nie zmienił. Tak samo chamski i bezmyślny. - Spokojnie, mała - wyszeptał brunet. Głęboko zaciągnęłam się powietrzem i wstałam.
- Możemy iść - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem. Okazało się, że byliśmy w bawialni Emilki. Wróciliśmy do salonu, a w nim chłopcy cały czas ochrzaniali Styles'a. - Och, dajcie mu spokój. Przecież to tylko idiota bez mózgu - mruknęłam przeszywając wzrokiem Loczka. Chciał się odezwać, ale Louis gestem ręki zamknął go.
- Ty lepiej nic nie mów - oznajmił szatyn. - Dobrze zrozumieliśmy? Ojciec cię bił, a matka popełniła samobójstwo? - spytał nie pewnym głosem. Kiwnęłam głową potwierdzając jego słowa. Moje skarpetki stały się nagle bardzo interesujące. - Przykro mi.
- Wszystkim zawsze jest przykro, a tak na prawdę ludzie mają to w dupie. Czekają tylko aż osłabniesz by móc cię zniszczyć już do końca. Nawet nie macie pojęcia jak było mi ciężko przez te kilka miesięcy. Straciłam jedyną przyjaciółkę, najzwyczajniej w świecie mnie zostawiła. Dołączyła do "elity" - zaznaczyłam w powietrzu. Czułam, że do moich oczu napływają łzy. Nie mogę się przy nich rozkleić! - Od tamtej pory jestem wyzywana od szmat i dziwek - dokończyłam swój monolog i poszłam do kuchni po puszkę piwa. Moja ciocia lubiła sobie czasem wypić parę procentów, więc robiła zapasy. Odkapslowałam jedną puszkę i wróciłam do salonu. Usiadłam na kanapie koło Lou i zaczęłam pić.
- Alkohol nie jest rozwiązaniem, kochana - powiedział szatyn wyrywając mi piwo. Jęknęłam z niezadowoleniem i założyłam sobie ręce na piersiach jak mała, obrażona dziewczynka.
- Albo piwo, albo papierosy. Wybierajcie - bąknęłam.
- Nie będziesz ani piła, ani paliła. Koniec dyskusji - oznajmił Louis i poszedł do kuchni, wylać procenty, jak mniemam. Ugh! Zrobiłam zadufaną minę. - Czyli ta rozprawa będzie przeciwko twojemu ojcu? - spytał spokojnie. Pokiwałam tylko głową zgadzając się  z nim. Wypuścił ze świstem powietrze z ust łapiąc się za włosy. - A rozprawa będzie...?
- Za dwa dni - dokończyłam. Szybko wyciągnął telefon i wystukał jakiś numer. - Loueh, co ty...?
- Zaufaj mi - wyszeptał przysuwając urządzenie do ucha...


_______________________
I oto jest nowy rozdział w ostatni dzień wakacji ;c Przepraszam, że taki krótki, ale na prawdę nie miałam czasu. Byłam też dziś na 'This is us'. Powiem wam tak.... ZA-KRÓT-KIE. Ale zajebiste <3 Nie zanudzam. Chcę jeszcze poinformować was, że teraz zaczyna się szkoła, więc będzie więcej czasu, bo naukę z góry do dołu będę olewać ;D Ach, i chciałam podziękować za te sześć komentarzy *.* Mam nadzieję, że pod tą notką będzie więcej, ale nie nalegam. To tyle ;)

Do zobaczenia! <3

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 5 {część druga}

*Perspektywa Harry'ego*

- Ja pierdole! To ona! - krzyknął Niall. Wszyscy popatrzyliśmy na niego. - No przepraszam bardzo. Też mogę przeklinać. Nie jestem dzieckiem - udał obrażonego.
- Poczekajcie. Idę do niej - oznajmiłem. Siedziałem przy drzwiach, więc tylko pociągnąłem za klamkę a już byłem na zewnątrz. Zawołałem ją, a ona odwróciła się i chyba przestraszyła, bo zaczęła uciekać przy okazji upuszczając zakupy. Biegłem za nią. Nie pozwolę, żeby znowu zwiała. Przecież Loueh się załamie. Z resztą nie tylko on, my też. Jezu, ściemniało się już, jestem w obcym kraju, nie wiem gdzie biegnę. Jeśli się zgubię to ją uduszę. Tęsknię za tym jej dokuczaniem. Nie no, muszę ją złapać. Po chwili zauważyłem, że jej nie ma. Gdzie ona kurwa jest?! Zniknęła! Rozpłynęła się w powietrzu! Wkurzony kopnąłem w ścianę momentalnie łapiąc się za stopę. Bolało. Nie długo potem usłyszałem krzyk. Szybko zerwałem się z miejsca i pobiegłem za głosem. Gdy skręciłem za rogiem ujrzałem Amy.... na ziemi. Zacząłem się nie opamiętanie śmiać, aż mnie brzuch rozbolał.
- Z czego rżysz Styles? - fuknęła wściekła. Miałem już pewność, że to ona. Nic się nie zmieniła. - Zamknij się do kurwy nędzy! - krzyknęła wyprowadzona z równowagi.
- Przepraszam, kotek - uśmiechnąłem się przebiegle i podałem jej rękę, Ona tylko popatrzyła na mnie jak na idiotę.
- Od kiedy mówisz na mnie "kotek" ? - spytała unosząc jedną brew. Pokręciłem głową i znowu zacząłem się śmiać. - Jesteś tak samo wkurwiający jak wcześniej - mruknęła pod nosem.
- A może teraz pogadamy o tobie? - przestałem się śmiać, a mój humor zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. - Czemu nam nie powiedziałaś?
- Bo... bo staliście się dla mnie ważni, a ja nienawidzę się żegnać z ludźmi, których kocham. No i uciekłam - powiedziała siadając na ziemi po turecku. Usadowiłem się koło niej obejmując ją ramieniem. - Boję się, Harry - wyszeptała patrząc na swoje dłonie. Pierwszy raz widziałem ją tak bezbronną i przestraszoną.
- Nie masz czego, przecież cię nie zjemy - uśmiechnąłem się do niej pocieszająco. Popatrzyła na mnie i przytuliła.
- Dziękuję - wyszeptała mi do ucha. Teraz czułem się jak starszy brat. - Ale i tak cię nie lubię - zaśmiała się.
- Wiesz co? Zepsułaś tak romantyczną chwilę - udałem "fochniętego". Wstałem i skierowałem się przed siebie. Usłyszałem za sobą tylko śmiech.
- Powodzenia jak spotkasz napalone fanki - krzyknęła. Odwróciłem się do niej. - Zgwałcą cię i schowają w piwnicy - uśmiechała się zwycięsko. Ugh.. Miała rację.
- Dobra, koniec tego dobrego. Wstawaj, idziemy do chłopaków - podbiegłem do Amy, złapałem ją w talii i przerzuciłem przez ramię.
- Kurwa, Styles! Puść mnie - krzyczała. Ja się tylko śmiałem. - Tak? To pokaż gdzie mamy iść.
Kiedyś ją uduszę. Dlaczego zawsze musi mieć rację?! Nie chętnie postawiłem dziewczynę na ziemi. Po chwili ruszyliśmy w kierunku chłopaków.....

*Perspektywa Amelii*

Zbliżaliśmy się do samochodu. Serce biło mi jak oszalałe. Z daleka zobaczyłam chłopaków, którzy stali na zewnątrz. Mój oddech stał się nierównomierny. Zauważyli mnie. Momentalnie się odwróciłam i zamknęłam oczy. Próbowałam się schować za Hazzą, ale ten idiota nawet nie wiedział o co chodzi. Ugh... Chyba po chwili zakumał, bo podszedł do mnie.
- Są na mnie źli, widzę to - powiedziałam nie otwierając oczu jakby nikt nie mógł mnie zobaczyć.
- Spójrz na mnie - nakazał Loczek. Nie chętnie rozszerzyłam powieki patrząc na Harry'ego. - Nie są na ciebie źli. Przez dłuższy okres czasu Louis był oskarżany o twoją ucieczkę.
- Niby czemu? - spytałam zdziwiona.
- Bo powiedział, że cię kocha i wszyscy uznali, że się przestraszyłaś no i... - powiedział patrząc na mnie, ale mu przerwałam.
- Was pojebało? - momentalnie stałam się wściekła.
- Nie gniewaj się - wyszeptał i mnie przytulił. Strach gdzieś uleciał i wiedziałam, że byłam gotowa na spotkanie z nimi. Chuj żyję się raz*. - Możemy iść? - spytał, po czym pokiwałam głową. Oplótł mnie ramieniem i podeszliśmy do chłopaków. Chciałam już coś powiedzieć, ale Harry musiał zacząć.
- Fajną mam dziewczynę? - zapytał się reszty. Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- Pierdol się Styles - powiedziałam i zrzuciłam rękę Hazzy za to on udał obrażonego. Momentalnie przytulił mnie Niall.
- Ty mała bestio. Nigdy masz nas już nie zostawiać, jasne? Nie miał kto posprzątać - powiedział na co wszyscy się zaczęli śmiać.
- Też tęskniłam, Niallerku - ucałowałam go w policzek. Następny był Liam, on zachował się normalnie, tylko mnie przytulił i musnął mój policzek. A teraz.. Zayn. Patrzył na mnie jakoś tak.... ostro. Nie umiem tego ująć. Bad Boy i te jego gierki.
- Nie marszcz tak czoła, bo będziesz miał zmarszczki, braciszku - objęłam go rękami przyciągając do siebie.
- Wiesz jak się bałem jak cię nie było? Nawet nie dałaś znaku życia - mocno mnie przytulił. Coraz bardziej żałuję tego co zrobiłam. Zraniłam ich nie zdając sobie z tego sprawy. Brunet schował twarz w moich włosach.
- Przepraszam, was wszystkich przepraszam - powiedziałam wyswobodzając się z jego uścisku. - A gdzie Louis? - spytałam nie pewnie. Nagle z samochodu wyszedł on. Serce mi stanęło. Bez słowa podszedł do mnie i mnie przytulił. Czułam, że tracę powietrze. - Nie wiem jak ty, ale ja do życia potrzebuję powietrza - zaśmiałam się.
- Przepraszam - rozluźnił uścisk, ale dalej mnie przytulał. Po chwili usłyszeliśmy ciche chichoty. Puściliśmy się i popatrzyliśmy na chłopaków.
- Później będziecie się miziać, a teraz do samochodu - nakazał Harry wskazując na pojazd. Lou spojrzał na mnie przebiegle i przerzucił przez ramię. Wszyscy zaczęli się śmiać nawet ja. Szatyn podszedł do auta i otworzył szeroko drzwi. Louis podrzucił mnie do przodu w wyniku czego trzymał mnie jak pannę młodą. Dziwne porównanie. Włożył mnie do środka jak małe dziecko i zaraz usiadł koło mnie. Po chwili wepchnęli się jeszcze Harry i Niall, z czego byłam teraz bardzo blisko z Lou. Za blisko. Kierowcą był Liam, a miejsce pasażera zajął Zayn.
- No to na lotnisko! - krzyknął Harry.
- Ona musi się jeszcze spakować , idioto! - odgryzł się Liaś. Da fuq?!
- Hola, hola! Jakie lotnisko, jakie spakować? - pogubiłam się.
- Lecisz z nami do Londynu - oznajmił Lou. Moje oczy rozszerzyły się do wielkości pięciozłotówek.
- J-ja nie mogę. Przynajmniej nie teraz - ma się odbyć rozprawa w sądzie. Mam zeznawać przeciwko mojemu ojcu. Przymknęłam oczy, by uniknąć ich palącego spojrzenia. - Później wam powiem - odpowiedziałam na nie zadane pytanie, ale byłam pewna, że ich to ciekawiło. Pokiwali zgodnie głowami lekko zmieszani. - Możemy pojechać do mnie jak chcecie. Nikogo nie będzie, więc na spokojnie pogadamy, okej? - znowu pokiwali tylko głowami. No odezwijcie się coś, kurwa! Usłyszałam tylko dźwięk odpalanego silnika.
- Podaj adres, wpiszę do nawigacji, bo znając ciebie wywiozłabyś nas w pole - zaśmiał się Liam. Wytknęłam mu język i podałam adres domu mojej cioci...


_____________________________

Ta dam! I jak? Bardzo źle? Mam nadzieję, że ten rozdział spodobał się chociaż troszkę. W tej notce mamy więcej Harry"ego ale to chyba dobrze, no nie? Trochę mnie zmartwiła liczba komentarzy, bo było w ten sam dzień prawie piędziesiąt, a tylko dwa komentarze. No cóż, najwyraźniej nie jest to dobre opowiadanie. Muszę to jakoś przeżyć. To tyle :)

Do zobaczenia! <3

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 4 {część druga}

- Wstawaj albo się na ciebie obrażę - zagroziła dziewczynka.
- Dobrze, już dobrze. Nie fochaj się, księżniczko - poczochrałam jej brązowe, długie loczki i wstałam podchodząc do szafy. Jak zwykle wybrałam bluzę i rurki, a do tego postanowiłam założyć fullcap'a. Rzadko je nosiłam, ale na prawdę mi się podobały. Weszłam do łazienki i przebrałam się w wybrane ciuchy. Rozczesałam moje włosy i umyłam zęby, po czym udałam się do kuchni, w której krzątała się ciocia.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam kobietę w policzek.
- Cześć, kochanie - odwzajemniła uśmiech. - Jesteś dziś zajęta? - spytała. Zamyśliłam się trochę. Kamil pojechał do babci, więc nie mam nic do stracenia.
- Nie, a o co chodzi?
- No, bo opiekunka Emilki przyjdzie dopiero popołudniu, a ten brzdąc chce iść teraz na spacer, a później trzeba zrobić zakupy. Zrobisz to dla mnie? - spytała troszkę zmieszana.
- Spokojnie, ciociu. Z przyjemnością się tym zajmę - uśmiechnęłam się szerzej. Trzydziestolatka odetchnęła z ulgą, po czym podała mi talerz z jedzeniem. Zjadłam wszystko z wielkim apetytem. Ubrałam buty, a po chwili podeszła do mnie już gotowa sześciolatka.
- Pójdziemy na plac zabaw? - spytała słodko. Pokiwałam z głową z entuzjazmem. Sama lubiłam takie miejsca, ponieważ jestem bardzo dziecinna choć na co dzień tego po mnie nie widać. Resztę czasu przegadałyśmy o Kubie z przedszkola dziewczynki. Coś się chyba między nimi święci.

***
 
Bawiłyśmy się na wielkim placu zabaw dobre kilka godzin. Nawet przez chwilę zapomniałam o swoich rodzicach, chłopakach i innych zmartwieniach. Mówiłam już, że ta dziewczynka potrafi zdziałać cuda.
- Dobra, kochana. Ostatnia zjeżdżalnia i idziemy do domu, bo pani Sandra czeka - powiedziałam, a ona od razu posmutniała. Popatrzyła na najwyższą zjeżdżalnię, a później na mnie błagalnie. Po chwili połapałam o co chodzi. - Co ci zawsze mówię, kiedy coś ci nie wychodzi? - spytałam.
- Jestem silna i poradzę sobie ze wszystkim - odpowiedziała z determinacją. Chwile jeszcze wlepiała we mnie te swoje piękne, duże, niebieskie oczy, ale zaraz pobiegła na drewniany zamek. Usiadła na szczycie zjeżdżalni, po czym się odepchnęła i zaczęła szybko się przemieszczać w dół.
- Brawo! - zaczęłam krzyczeć i klaskać w dłonie. Emilka podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Widziałaś? Zjechałam, dzięki tobie - uśmiechnęła się słodko. Zrobiło mi się tak ciepło na sercu. Odwzajemniłam uśmiech.
- Musimy już iść, księżniczko - powiedziałam głaszcząc ją po włosach. Po kilku chwilach dotarłyśmy do domu. Pani Sandra już była, więc odstawiłam tylko Małą i od razu poszłam do sklepu. Wybrałam Tesco. Sprawdziłam jeszcze raz czy na pewno wzięłam gotówkę by później przy kasie nie wyjść na idiotkę. Chociaż... nie mam nic do stracenia. Przecież w szkole jestem dziwką i daję dupy każdemu napotkanemu facetowi. Czujecie ten sarkazm? Weszłam i wzięłam napotrzebniejesze rzeczy. Chleb, wędliny, płatki czekoladowe, mleko, jajka, słodycze i tym podobne. Podeszłam do kasy i wyłożyłam wszystkie produkty. Po kilku minutach obsłużyła mnie kasjerka. Po całej transakcji zapłaciłam odpowiednią sumę i wyszłam ze sklepu. Postanowiłam pójść dłuższą drogą, a przy okazji będę przechodziła koło mojego poprzedniego domu. Ciocia go sprzedała, twierdziła, że jest w nim za dużo złych wspomnień. To wszystko jest jak jakaś durna książka. Pewna dziewczyna ma fałszywych przyjaciół, problemy w szkole, aż w końcu rodzice mają jej dość i wysyłają do Londynu. Okazuje się, że będzie mieszkała z pięcioma idolami miliona nastolatek. Zakochuje się w jednym z nich, on w niej też, ale dziewczyna musi wyjechać. Ucieka od nich i wraca do domu. Skończyła swoje wszystkie "przyjaźnie" i zaczęła żyć na nowo. I znowu pogarsza jej się zachowanie, ojciec zaczyna ją bić, a matka nie reaguje na to. W końcu policja wkracza do akcji i zabiera faceta, który miał być tym kochanym, najlepszym tatą, a mama.... mama popełniła samobójstwo. Dziewczyna musiała przeprowadzić się do cioci. To jest chore. Nawet nie wiedziałam kiedy zaczęłam płakać. Postanowiłam pójść w jedno miejsce. Było po drodze, więc czemu nie? Normalni ludzie w mojej sytuacji chodziliby tam codziennie, a ja... ja nie dawałam rady. Byłam tylko raz, na pogrzebie. Weszłam w głąb cmentarza. Mijałam nagrobki, którym uważnie się przyglądałam. Tyle ludzi umarło. Jedni śmiercią naturalną, drudzy w wypadku, a jeszcze inni sami odbierali sobie życie. Zatrzymałam się przy jednym z nagrobków. Było na nim dużo kwiatów i zniczy. Było też wygrawerowane imię i nazwisko mojej mamy. I zdjęcie... Była na nim uśmiechnięta. Tak bardzo mi jej brakowało. Może i popełniała błędy. Każdy je popełnia. Ale jednak była moją matką. Pożegnałam się z nią i znowu skierowałam się w stronę mojego starego domu. Byłam już prawie na miejscu, kiedy z daleka zobaczyłam wana*. Postanowiłam się nie zatrzymywać, wyszłabym na idiotkę...
 
***
 
*Perspektywa Louis'a*
Staliśmy przed tymi drzwiami jak kołki. Nikt nie mógł się przełamać i zapukać. Koniec tego! Po prostu zacząłem walić w drzwi. Po chwili otworzył nam jakiś goryl. Będzie dobrze, nas jest piątka, a on tylko jeden. Damy radę. To pewnie jest ojciec Amy. No, przynajmniej mam nadzieję. Raczej nie znalazła sobie jakiegoś starucha. W końcu powiedziała, że mnie kocha.
- Mówi pan po angielsku? - spytałem się jąkając.
- Tak - powiedział pewnie i tak... przerażająco.
- Cz-czy jest Amelia? - denerwowałem się jak nigdy. Moje nogi były jak z waty.
- Nie mieszka tu żadna Amelia - zamarłem. Mężczyzna zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Chwilę później po prostu wszedłem do naszego wana i zacząłem ryczeć. Chłopaki usiedli koło mnie i mnie pocieszali. Mam szczęście, że mam takich przyjaciół. Sami ledwo się trzymają, a mówią mi, że wszystko się ułoży. Po chwili wszyscy ucichli. Patrzyli w przednią szybę. Też skierowałem tam swój wzrok. Zobaczyłem jakąś dziewczynę....
 
***
 
*Pespektywa Amelii*
Szłam sobie spokojnie. Nie śpieszyłam się. Po chwili usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się. Zobaczyłam chłopaka z szopą na głowie. Zaraz, zaraz.... Upuściłam zakupy i przyłożyłam swoje dłonie do ust by nie krzyknąć. A co takiego ta idiotka, którą jestem mogła zrobić? Zaczęłam uciekać. Na moje nieszczęście, krzyki mojego imienia nasiliły się. Usłyszałam też czyjś bieg. O nie.....
 
_______________________
 
*Wan - taki większy samochód. ( Nie byłam pewna czy wszyscy wiedzą co to jest, więc postanowiłam to napisać )
 
Przepraszam, przepraszam!!! Wiem, nawaliłam, że nic nie napisałam od początku lipca, ale po prostu nie dałam rady. Z resztą już wam to napisałam. No a jak wam się podoba rozdział? Mam nadzieję, że choć trochę przypadnie wam do gustu.
 
Dziękuję za ponad 3 tysiące wyświetleń! Wow! Jesteście niesamowici!
 
To chyba tyle ;)
 
Do zobaczenia! <3


niedziela, 11 sierpnia 2013

Wróciłam!! :)

No więc tak. Nie dodawałam rozdziału za co bardzo przepraszam. Byłam na wsi u dziadka gdzie nie miałam dostępu do internetu. Teraz jestem już w domu, więc obiecuję, że do końca tygodnia rozdział się pojawi. Mam już napisaną połowę, więc pójdzie gładko. Postaram się dodać długą notkę w ramach przeprosin. To tyle ;) Jeszcze raz przepraszam.

Do zobaczenia! <3

czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 3 {część druga}

Skradałam się po cichu, by nikt mnie nie usłyszał, bo znowu mi się dostanie. Zaświeciłam małą lampkę w salonie, a na mojej twarzy można było wyczytać odrobinę strachu.
- Gdzie się podziewałaś, Amelio? - spytał srogo tata. Nie jestem pewna czy nadal mogę go tak nazywać. Czy normalni ojcowie biją swoje dzieci? Nie wydaję mi się. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że mama wie. Widziała to, ale ona tylko powiedziała, że dobrze mi tak. Po prostu rodzice jak z bajki.
- Umm.... U Majki - wyjąkałam. Tak, oni nadal nie wiedzieli, że nasza przyjaźń już się skończyła, ale to dobrze, bo by twierdzili, że to przeze mnie.
- Kłamiesz - wycedził przez zęby i udeżył mnie prosto w brzuch. Twierdzi on, że jak wymierzy swoje ciosy w moją twarz to ludzie zorientują się co takiego dzieje się u nas w domu. Za to wymierzał w brzuch, nogi, ręce i plecy. Nawet załatwił mi zwolnienie od lekarza z wf'-u, by nikt nie zobaczył moich siniaków. Jedyną osobą, która wiedziała był Kamil. - Mów gdzie byłaś! - wykrzyczał po czym znów wycelował pięścią w mój brzuch. Wtedy ktoś z hukiem wpadł do domu.
- Odsuń się od niej i ręce do góry! - krzyknął jakiś męski głos. Popatrzyłam w tamtą stronę i zamarłam. Zobaczyłam kilku dorosłych facetów w mundurach. Policjanci. Mój tata odsunął się ode mnie, a po chwili zapinali mu kajdanki na rękach. Nagle ktoś mnie przytulił. Już wiedziałam kto to.
- Obiecałeś - wydukałam przestraszona.
- Nic nie obiecywałem - powiedział pewnie. Miał rację. Nic nie obiecywał. Podszedł do nas jeden z mężczyzn i cicho odchrząknął.
- Jest może ktoś dorosły w domu? - spytał tak bardzo formalnie. Kiwnęłam potwierdzająco i wskazałam na schody prowadzące na górę. Weszłam po nich lekko się trzęsąc. Pokazałam na jedne z białych drzwi, za którymi znajdowała się sypialnia rodziców, a w niej moja mama. Policjant nacisnął klamkę, ale drzwi się nie otwarły.
- Policja. Proszę otworzyć - powiedział pukając w drzwi.
- Nie zamkniecie mnie w więzieniu! Nigdy! - wykrzyczała, a po chwili można było usłyszeć strzał. Wszyscy popatrzyli po sobie. Mężczyzna w mundurze postanowił wyważyć drzwi. Po kilkunastu sekundach udało mu się. Wbiegliśmy do sypialni, a na podłodze leżała moja mama. Z pistoletem w dłoni. Czy ona...?
- Wyjdźcie stąd natychmiast - rozkazał, a Kamil pociągnął mnie na dół. Nadal nie wiedziałam co się dzieje. Po moich policzkach zaczęły spływać stróżki słonych łez. To wszystko działo się bardzo szybko. Nagle karetka zatrzymała się przed domem, a z niej kilka ratowników. Pobiegli na piętro wyżej. Zaczęły mi się robić mroczki przed oczami. Czułam jak upadam na ziemię, ale coś mi to uniemożliwiło. Później widziałam tylko ciemność.

***
 
Powoli otwierałam moje ciężkie powieki. Przede mną zobaczyłam kilka osób. Kamili........ ciocia i Emilka? Co do cholery?
- Amelka! - zaczęła krzyczeć i skakać po moim łóżku sześciolatka. - Jak się czujesz? - szybko się koło mnie położyła.
- Już lepiej, skarbie - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem całując ją w czubek głowy opatulając ramieniem. - Ciociu, co wy tu robicie? - spytałam lekko zdziwiona, ale nadal nie mogłam zapomnieć o tych przerażających wydarzeniach.
- Dowiedziałam się o tym co się stało wczoraj. Przykro mi. Najprawdopodobniej będę twoim opiekunem prawnym - powiedziała cicho.
- Cieszę się, że to będziesz ty, a nie jacyś obcy ludzie - wydukałam będąc na skraju płaczu, ale nie mogłam pozwolić uwolnić się moim łzom, ponieważ Emilka była koło mnie. Uśmiechnęła się do mnie słabo.
- Przepraszam - wyszeptał Kamil. Popatrzyłam na niego lekko zdziwiona. - To wszystko przeze mnie. Straciłaś rodziców, na prawdę bardzo cię przepraszam - dodał.
- Nie masz za co. Dobrze zrobiłeś. Jestem ci wdzięczna do końca życia - usiadłam i ręką przywołałam go do mnie. Gdy był już wystarczająco blisko rzuciłam mu się na szyję. - Dziękuję - wyszeptałam.
 
*Perspektywa Louis'a*
Siedziałem na swoim łóżku z kubkiem herbaty, którą zrobił mi Harry. Jestem na siebie zły. To przeze mnie ona wyjechała, ale ona też mi powiedziała, że mnie kocha. Nie rozumiem. Nagle do mojego pokoju wparował zdenerwowany Liam.
- Lou, to nie przez ciebie Amy wyjechała - powiedział zdyszany.
- Skąd wiesz? - spytałem.
- Byłem akurat w kawiarni z Dan, kiedy zadzwoniła moja mama zadzwoniła, a sam wiesz jak rzadko to robi. No i powiedziałem jej, że Amy uciekła i wtedy powiedziała, że ona musiała wyjechać, bo miała być tu tylko miesiąc - powiedział na jednym wdechu. - I jeszcze jedno.
- Co? - byłem oszołomiony tym co powiedział.
- Wiem, gdzie mieszka - właśnie w tym miejscu zapaliła mi się lampka nadziei.
 
 
____________________________
No i jest rozdział. Trochę krótki za co bardzo przepraszam. Jak widzicie do akcji wkracza One Direction. I dostałam się do szkoły C: Jestem w połowie happy a w połowie zła, ale to nie ważne ;) Komentujcie i wyrażajcie swoje opinie na temat rozdziału. To tyle ;)
 
Do zobaczenia! <3

czwartek, 27 czerwca 2013

Libster Award

Dostałam nominację od Jade Collins z bloga Rain can be beatiful, too za co ogromnie jej dziękuję <3

 
Osoba nominowana odpowiada na 11 pytań osoby, która ją nominowała. Nominowana osoba nominuje 11 blogów i zadaje 11 pytań.

 
1. Jak masz na imię?
Wera ;3
 
2. Twój ulubiony wokalista?
Justin Timberlake
 
3. Ulubiony aktor?
Johnny Depp <3
 
4. Masz zwierzę?
Tak, kota
 
5. Ulubiony chłopak z 1D?
Nie mam ulubieńca.
 
6. W którym województwie mieszkasz?
Małopolskim ;)
 
7. Twój ulubiony film?
This is us <3 Nie ważne, że jeszcze nie wszedł do kin
 
8. Ulubiona piosenka?
1D z płyty UAN to WMYB <3 z TMH - LT a z innych wykonawców to ROOM94 - Chasing the summer i Tonight
 
9. Od kiedy znasz 1D?
Ponad rok ;3
 
10. Ile masz lat?
Pechowa trzynastka ;D
 
 

11. Dlaczego ich lubisz? (1D)
Ponieważ bardzo podoba mi się ich muzyka i są tacy weseli <3

 
A nominuję:
 
A pytania:
1. Jakie masz przezwiska?
2. Słuchasz czegoś oprócz One Direction?
3. Od kiedy pasjonujesz się pisaniem?
4. Jaki kolor oczu ci się najbardziej podoba?
5. Masz rodzeństwo?
6. Która płyta lepsza: UAN czy TMH?
7. Ulubiona piosenka One Direction?
8. Co cię inspiruje?
9. Ile masz lat?
10. Najgłupsza rzecz jaką zrobiłaś?
11. Podasz pięć wyrazów, które opiszą 1D?
 
 
 
To tyle. Chyba może tyle być, prawda? Jeszcze raz dziękuję! 
 
Do zobaczenia <3 
 
 


Rozdział 2 {część druga}

- Nie, Kamil, bo znowu zaczną się kłopoty - odpowiedziałam natychmiast.
- Ale czemu? Przecież odkąd przyjechałaś, ani razu tego nie zrobiliśmy - wkurzył się. Widziałam, że bardzo mu zależy. Chociaż...
- Dobra - mruknęłam pod nosem. Ucieszył się, a po chwili usłyszeliśmy dzwonek na przerwę. Szybko wstaliśmy i udaliśmy się do dolnego wyjścia ze szkoły. Tam mogła nam przeszkodzić tylko pani Ania, która jest szatniarką i pilnuje aby nikt nie uciekł, ale czasami gdzieś idzie, a to znaczy, że można się ulotnić ze szkoły. Tym razem mieliśmy szczęście. Nigdzie jej nie było. Z prędkością światła wyszliśmy ze szkoły. Jeszcze biegliśmy trochę by całkowicie stracić z oczu ten przeklęty budynek. - To był ostatni raz - ostrzegłam go, a po chwili zaczęliśmy się śmiać.
- Tak, oczywiście - przytulił mnie. Kochałam go jak brata. Bardzo dużo mi pomógł inaczej dawno bym się załamała. Pocieszał mnie. Nic między nami na szczęście nie zaszło, ale to chyba wiadomo jak ktoś ma inną orientację. Tak, przyjaźnię się z gejem, ale tylko ja to wiem, bo jak on twierdzi koledzy by go wyśmiali. Rozumieliśmy się bardzo dobrze, tak jak ja z chłopakami. Ugh.. Codziennie o nich myślę. A zwłaszcza o moim Lou. Nadal go kocham i nie zamierzam przestać. W pierwszy tydzień dostawałam setki telefonów i SMS-ów. W końcu postanowiłam zmienić numer i po kłopocie. Tęsknię za nimi jak cholera. Przecież nie widziałam się z nimi ponad dwa miesiące. - Nie chcę mi się nigdzie iść, chyba pójdę do domu - powiedział z grymasem, a ja się ocknęłam z mojego transu.
- To cię odprowadzę. I tak nie mam zamiaru wracać teraz do domu, przecież rodzice jeszcze są - uśmiechnęłam się szczerze. Takie uśmiechy zdarzały się na prawdę rzadko, ale Kamil cały czas starał się żebym nie myślała o nich tylko zaczęła normalnie funkcjonować. Chyba już mi się udało, ale nadal jestem dobita faktem, że nigdy ich nie zobaczę.
- Kurde! To ja powinienem cię odprowadzać - udawał, że się na mnie obraża. Mnie to bardzo rozbawiło. Wiedział, że jestem inna od dziewczyn z naszej szkoły, więc nie był zdziwiony.
- No chodź! - popchnęłam go lekko, ale on ani rusz. - Kamil! - krzyknęłam z rozbawieniem. Po kilkunastu minutach moich próśb, a nawet gróźb w końcu się poddał i poszedł przed siebie.
- Czemu tak zapieprzasz? - spytałam wkurzona. Ten na moje słowa zatrzymał się i popatrzył na mnie rozbawiony.
- Nie moja wina, że jesteś krasnalem - poklepał mnie po głowie, a po chwili zmierzwił mi włosy. Gdyby mój wzrok mógł zabijać już dawno byłby w grobie. Odepchnęłam jego rękę i ruszyłam w kierunku mojego domu. - Amela! Weź przestań! To tylko żarty! - krzyczał za mną. Wkurzył mnie. Teraz miałam w dupie, że rodzice byli w domu. Poczułam, że ktoś łapie mnie w biodrach i opiera swoją brodę na moim ramieniu. To Kamil. Próbowałam się wyrwać, ale chłopak był zdecydowanie wyższy i silniejszy.
- Możesz mnie zostawić? - spytałam poirytowana całą tą sytuacją. Przytulił mnie bardzo mocno.
- Przepraszam. Nie chcę, żebyś cierpiała. Chciałem cię tylko rozśmieszyć, bo cały czas chodzisz smutna. Wiem, że cały czas o nich myślisz, a zwłaszcza o nim. Chcę, żebyś o nich zapomniała. Wiem, że to trudne, ale wtedy będzie mniej boleć - kołysał nas lekko by mnie uspokoić. Często tak robił za co jestem mu ogromnie wdzięczna. - Chodź, odprowadzę cię - powiedział łapiąc mnie za rękę i ciągnąc za sobą. Szliśmy w ciszy. To nie była krępująca cisza. Była taka przyjemna. Nikomu nie przeszkadzała. Gdy dotarłam na podjazd serce zabiło mi tysiąc razy mocniej.
- Lepiej już idź - powiedziałam głośno przełykając ślinę. Ten lekko się wahał, ale w końcu przystanął na oddaleniu się od mojej posiadłości. Pożegnaliśmy się całusem w policzek, a po chwili chłopak zniknął za rogiem. Raz się żyje. Pewnie otworzyłam drzwi wejściowe. W domu panowała cisza, ale nie długo.
- Co ty do cholery myślisz? - zaczął ojciec z pretensjami. Ocho, zaczęło się. - Przez kilka tygodni był spokój, ale ty jak zwykle musisz coś odwalić.
- Gdzie mama? - spytałam jak gdyby nigdy nic.
- Poszła wcześniej do pracy. Dyrektor szkoły zadzwonił - warknął. Był zły i to bardzo.
- Zrozum, że taka już moja natura. Nie zmienię się, choćbyś się dwoił i troił - powiedziałam na luzie, ale wtedy stało się coś, co nigdy bym się nie spodziewała. Czułam jakby mój policzek się palił. Szybko wybiegłam z domu powstrzymując łzy. Pobiegłam do znanego mi miejsca. Zaczęłam walić w drzwi dopóki kobieta po czterdziestce nie otworzyła mi.
- Dzień dobry, Amelko. Przykro mi, ale Kamil ma karę i zabroniłam mu spotykania z przyjaciółmi. Coś się stało? - spytała zatroskanym, matczynym głosem. Pokiwałam twierdząco głową i wybuchłam płaczem. Wpuściła mnie do środka i posadziła na kanapie. Na chwilę opuściła pomieszczenie. Słyszałam jak wchodzi po schodach na górę. Po paru sekundach do salonu wparował zdenerwowany Kamil.
- Co się stało? Oni czy rodzice? - spytał przytulając bardzo mocno. Czułam jego przyśpieszony oddech.
- Tata... on... - jąkałam się. Nie potrafiłam się wysłowić przez moje głośne łkanie.
- Shh... Uspokój się - powiedział stanowczo, ale nadal łagodnie. Wzięłam dwa głębokie wdechy i mogłam już normalnie mówić.
- Uderzył mnie - i znowu wybuchłam płaczem. Szybko odepchnął mnie od siebie i uważnie spoglądał na moją twarz. Lekko dotknął mojego prawego policzka, a ja syknęłam z bólu.
- Zabiję gnoja - szepnął. - Zabiję! - wykrzyczał. Szybko wstał i zaczął ubierać buty. Podeszłam do niego niepewnie i z wahaniem dotknęłam jego ramienia.
- Proszę cię, nie. Będzie tylko gorzej - wyszeptałam lekko roztrzęsiona. Chłopak popatrzył mi w oczy. Widziałam, że jest zły. Zrezygnowany przytulił mnie.
- Ale obiecaj, że zgłosimy to na policję - odchylił mnie od siebie. Patrzył na mnie tymi niebieskimi tenczówkami.
- Nie mogę - wyjąkałam. To wszystko było dla mnie bardzo trudne. - Przecież to mój ojciec.
- A ty jesteś jego córką, a cię uderzył. Mała, zrozum. To dla twojego bezpieczeństwa - odchylił mnie od siebie by odgarnąć kosmyk moich włosów. Pokiwałam przecząco głową. Nie potrafiłam donieść na własnego tatę. Może mnie uderzył, ale mnie kocha. W końcu rodzinie wybacza się nawet najgorsze, prawda? Przecież całe te moje zachowanie oni przeboleli, a jeden plask w policzek mi nie zaszkodzi. Jestem silna.
- To się więcej razy nie powtórzy - wydukałam patrząc na swoje buty.
- Jak uderzył cię raz to zrobi to ponownie - ucichłam. Wiedziałam, że miał rację, ale ja nie chciałam tego słuchać. Nadal wierzyłam w mojego ojca, że drugi raz mnie nie uderzy.

______________________
Nie podoba mi się ten rozdział jest taki..... nudny. Jeszcze mam mały mętlik w głowie, ale to nie ważne. Przepraszam, że nie dodałam nic w tamtym tygodniu, ale nie miałam czasu. Rozdział trochę krótki za co przepraszam. Ugh... Ogólnie mi ostatnio nie idzie... To chyba tyle :)

Do zobaczenia! <3

środa, 19 czerwca 2013

I'm sorry...

Niestety, w tym tygodniu nie dodam rozdziału. Na prawdę bardzo mi przykro. W poniedziałek, wtorek nie miałam weny, dziś nie mam czasu, jutro jadę do przyjaciółki na noc, w piątek z inną przyjaciółką jadę na działkę i nie będzie mnie cały weekend :( Ale chciałam wam jeszcze podziękować za ponad 2220 wyświetleń! Już miałam dawno podziękować, ale albo zapominałam dopisać do rozdziału, albo nie miałam czasu. No więc dziękuję z całego serca! Kocham was najmocniej na świecie i to dzięki wam osięgnęłam ten mały sukces. Brak mi słów. Jeszcze raz dziękuję, kocham was i przepraszam!

Do zobaczenia! <3

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 1 {część druga}

*Perspektywa Amy*
Jestem w Polsce już dwa dni. Jutro mam iść do szkoły i zobaczyć te fałszywe mordy. Plus tego wszystkiego jest taki, że zobaczę swoją przyjaciółkę Maję. Rodzice są bardzo zadowoleni z mojego wyjazdu. Cieszą się, że jestem grzeczna, cicha i spokojnie odrabiam lekcje. Przyznam, że przez ten miesiąc gdy mnie nie było trochę materiału przerobili. Mówiąc trochę, mam na myśli bardzo, bardzo dużo. Czeka mnie długa noc...

 ***
 
Rano obudził mnie śmiech mamy. Podniosłam się z mojego łóżka. Dzisiaj było wyjątkowe twarde i niewygodne. Zdziwiłam się gdy otwarłam oczy. Byłam na podłodze wśród tych zjebanych książek. Podczas nauki musiałam zasnąć. Wstałam powoli i dopiero wtedy poczułam okropny ból w plecach. Ugh... Ostatni raz śpię na podłodze. Poszłam do łazienki trochę ogarniając twarz od płaczu oraz roztrzepane włosy, które były wszędzie. Ubrałam się w to co zwykle. Rurki, bluza i trampki. Spakowałam wszystkie potrzebne książki do plecaka i  bez śniadania wyszłam z domu. Miałam jeszcze godzinę do rozpoczęcia zajęć, ale ja zawsze wychodziłam wcześniej by spotkać się z moimi "przyjaciółmi". W ciągu dwudziestu minut byłam już w parku gdzie zwykle przesiadywała moja paczka. Chciałam z nimi pogadać. Powoli podeszłam od tyłu naszej ławki, a to znaczy, że nikt mnie nie widział, ponieważ wszyscy siedzieli na ławce. Po chwili podeszłam na tyle blisko by usłyszeć ich rozmowę.
- Ej, a kiedy Amela wraca? - spytał ten głupi, wredny plastik.
- Jakoś teraz. No kurwa, ja nie chcę, żeby wracała. Może będzie miała jakiś wypadek i zginie? Byłoby zajebiście - rozmarzył się Dawid.
- Spokojnie, jak przyjedzie to rozwalę ją moim czołgiem - powiedział Michał, a po chwili wszyscy zaczęli się śmiać. W jednej sekundzie, w mojej głowie zrodził się plan.
- O wspaniały żart Misiek! A znasz ten o Jasiu? - spytałam sarkastycznie. Na mój głos, wszyscy się odwrócili, a na ich twarzach można było wyczytać zdziwienie i odrobinę strachu. Uśmiechnęłam się do nich sztucznie i szybkim marszem podeszłam bliżej. - Wiecie co? Jesteście żałośni. Obrabiacie mi dupę za plecami, bo nie macie własnego życia. Smutne - wywinęłam wargę z udawanym przejęciem. Odwróciłam się na pięcie i dumnie udałam się do szkoły. Przed nią znajdował się mały dziedziniec, na którym większość uczniów przesiadywała przed lekcjami, w trakcie przerw lub po zajęciach. Usiadłam pod moim ulubionym drzewem i w spokoju czekałam na moją przyjaciółkę. Po dziesięciu minutach zobaczyłam ją, ale nie samą. Była z chłopakiem. Była.... z Pawłem? Powoli wstałam. Na chwilę spuściłam z nich wzrok by wziąć moją torbę. Gdy znowu na nich spojrzałam, zauważyłam, że się całują. W szybkim tempie podeszłam do nich. Nadal się miziali, a we mnie się już gotowało, ale postanowiłam zachować pozory spokojnej. Głośno odchrząknęłam, a oni momentalnie od siebie.
- Amelka? Co ty tutaj robisz? - wyjąkała przestraszona Maja. Paweł był bardzo z siebie zadowolony. Robił to celowo. Chciał, żebym cierpiała. Każdej swojej byłej rujnował życie, ja to wiedziałam od zawsze, ale oczywiście musiałam z nim być. Ale kurwa byłam głupia!
- Hmm.. Niech pomyślę. Chodzę do szkoły? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - Ale to nie ważne. Ważne to co ty robisz? - milczała. - Tak przyjaciółki nie robią. Dam ci jedną szansę, bo każdy moim zdaniem na nią zasługuję, ale musisz go zostawić. On ci zrujnuje życie - uświadomiłam parę rzeczy blondynce. Popatrzyła na niego ze smutkiem.
- Ale ja nie chcę tej szansy. Wolę jego - przełknęła głośno ślinę. Zatkało mnie.
- Co ty powiedziałaś? - spytałam się by powtórzyła swoje słowa.
- Wybieram Pawła - odpowiedziła szeptem. Widziałam jego chytry uśmieszek. Nienawidziłam jego, że tak łatwo dziewczyny mu ulegają.
- Brawo! Nie masz już przyjaciółki! - wykrzyknęłam wściekła. Odwróciłam się i szybkim marszem szłam w kierunku wejścia do szkoły.
- Nie musisz się martwić! Gabi ją już dawno zastąpiła! - powiedział równie głośno ten debil. W zawrotnym tępię się odwróciłam. Przecież ten plastik był naszym odwiecznym wrogiem. Ona tylko kiwnęła głową na znak, że się z nim zgadza. Pobiegłam do szkoły bardzo szybko. Usiadłam na schodach na drugim piętrze. Często tam przesiadywałam gdy chciałam być sama. Świat już mi się zawalił. Najpierw wyjazd z Londynu od nich, a teraz Maja. Myśląc o tym wszystkim rozpłakałam się.
- Kołek! - zawołał wesoły głos pewnego chłopaka. To był Kamil. Nazywał mnie kołkiem, ponieważ gdy byliśmy w podstawówce, poszłam razem z nim na konkurs wierszyków. Niestety się zacięłam i stałam jak kołek. Stąd to przezwisko. Chyba zauważył moje łzy, gdyż usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem.
- Chodzi o Majkę i Pawła, zgadłem? - popatrzyłam na niego zdziwiona. Skąd on... - Cała szkoła już to wie. Zaraz po tym jak wyjechałaś przystawił się do niej, a ona od razu mu uległa - wyjaśnił. Zaczęłam bardziej płakać.
- Tyle nieszczęść na raz - wyjąkałam. Zmarszczył brwi po czym dodałam szybko. - Na razie nie jestem gotowa by o tym mówić i nie wiem, czy mogę ci do końca zaufać. Prawie cię nie znam - powiedziałam cicho.
- Rozumiem - przytulił mnie do siebie bardzo mocno, a po chwili usłyszałam dzwonek na lekcję. Odepchnęłam go lekko i zaczęłam wycierać łzy.
- Muszę się ogarnąć. Przecież nie mogę im pokazać, że jestem słaba. Ucieszy ich fakt, że mnie złamali, a tak nie jest. Jestem silna - wypowiedziałam te słowa pewnie. Wstałam, poprawiłam włosy i udałam się do klasy. Wszyscy już siedzieli na miejscach. Popatrzyli w moją stronę, a na ich twarzach można było zobaczyć obrzydzenie moją osobą.
- No hej wszystkim! Ja też się za wami stęskniłam! - powiedziałam sarkastycznie i wesoło. Bardzo się zdziwili moim zachowaniem, bo nie wszyscy mogą się pozbierać w kilka minut po stracie jedynej przyjaciółki. Ha! Czyli jednak chodziło tylko o to. No niestety, jestem silna, nikt mnie nie złamie. Usiadłam w wolnej ławce i powoli rozłożyłam na niej wszystkie moje rzeczy. Siedziałam za Mają i Gabą. Byłam zadowolona ze swojego postępowania. Obie patrzyły po sobie zdziwione. Przyjaciółeczki się znalazły. Pff... Znienawidziłam ją tak samo jak całą resztę gwiazdorów z naszej szkoły. Racja, jest mi smutno, ale przy okazji dowiedziałam się jaka z niej fałszywa żmija. Cały dzień minął dość spokojnie. Myślę, że mogę zaufać Kamilowi. Spotkałam się z nim po szkole. Wszystko mu opowiedziałam. Jedyny mnie zrozumiał....

_____________________________________
No i jak? Chciałam trochę do powiedzieć do tego rozdziału. Ten pomysł o Mai przyszedł mi z własnych błędów życiowych. Nie, że odstawiłam swoich przyjaciół bo byli np. mało popularni itp. Ale zrodził mi się pewien plan w tej durnej głowie, ale o tym pomyśle dowiecie się za parę tygodni, może i miesięcy. Teraz ogólnie mam mętlik w głowie. Oczywiście chodzi o te durne gimnazjum! Po gówno to wymyślili, mogło by zostać te osiem klas i byłoby po problemie, no ale muszą utrudnić człowiekowi życie! To chyba tyle ;)

Do zobaczenia! <3


środa, 5 czerwca 2013

Epilog + małe wyjaśnienie.....

"Kochany Pamiętniczku!
Wiem, jestem durna pisząc na jakimś skrawku papieru moje myśli, ale musiałam się komuś wygadać. Jestem właśnie w samolocie. Nie miałam wyjścia. Miałam być w Londynie miesiąc. Ten ostani dzień z chłopakami na długo zostanie w mojej pamięci, a zwłaszcza Louis. On się mnie spytał co o tym sądzę. Wcześniej nie byłam pewna swoich uczuć, ale wtedy już wiedziałam. Kochałam go. Nadal kocham. Powiedziałam mu to. Czy żałuję? Nie, ale teraz oboje będziemy cierpieć. Kartka zaczyna robić się mokra. Czemu? Ach no tak, to moje łzy. Wróćmy do naszej rozmowy. Spytał się czy będziemy razem. Niestety zaprzeczyłam. Jego oczy wtedy przygasły i wyszedł po cichu. Jak to ja, zamknęłam się i rozbeczałam. Miałam ochotę się pociąć, ale Niall wziął mi wszystkie żyletki. Przesiedziałam w pokoju cały dzień przy okazji pakując się do końca. Nikt nie zauważył jak wychodzę w środku nocy. Muszą mieć oni twardy sen, bo kilka razy nieźle uderzyłam w kant i trochę się potłukłam walizką. To koniec mojej historii z Londynem. Tylko boję się jak zareagują chłopcy. Pewnie będą na mnie źli. Ja też bym była jakby ktoś zrobił mnie w konia. Za chwilę lądujemy, a muszę się jeszcze ogarnąć, bo na lotnisku będą rodzice. Ugh.. to... pa?"
 
 
 
*Perspektywa Niall'a*
Obudziłem się w środku nocy, ponieważ z mojego brzucha dochodziło głośne burczenie. Zaspany zszedłem na dół do kuchni. Na lodówce była przyczepiona biała karteczka. Powoli podeszłem do żelaznego pudła jedzenia.
 
 
"Przepraszam, że wam nie powiedziałam.
Jesteście najlepszymi ludźmi, których spotkałam w moim życiu.
Może jeszcze się kiedyś zobaczymy, ale wątpię.
Przepraszam....
Amy xxx"
 
 
O co chodzi? Szybko pobiegłem do jej pokoju. Otworzyłem drewniane drzwi, a po zaświeceniu światła stwierdziłem, że jej nie ma. Podeszłem do szafy i w szybkim czasie otworzyłem ją. Pusto. Sprawdziłem jeszcze łazienkę, ale wszystko na marne. Nie ma jej. Kurwa mać!
- Chłopaki! Zbiórka na dole! - krzyczałem do każdego pokoju. Zbiegłem do salonu i usiadłem zdenerwowany usiadłem na kanapie. Zanim oni przyszli minęła jak dla mnie wieczność.
- Pojebało cię? Jest piątka nad ranem, a przecież teraz mamy wolne - zaczął z pretensjami do mnie Zayn. Należał on do ludzi, których się nie budzi, bo później mają zły humor.
- A co jest ważniejsze? Amy czy to, żebyś się wyspał? - spytałem lekko poirytowany. Wszyscy patrzyli na mnie zdziwieni. Z kieszeni wyciągłem małą karteczkę, którą wcześniej wziąłem z kuchni. Podałem ją brunetowi, on podał Harry'emu, on Liam'owi, a on Louis'owi. Nic nie mówili tylko usiedli razem ze mną na kanapie.
- Co to jest? - wyjąkał Tomlinson. Wszyscy byli tym przejęci, ale on? On był załamany. Widziałem, że wstrzymywał swoje łzy. Szkoda mi go, bo zauważyłem, że poczuł coś do niej. I ze wzajemnością. Oczywiście nie byłem tego wszystkiego pewien, ale rozum mi to podpowiadał.
- Karteczka, na której są przeprosiny Amy dla nas. Chłopaki ona wyjechała - powiedziałem bez owijania w bawełnę. Louis pobiegł na górę. Pewnie sprawdzić czy na pewno mówię prawdę i czy to przypadkiem nie jest żart. Po pięciu minutach wrócił ze smutnym wyrazem twarzy.
- Nie ma jej - głos mu się załamał. Zaczął płakać jak dziecko. - To przeze mnie. Po gówno jej to mówiłem! - wykrzyczał. Widać, że był na siebie zły. Z powrotem usiadł na sofie, a po chwili schował twarz w dłoniach.
- Lou... Co ty jej powiedziałeś? - spytał ściszonym głosem Zayn. Nie odpowiadał. Wszyscy zaczęli się niecierpliwić. Zwłaszcza brunet. Widziałem, że odchodzi już od zmysłów. - Co ty jej do cholery jej powiedziałeś?!
- Że ją kocham! - wykrzyczał i szybko pobiegł na górę....
 
_____________________
 
No to mamy epilog, ale spokojnie. To dopiero koniec początku :) Postanowiłam podzielić ten blog na części. Chyba tak może być? Jak wam się podoba rozdział? Trochę krótki, ale taki właśnie miał być. Nie ma co dodać, a ująć tym bardziej. Pamiętajcie, każdy komentarz mobilizuje mnie do dalszej pracy. Nie, że skończę pisać jak ich nie będzie, ale to tak cieszy. To chyba co mam wam do powiedzenia. A i nie wiem kiedy pierwszy rozdział drugiej części, więc musicie być cierpliwi ;)
 
Do zobaczenia! <3

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 21

- Kurwa Malik! Uspokój się! - chciałam zabrzmieć groźnie, ale ci kretyni jeszcze głośniej się śmiali, a jest środek nocy. Nigdy więcej nie puszczę ich na imprezy. Bezsilna już ciągłym wleczeniem postanowiłam zadzwonić do Liam'a. Po krótkiej rozmowie ustaliliśmy, że przyjedzie tutaj.
- Jesteś zła? - spytał Louis trochę poważniej. Co to, to nie! Teraz się mną przejął?! Niech sobie to w dupę wsadzi. Nie odezwałam się ani jednym słowem. Po chwili pojawił się Payne i wziął Zayn'a pod ramię. Czyli mi niestety został Lou. Nie chętnie zrobiłam to co Liam i powoli szliśmy w kierunku samochodu.
- Odezwij się do mnie - nalegał szatyn. Nie odpowiedziałam. Bałam się? Chyba tak, a co jeśli znowu mnie zrani? Chociaż, czy do jutra zdąży? Szczerze wątpię w to, ale kto się lubi ten się czubi, prawda? Ale żeby aż tak? Tyle pytań, zero odpowiedzi. Nagle chłopak przystanął, zaczęłam go ciągnąć za rękę, ale on uparcie stał w miejscu. - Nie pójdę dopóki się do mnie nie odezwiesz - zaszantażował. Prychnęłam z niezadowoleniem.
- Co mam ci powiedzieć? Że kurwa wszystko w porządku? Louis zraniłeś mnie! "Żałuję, że cię spotkałem"? Tak do siebie mówią przyjaciele?! - wydarłam się w końcu. Wyrzuciłam wszystkie emocje z tego nędznego ciałka.
- Amy.. - zaczął błagalnie, ale szybko mu przerwałam.
- Daruj sobie - powiedziałam na odchodne i powędrowałam w nieznanym mi kierunku. Cały czas Tomlinson szedł za mną i krzyczał moje imię.
- Kurwa mać! Amy! - krzyknął bardzo głośno, aż drgnęłam. Obróciłam się na piętach i spojrzałam w jego oczy.
- Co? - spytałam płaczliwie. Podeszłam bliżej nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego. - Wiesz co zauważyłam? Wrócił tamten Louis. Ten co mnie kurwa nienawidzi! - nie wytrzymałam. Łzy same zaczęły się lać. Próbowałam je zatamować, ale na marne. Chłopak patrzył na mnie tymi hipnotyzującymi oczami ze skruchą.
- Ja... Nie wiem, co mam powiedzieć - zaczął także bliski płaczu.
- Lepiej nic. Jutro, i tak nie będziesz nic pamiętać - szybko wycierałam swoje mokre policzki, gdy zobaczyłam zbliżającego się do nas Liam'a. Chłopak popatrzył na nas przenikliwie, a po chwili kazał nam iść do samochodu.

***
 
Znowu nie przespana noc, a to wszystko przez niego. Czemu on mi to robi?! Wstałam z mojego cieplutkiego łóżka i pospiesznie ubrałam na siebie szare dresy i czarną bluzę. Wyjęłam z kąta moją czerwoną walizkę i powoli wrzucałam do niej moje rzeczy. Po chwili usłyszałam wołania z dołu. Szybko zapięłam walizkę i rzuciłam tam, gdzie była. Truchcikiem zeszłam po schodach, po czym udałam się do kuchni. Przy stole siedziała trójka imprezowiczów czyli Niall, Zayn i Harry. Przy blacie stał Liam, który robił nam coś do jedzenia. Usiadłam pomiędzy Loczusiem a blondynem. Mojego ukochanego braciszka jak na razie unikałam.
- Głowa mnie boli, idę się położyć - mruknął pod nosem Harry, który najwyraźniej nieźle zabalował wczoraj. Chłopak udał się na górę żółwim tempem. W między czasie Liaś podał nam do stołu jajecznicę. Pomyślałam o wczorajszym wydarzeniu. Louis..... On widział jak płaczę przez niego. Co ja do cholery pierdole?! Widział jak płakałam i gówno. Chyba bardziej powinnam się przejmować tym, że mnie zranił, a ja kurwa o tym. Miejmy nadzieję, że był tak pijany, że nie będzie tego pamiętać. Po chwili usłyszałam jak ktoś szura krzesłem koło mnie. Okazał się to być...... Lou. Jak ja mam się przy nim zachowywać? Szatyn cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku. Za to ja pięknie udawałam, że tego nie widzę.
- Niall, Zayn, może tak pójdziemy trochę ogarnąć w tym domu? - spytał Liam znacząco patrząc na chłopaków, a to znaczy, że muszę tu zostać z Louis'em. Zrobił to celowo, widać gołym okiem. Cała trójka wyszła z pomieszczenia, a my siedzieliśmy dalej w milczeniu.
- Ja wszystko pamiętam z wczoraj - powiedział zachrypniętym głosem. Popatrzyłam w jego wspaniałe oczy. Były smutne, przepełnione żalem i poczuciem winy. - Pamiętam jak płakałaś - wyszeptał. Wstrzymałam oddech. Co ja miałam mu powiedzieć? Szybko wstałam i pobiegłam na górę. O mało nie potknęłam się o własne nogi. Słyszałam jak on za mną biegnie i cały czas wykrzykuje moje imię. Byłam już w moim pokoju, zamykałam już drzwi, ale coś mi to uniemożliwiło. Popatrzyłam w dół, a tam noga Lou.
- Louis, proszę - byłam na skraju płaczu. Nie miałam już siły się z nim przepychać. Wszedł i po cichu zamknął drewniane, białe drzwi.
- Pozwól, że wszystko wytłumaczę. Ty też mnie zraniłaś - powiedział ledwie słyszalnie. Że co?! Jak do cholery?! Tym, że zrzucił na mnie patelnie?!
- Niby jak? - spytał odchodząc już od zmysłów, ale na szczęście byłam spokojna. Jeszcze.
- Rozumiem, mogłaś się wkurzyć za tą patelnie. I za spodnie też, ale żeby mówić nam, że się cieszysz, że wychodzimy i, że nie będziesz musiała gapić się na nasze ryje to już lekka przesada - powiedział to powoli i wyraźnie. Zatkało mnie. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Mam świętą cierpliwość, ale kurwa nie teraz!
- Żartujesz sobie, prawda? Chciałam pobyć sama, bo nie wiem czy wiesz przez was mogę stać się w szybkim czasie kaleką! Harry mnie z łóżka zrzucił, ty mnie poparzyłeś patelnią, a Zayn przywalił mi apteczką w głowę! Ach i prawie zapomniałam! Ściągłeś mi spodnie! - wykrzyczałam z siebie wszystko. Byłam już bardzo wkurwiona.
- Chyba masz rację. Przepraszam. I przepraszam jeszcze za jedno - powiedział patrząc w ziemię. Podniósł głowę i szybko zbliżył się do mojej twarzy. Zatrzymał się kilka milimetrów od niej. Ja stałam jak zamurowana. Wiedziałam co chce zrobić, ale ja nie potrafiłam go odepchnąć. Po chwili nasze usta złączyły się w jedność. O dziwo odwzajemniłam pocałunek. Trwaliśmy tak tylko chwilkę, po czym odchylił się ode mnie i wyszeptał ciche:
- Kocham Cię...

___________________
Ta dam! I jak? Jest bardzo źle? Mam nadzieję, że pod tą notką będzie więcej komentarzy niż pod poprzednią. W tamtej były tylko trzy plus mój kochany Agiszon na twitterze <3 Ogólnie teraz jakoś mało wchodzicie. Po dwa do dziesięciu wyświetleń dziennie. Wcześniej było nawet sześćdziesiąt, ale najwyraźniej jest tak bardzo źle. No trudno się mówi :) Nie wiem kiedy będzie następny rozdział ;/ Ty tyle ;) Ach prawie zapomniałam. Są już wyniki sprawdzianu szóstoklasisty.... brr....... 33 punkty :'( Więc mam doła przez te parę dni. To tyle ;)

Do zobaczenia!

piątek, 17 maja 2013

Rozdział 20

- Nie odzywajcie się do mnie! Wszyscy! - wściekłam się i cała obolała weszłam do pokoju by po chwili położyć się na łóżku. Najpierw Harry, który zrzucił mnie z materaca z czego ucierpiały moje plecy. Drugi Louis, któremu zachciało się trzymać patelkę nad ogniem w wyniku czego mam teraz spuchniętą nogę. Trzeci był Zayn, który jak jakiś kretyn zrzucił na moją głowę dosyć sporą, ale na szczęście nie bardzo ciężką apteczkę. A to wszystko stało się tego ranka. Wprost fantastyczne pożegnanie. Pożegnanie.... Nie chce tego. Może i są kretynami, których czasami mam ochotę poćwiartować, ale muszę stwierdzić, że są moimi przyjaciółmi. Nawet Harry'ego mogę tak nazwać. Wzięłam telefon do ręki i postanowiłam zadzwonić do mamy. Po kilku sygnałach odebrała.
- Czemu się ostatnio rozłączyłaś?! Przecież musisz wiedzieć o której masz samolot! - wydarła się na dzień dobry.
- Dobrze mamo, przepraszam. O której samolot odlatuje?- spytałam z wielką gulą w gardle.
- Jutro w nocy o trzeciej. Przepraszam, że o tej godzinie, ale w tym dniu jest tylko jeden lot do Balic
- Dzięki, to... do zobaczenia - powiedziałam i szybko się rozłączyłam. Po chwili znowu musiałam wziąć to nieszczęsne urządzenie do ręki.
- Dzień dobry, Amy - powiedziała radośnie........ pani Payne? - Twoja mama dziś do mnie zadzwoniła. Szkoda, że musisz już wyjeżdżać. Mam nadzieję, że polubiłaś się z chłopakami? - spytała, ale nie dała mi odpowiedzieć, bo znowu zaczęła nawijać jak katarynka. - Ja będę czekać na ciebie na lotnisku. Powiem Liam'owi, żeby cię odwiózł - chciała jeszcze coś mówić, ale ja jej przerwałam.
- Niech pani, Liam'owi nie zawraca głowy. Pojadę taksówką - zapewniłam. Moje serce zaczęło bić dwa razy mocniej gdy usłyszałam po drugiej stronie tylko oddech kobiety.
- No dobrze, niech będzie. Muszę kończyć, bo muszę zacząć się pakować - powiedziała szybko, a po chwili usłyszałam sygnał, który oznaczał koniec rozmowy. Usiadłam na skraju łóżka i po chwili usłyszałam pukanie. Bez mojego pozwolenia ktoś wtargnął na moją posesję, a tak bardzo w tym momencie chciałam być sama.
- Nie podchodź do mnie! - krzyknęłam gdy zauwarzyłam, że chłopak zbliża się w kierunku mojej osoby. Szatyn przystanął i popatrzył na mnie zdziwiony. - Nie chcesz wiedzieć - wyprzedziłam jego pytanie, które na pewno miał na myśli.
- Zayn mi powiedział o co chodzi, no i dlatego przyszedłem z bandażem - uśmiechnął się rozbawiony. Usiadł koło mnie, chwycił prawą nogę, która była spuchnięta i położył ją na swoich kolanach. Liam nawilżył mi stopę, owinął w biały materiał i opatrunek był gotowy. - My już idziemy do Ed'a, chyba, że chcesz żebyśmy zostali - wyszczerzył się jak głupi do sera. Popatrzyłam na niego z miną godną mordercy, przynajmniej tak mi się wydawało. Chłopak zaczął się momentalnie śmiać aż upadł na podłogę. Coś zaczął mówić pod nosem, ale co chwilę przerywał mu donośny ryk śmiechu. Szatyn wyszedł bez z słowa nadal się krztusząc.

                                                                 ******

- Wychodzimy! - krzyknął ktoś z dołu.
- Świetnie! Nie będę znowu miała waszych ryi przed swoimi oczami! - odparłam równie głośno. Byłam na nich bardzo zła. Może i Liam, i Niall mi nic nie zrobili, ale wszycy moją u mnie przejebane. Usłyszałam jak jakiś osobnik wychodzi po schodach i, jeśli się nie mylę, idzie do mojego pokoju.
- Możesz się w końcu uspokoić?! - wtargnął z krzykiem do mojego pokoju Louis. Przycichłam. Wolałam z nim nie dyskutować, aby nie zranić siebie i jego. Mogłoby paść dużo nie potrzebnych słów, a przed wyjazdem chcę mieć z wszystkimi dobre relacje. - Weź się ogarnij! Żałuję, że tu przyjechałem, żałuję, że cię spotkałem! - wykrzyczał i szybko opuścił pomieszczenie. Nie wierzę, że to powiedział. Po prostu mnie zatkało. Wrócił tamtem Louis. Ten co mnie nienawidził, ten co mnie obrażał, ten co cieszył się z mojego nieszczęścia. Usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwi wyjściowych. Podbiegłam po cichu do okna i zobaczyłam jak wszyscy wsiadają do dużego, czarnego samochodu, a chwilę później odjeżdżają spod domu. Zsunęłam się po ścianie i zaczęłam głośno łkać. Zabolało mnie to bardzo, przecież jest moim przyjacielem, a raczej był. Szybko zerwałam się z miejsca i w mgnieniu oka złapałam za ciepłą bluzę. Truchcikiem zeszłam na dół i chwilę później, znalazłam się na dworze. Powoli doszłam do mojego ulubionego parku, ale to trochę dziwne, ponieważ znam tylko jeden. Usiadłam na tej pamiętnej ławce.

                                                                ******

Nie wiem ile tu już siedziałam, ale zrobiło się bardzo ciemno, a wokół zero jakiegokolwiek osobnika. Nagle usłyszałam śmiechy zza rogu alejki. Po chwili ujrzałam dwie postacie w kapturach. Po przyjrzeniu się stwiedziłam, że to dwaj mężczyźni. Niestety nie widziałam ich twarzy. Wstałam i szybkim marszem udałam się przed siebie co chwilę się odwracając. Na moje nieszczęście oni szli za mną. Prześpieszyłam, a raczej mogę nazwać to biegiem. Znowu przekręciłam głowę. Biegli za mną chwiejnym krokiem, widać, że pijani. Nagle poczułam silny uścisk na ramieniu.
- Mała, czemu uciekasz? - spytał się roześmiany, dobrze mi znany głos.
- A co ty tu kurwa robisz? - odwróciłam się zdziwiona do mężczyzny.
- Amy?! Co ty sobie wyobrażasz?! Jest - zamyślił się trochę - późno.
- Zayn, zamknij się do cholery! Siadać na ławce! - rozkazałam. Posłusznie zrobili to, o co prosiłam. Wyciągłąm telefon i wybrałam numer do Liam'a.
- Mamy wracać, słonko?
-Liaś - zaczęłam przesłodzonym tonem. - Gdzie są Zayn i Lou?
- No koło mnie.
- Gówno, a nie koło ciebie! Wiesz gdzie ich znalazłam?! Kurwa w parku, daleko od domu Ed'a! Jak ty ich pilnujesz?!
- Przestań się na mnie wydzierać!
- Dobra, przepraszam - powiedziałam już opanowana. - Cześć - rozłączyłam się szybko. Odwróciłam się do chłopaków, którzy głupkowato się uśmiechali.

____________________
Ta dam! Wiem durny, ale ostanio tylko nauka, nauka, nauka i.... o! Nauka! Narodziło się małe napięcie między Lou i Amy. Jak myślicie, główna bohaterka wyjedzie skłócona z nim czy jednak się pogodzą? Tylko ja wiem całą prawdę ;) A co do następnego rozdziału, to nie mam pojęcia kiedy będzie. We wtorek jadę na tydzień na zieloną szkołę (Jedziemy nad morze, do Ustronia Morskiego). Chyba, że uda mi się napisać w poniedziałek, ale nic nie obiecuję. Mam nadzieję, że ta notka wam się choć wmiarę podoba i skomentujecie. Może być nawet zwykła kropka, ale chce wiedzieć, czy to czytacie. To chyba tyle ;)

Do zobaczenia! <3

wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 19

Budzenie się na podłodze nie jest czymś przyjemnym. Zwłaszcza w tak okrutny sposób. Tak, Harry zepchnął mnie z łóżka. Zdenerwowana zeszłam na dół do kuchni. Wyjęłam z szafki garnek i łyżkę. Podreptałam do pokoju Loczka, który nadal głośno chrapał. Po cichu położyłam moje przyrządy na podłodze i usiadłam koło nich. Wzięłam łyżkę do ręki i zaczęłam głośno stukać nią w garnek. Po krótkiej chwili obudził się Harry.
- Pojebało cię?! - próbował przekrzyczeć mój "instrument". Odstawiłam moje narzędzia na biurku i podeszłam do niego ze sztucznym uśmiechem.
- Nie trzeba było mnie zrzucać z łóżka - syknęłam. Usłyszałam pukanie do drzwi, gdy się otworzyły można w nich było zobaczyć tych czterech idiotów.
- Czy wy do cholery możecie się zamknąć? - spytał zaspany i zdenerwowany Zayn.
- On mnie zrzucił z łóżka! - wydarłam się wściekła. - Mogę odzyskać swój pokój?
- Hmm... Pomyślmy. Chyba nikt nie ma ochoty na taką pobudkę - stwierdził patrząc na chłopaków, którzy kiwali głowami. Podeszłam do Niall'a i wyciągłam prawą rękę.
- Klucze - powiedziałam z szerokim uśmiechem. Ten nie chętnie podreptał do swojego pokoju, wracając z kluczykami od mojego królestwa. Podziękowałam i ruszyłam w stronę sypialni. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Patrząc na ekran bardzo się zdziwiłam.
- Halo? - spytałam nadal zdziwiona.
- Cześć córciu! Pakujesz się już? - zadała mi pytanie rodzicielka.
- Co? Przcież miałam być w Londynie przez miesiąc - nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać.
- No i za dwa dni mija ten miesiąc - powiedziała jakby to było oczywiste. Bez zastanowienia się rozłączyłam i usiadłam na podłodze. Jak? Przecież przed chwilą tu przyjechałam. Co ja mam zrobić? Bardzo polubiłam tych przygłupów, a zwłaszcza Louis'a. Myślę, że poczułam do niego coś więcej niż przyjaźń, ale nie jestem do końca tego pewna. Przy nim czuję to coś w brzuchu. Nie wiem. Chciałabym wiedzieć, ale niestety moje marzenia nigdy nie zostaną zrealizowane.
- Hej mała. - wszedł do mojego pokoju Lou. Moje serce momentalnie przyśpieszyło. - Czemu siedzisz na podłodze?
- Nie wiem - odpowiedziałam patrząc przed siebie. Usiadł koło mnie i objął swoim silnym ramieniem. Siedzieliśmy przez dłuższy czas w milczeniu. Każdy z nas pochłonięty był swoimi myślami. Powrót do Krakowa nie bardzo mnie cieszył. Będę musiała znowu patrzeć na ich fałszywe gęby. Postanowiłam, że im się postawie, ale będę pośmiewiskiem całej szkoły. A gdzie ja to mam? Oczywiście w dupie. Dodatkowo rodzice będą się cały czas czepiać wszystkiego. Każdej uwagi, każdej jedynki, każdego upomnienia przez nauczycieli. Zdecydowanie nie chcę tam wracać. Moje przemyślenia przerwał głos Louis'a.
- Mamy zamiar iść z chłopakami na imprezę do Ed'a dziś wieczorem, idziesz? - spytał. Pokręciłam przecząco głową. Nie miałam ochoty na zabawę w takiej chwili. Zepsułabym tylko wszystkim humor, a przede wszystkim jak oni pójdą, będę miała czas na spokojne spakowanie się. Nie zamierzałam im mówić, ponieważ rozpłakałabym się, a nie chcę by oni patrzyli na mnie w takim stanie. Krótko mówiąc zamierzam uciec tak, by się nie zorientowali. - No trudno. Za pięć minut widzę cię na dole na śniadaniu - powiedział z uśmiechem i wyszedł. Ubrałam się w wybrane ciuchy i zeszłam na dół do kuchni. Szatyn właśnie rozbijał jajka, a ich zawartość lądowała na patelni. Zorientowałam się, że robi jajecznicę. Chłopak stał do mnie tyłem, więc mnie nie widział. Nie ukrywam, że patrzyłam się na jego zgrabny tyłek. Zawsze byłam zboczona, ale co ja poradzę? Skradłam się do niego po cichu w celu przestraszenia go. Szybko dotknęłam jego ramion, a z moich ust wydobyło się głośne "Bu". Louis podskoczył i dopiero wtedy zorientowałam się, że trzymał w rękach patelnie. Gorąca powierzchnia spadła mi na gołą stopę i odruchowo złapałam się za nogę.
- Kurwa mać! - skakałam po kuchni jak jakiś niedorozwój. Myślałam, że to pomoże mi z tym okropnym bólem. Louis podszedł do mnie i wziął mnie na ręce. Szybko poszedł do łazienki i postawił mnie na podłodze. Odkręcił korek z zimną wodą. Ciecz wlewała się do wanny dość szybko.
- Usiądź na krawędzi i włóż nogi do wody - nakazał pośpiesznie. Bez namysłu zrobiłam tak jak mi kazał w wyniku czego cała wpadłam do wanny.
- Noż kurwa - byłam zła, głównie na siebie za moją lekko myślność. Może i byłam cała mokra, ale trochę pomogło mi na nogę. - Przepraszam Lou - powiedziałam cicho i zawstydzona całą tą sytuacją opuściłam głowę w dół.
- Mała, nie masz za co przepraszać. To przecież ja upuściłem tą cholerną patelnie - można było wyczuć w jego głosie nutkę rozbawienia. Nie pewnie przeniosłam wzrok na niego, a on patrzył na mnie z troską.
- Ale to ja cię przestraszyłam - postawiłam mu się.
- Ale to ja trzymałem tą patelnie ponad ogniem jak jakiś dureń, bo mi się tak podobało - zamilkłam. Nie miałam już więcej argumentów na to, że to moja wina. - Poczekaj, przyniosę ci jakieś suche ubrania. - Zostałam sama. Ten chłopak na prawdę zawrócił mi w głowie. Był inny niż wszyscy. Opiekuńczy, miły, zabawny. Ci z Polski to szczerze mówiąc chuje, ale zdarzają się wyjątki.
- Proszę - uśmiechnął się. - Tylko, że to są moje rzeczy, bo nie chciałem u ciebie grzebać. - i znowu zostałam sama. To było naprawdę słodkie z jego strony. Spojrzałam na swoją nogę, która była czerwona i spuchnięta. Wyszłam z wanny i założyłam na siebie szare dresy, które zlatywały z mojego tyłka. Ubrałam jeszcze dość dużą czarną koszulkę i wyszłam z łazienki kulejąc. Oczywiście musiałam trzymać się za spodnie, bo inaczej widać by było moją gołą dupę. - Ej, czemu mnie zawołałaś? Przecież bym ci pomógł - pojawił się koło mnie Loueh jak jakiś duch.
- Większych spodni nie było? - spytałam z sarkazmem.
- Są za małe? Przecież ty jesteś taka drobniutka - stwierdził szatyn lekko zmieszany. Pokręciłam głową cicho się śmiejąc. Szłam dalej kiedy ktoś pociągnął mnie za nadgarstki, a po chwili poczułam jak spodnie są na moich stopach.
- Kurwa Louis! - wydarłam się i wyrywając dłonie z jego silnych rąk, złapałam za materiał i szybko pociągłam w górę. Słyszałam tylko śmiech Lou. Wściekła poszłam do swojego pokoju i przebrałam się w moje rzeczy. Poskładałam jego ubrania i jak najszybciej udałam się koło drzwi do królestwa chłopaka. Otwarłam je i bez słowa rzuciłam jego ciuchy na łóżko. Ostrożnie udałam się na dół do kuchni, w celu znalezienia apteczki. Zastałam tam, krzątającego się po pomieszczeniu Zayn'a. Weszłam bez słowa przeszukując szafki.
- Czego szukasz? - spytał brunet z zaciekawieniem.
- Apteczki, wiesz gdzie jest? - chłopak chwile wpatrywał się w sufit myśląc, kiedy nagle się zerwał wziął stołek, na którym stanął i macał dłonią nad szafką. Po chwili poczułam na głowie silny ból. Jęknęłam przeraźliwie i szybko złapałam się za nią....

_____________________________
Przepraszam! Jestem zła na siebie, że nie dodałam nic w tamtym tygodniu, ale niestety nie miałam czasu. Jeszcze teraz nauczyciele się uwizieli i robią sprawdzian za sprawdzianem, więc będę najwięcej raz w tygodniu dodawać rozdział, ale jak zaczną się wakacje.... :) Ten rozdział nie bardzo mi się podoba, ale cóż. Chciałam trochę inaczej to opisać, przepraszam. Teraz mam dni doła, więc mam ochotę gdzieś zniknąć. To chyba tyle ;)

Do zobaczenia!!