Translate

środa, 11 września 2013

Rozdział 7 {część druga}

- Na prawdę nie musiałeś - powiedziałam stając przed salą rozpraw.
- Przestań, to był pikuś. A z resztą. Czy do sądu nie powinno się chodzić elegancko? - spytał pokazując na mój ubiór. Co jest złego w rurkach, bluzach i trampkach? Zaśmiałam się cicho, na co on odpowiedział tym samym. Co mu się we mnie podoba albo podobało? Przecież wyglądam i zachowuję się jak chłopak. El była lafiryndą, a ja "dresem". Po chuja wspominam o Elce?! - Twój adwokat już idzie - szturchnął mnie lekko w ramię Louis. No i po co mi Lou załatwił tego kogoś? Wygląda jak jakiś idiota. Mam nadzieję, że mój ojciec trafi za kratki na długie lata. Bo powiedzmy sobie szczerze. Dożywocia nie dostanie. To jest tylko drobnostka, że mnie bił. Na pewno nie będzie już miał praw rodzicielskich, ale czy inne konsekwencje będą z tego wyciągnięte?
- Zapraszamy do sali...


***
Wreszcie opuściliśmy to okropne pomieszczenie. Jeszcze nic do mnie nie dotarło. Wiedziałam, że przyjaciele coś do mnie mówili, ale ja nie wiedziałam co. Kręciło mi się w głowie.
- Kochanie - szturchała mnie lekko ciocia. Zamyślonym wzrokiem popatrzyłam na nią. - Twoi koledzy się pytają jak poszło, bo nic nie zrozumieli - powiedziała uśmiechając się nie pewnie.
- Umm... - musiałam pomyśleć. To trudne do ogarnięcia.
- No mów, bo za chwilę oszaleję - szybko powiedział Zayn.
- Dziesięć lat - wyszeptałam oniemiała. Popatrzyłam na nich nie pewnie. - Poszedł do więzienia na dziesięć lat.
To co się teraz działo było nie pojęte. Chłopcy skakali, cieszyli się, a ja... ja nie potrafiłam. Nagle ktoś mnie przytulił. Nie miałam pojęcia kto to, ale odwzajemniłam uścisk. Po chwili zorientowałam się, że to Louis... po zapachu się domyśliłam. Pachniał tak ślicznie. Zaciągnęłam się nim tak, żeby nie zauważył.
- Dziękuję - wyszeptałam do jego ucha. Dzięki temu adwokatowi poszedł na aż tyle. Normalnie by pewnie dostał wyrok w zawieszeniu. Przez dziesięć lat będę mieć spokój. Nadal to do mnie nie dociera.
- Nie masz za co, Amy - odsunął się ode mnie tylko troszkę by spojrzeć mi w oczy. Widziałam w jego tęczówkach tą nie pewność, radość i troskę. Urósł. Teraz dopiero to zauważyłam jak byliśmy tak blisko. Albo ja się zmniejszyłam, tej opcji nie wykluczam.
- Owszem, mam. Gdyby nie ten adwokat, przeżywałabym teraz koszmar, gdyby nie ty to... - przerwał mi nagłym pocałunkiem. Bardzo mnie zdziwił tym gestem. Czyli to ma oznaczać, że nadal mu się podobam? Byłam w zbyt dużym szoku by to odwzajemnić. Ale z drugiej strony nie chciałam, żeby czuł się urażony. Przecież go kocham. W końcu wyrzuciłam ze swojego durnego łba wszystkie obawy i to zrobiłam. Odwzajemniłam pocałunek. Tak bardzo za nim tęskniłam. Po chwili zabrakło nam powietrza, więc oddaliliśmy się od siebie. Rozejrzałam się dookoła w celu sprawdzeniu czy ktoś nas widział. Na moje nieszczęście wszyscy na nas patrzyli z szeroko otwartymi oczyma. No oprócz Styles'a. On tylko się śmiał. Jak boga kocham zaraz go zamorduję.
- To wy może sobie pogadajcie. Louis, masz kluczyki do samochodu? - spytał Zayn, a Loueh tylko pokiwał głową potwierdzająco. - Okej, to my już jedziemy. I Amy, odwieziemy twoją ciocię - uśmiechnął się szeroko. Zostaliśmy sami. Jeszcze kurwa w urzędzie, no ich chyba pojebało.
- Znasz jakąś kawiarnię, która jest mało zaludniona? Chciałbym z tobą pogadać na spokojnie - ukazał Lou swoje nienaganne uzębienie. Popatrzyłam na niego jak na idiotę. - Albo jakiś pub?
Zaśmiałam się i pokiwałam z chęcią głową. Nie rozumiem czemu we mnie taka nagła radość, powinnam się stresować i błagać Boga o odrobinę oddechu. Ja się tak nie czułam. Byłam zrelaksowana. Patrzyliśmy tak sobie w oczy, kiedy nagle ktoś z hukiem otworzył drzwi od sali rozpraw.
- Spokój! - krzyknął jakiś ochroniarz. Spojrzałam w tamtym kierunku. O ja pierdole!
- Och, moja najukochańsza córusia! Ładnie to tak posyłać starego ojczulka do kicia? - spytał z cwaniackim uśmiechem.
- Zamknij się! Nie jestem już twoją córką! Mam nadzieję, że nigdy się nie spotkamy! Nienawidzę cię, rozumiesz?! Nienawidzę! - krzyczałam, a Louis próbował mnie zasłonić przed ojcem, ale ja próbowałam wygarnąć temu choremu człowiekowi wszystko. - Zgnij w tym więzieniu!
- Shh... - znowu Loueh zgarnął mnie do swoich ramion. Czułam, że bomba, która we mnie siedzi, która już miała wybuchać, uspokoiła się. On tak na mnie działa.
- I tak cię dorwę, maluszku - mruknęła po raz ostatni ta bezduszna istota i ochroniarz zabrał go do pierdla. Dziesięć lat spokoju. Czuję się taka.... wolna. Louis złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę wyjścia. Dobrze wiedziałam, że nie chciał dłużej zostać w tym jakże "świetnym" miejscu. Jeszcze zobaczył psychiczną Amelkę, no wprost zajebiście! A teraz czeka mnie rozmowa z Lou. Chyba zaczynam się bać...

________________________
Przeeeeeepraaaaaaaszaaaaam!!! Mówiłam, że będą częściej rozdziały, a tak na prawdę gówno z tego. Jeszcze mam malutkie "problemy" w szkole. Nie wiem czy to dobre określenie, ale nie będę się tu jakoś specjalnie rozpisywać. Jak wam się podoba rozdział? Znowu nie jest długi za co przepraszam. Ogólnie nic mi ostatnio nie wychodzi, do tego pogoda jest do dupy i to mi najbardziej psuje humor. Dobra, to chyba tyle ;) Komentujcie ;3

Do zobaczenia! <3

PS. NIE ZNAM SIĘ NA SĄDACH I TAKICH PODOBNYCH SPRAWACH, WIĘC NIE BIJCIE!


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz