Translate

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 5 {część druga}

*Perspektywa Harry'ego*

- Ja pierdole! To ona! - krzyknął Niall. Wszyscy popatrzyliśmy na niego. - No przepraszam bardzo. Też mogę przeklinać. Nie jestem dzieckiem - udał obrażonego.
- Poczekajcie. Idę do niej - oznajmiłem. Siedziałem przy drzwiach, więc tylko pociągnąłem za klamkę a już byłem na zewnątrz. Zawołałem ją, a ona odwróciła się i chyba przestraszyła, bo zaczęła uciekać przy okazji upuszczając zakupy. Biegłem za nią. Nie pozwolę, żeby znowu zwiała. Przecież Loueh się załamie. Z resztą nie tylko on, my też. Jezu, ściemniało się już, jestem w obcym kraju, nie wiem gdzie biegnę. Jeśli się zgubię to ją uduszę. Tęsknię za tym jej dokuczaniem. Nie no, muszę ją złapać. Po chwili zauważyłem, że jej nie ma. Gdzie ona kurwa jest?! Zniknęła! Rozpłynęła się w powietrzu! Wkurzony kopnąłem w ścianę momentalnie łapiąc się za stopę. Bolało. Nie długo potem usłyszałem krzyk. Szybko zerwałem się z miejsca i pobiegłem za głosem. Gdy skręciłem za rogiem ujrzałem Amy.... na ziemi. Zacząłem się nie opamiętanie śmiać, aż mnie brzuch rozbolał.
- Z czego rżysz Styles? - fuknęła wściekła. Miałem już pewność, że to ona. Nic się nie zmieniła. - Zamknij się do kurwy nędzy! - krzyknęła wyprowadzona z równowagi.
- Przepraszam, kotek - uśmiechnąłem się przebiegle i podałem jej rękę, Ona tylko popatrzyła na mnie jak na idiotę.
- Od kiedy mówisz na mnie "kotek" ? - spytała unosząc jedną brew. Pokręciłem głową i znowu zacząłem się śmiać. - Jesteś tak samo wkurwiający jak wcześniej - mruknęła pod nosem.
- A może teraz pogadamy o tobie? - przestałem się śmiać, a mój humor zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. - Czemu nam nie powiedziałaś?
- Bo... bo staliście się dla mnie ważni, a ja nienawidzę się żegnać z ludźmi, których kocham. No i uciekłam - powiedziała siadając na ziemi po turecku. Usadowiłem się koło niej obejmując ją ramieniem. - Boję się, Harry - wyszeptała patrząc na swoje dłonie. Pierwszy raz widziałem ją tak bezbronną i przestraszoną.
- Nie masz czego, przecież cię nie zjemy - uśmiechnąłem się do niej pocieszająco. Popatrzyła na mnie i przytuliła.
- Dziękuję - wyszeptała mi do ucha. Teraz czułem się jak starszy brat. - Ale i tak cię nie lubię - zaśmiała się.
- Wiesz co? Zepsułaś tak romantyczną chwilę - udałem "fochniętego". Wstałem i skierowałem się przed siebie. Usłyszałem za sobą tylko śmiech.
- Powodzenia jak spotkasz napalone fanki - krzyknęła. Odwróciłem się do niej. - Zgwałcą cię i schowają w piwnicy - uśmiechała się zwycięsko. Ugh.. Miała rację.
- Dobra, koniec tego dobrego. Wstawaj, idziemy do chłopaków - podbiegłem do Amy, złapałem ją w talii i przerzuciłem przez ramię.
- Kurwa, Styles! Puść mnie - krzyczała. Ja się tylko śmiałem. - Tak? To pokaż gdzie mamy iść.
Kiedyś ją uduszę. Dlaczego zawsze musi mieć rację?! Nie chętnie postawiłem dziewczynę na ziemi. Po chwili ruszyliśmy w kierunku chłopaków.....

*Perspektywa Amelii*

Zbliżaliśmy się do samochodu. Serce biło mi jak oszalałe. Z daleka zobaczyłam chłopaków, którzy stali na zewnątrz. Mój oddech stał się nierównomierny. Zauważyli mnie. Momentalnie się odwróciłam i zamknęłam oczy. Próbowałam się schować za Hazzą, ale ten idiota nawet nie wiedział o co chodzi. Ugh... Chyba po chwili zakumał, bo podszedł do mnie.
- Są na mnie źli, widzę to - powiedziałam nie otwierając oczu jakby nikt nie mógł mnie zobaczyć.
- Spójrz na mnie - nakazał Loczek. Nie chętnie rozszerzyłam powieki patrząc na Harry'ego. - Nie są na ciebie źli. Przez dłuższy okres czasu Louis był oskarżany o twoją ucieczkę.
- Niby czemu? - spytałam zdziwiona.
- Bo powiedział, że cię kocha i wszyscy uznali, że się przestraszyłaś no i... - powiedział patrząc na mnie, ale mu przerwałam.
- Was pojebało? - momentalnie stałam się wściekła.
- Nie gniewaj się - wyszeptał i mnie przytulił. Strach gdzieś uleciał i wiedziałam, że byłam gotowa na spotkanie z nimi. Chuj żyję się raz*. - Możemy iść? - spytał, po czym pokiwałam głową. Oplótł mnie ramieniem i podeszliśmy do chłopaków. Chciałam już coś powiedzieć, ale Harry musiał zacząć.
- Fajną mam dziewczynę? - zapytał się reszty. Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- Pierdol się Styles - powiedziałam i zrzuciłam rękę Hazzy za to on udał obrażonego. Momentalnie przytulił mnie Niall.
- Ty mała bestio. Nigdy masz nas już nie zostawiać, jasne? Nie miał kto posprzątać - powiedział na co wszyscy się zaczęli śmiać.
- Też tęskniłam, Niallerku - ucałowałam go w policzek. Następny był Liam, on zachował się normalnie, tylko mnie przytulił i musnął mój policzek. A teraz.. Zayn. Patrzył na mnie jakoś tak.... ostro. Nie umiem tego ująć. Bad Boy i te jego gierki.
- Nie marszcz tak czoła, bo będziesz miał zmarszczki, braciszku - objęłam go rękami przyciągając do siebie.
- Wiesz jak się bałem jak cię nie było? Nawet nie dałaś znaku życia - mocno mnie przytulił. Coraz bardziej żałuję tego co zrobiłam. Zraniłam ich nie zdając sobie z tego sprawy. Brunet schował twarz w moich włosach.
- Przepraszam, was wszystkich przepraszam - powiedziałam wyswobodzając się z jego uścisku. - A gdzie Louis? - spytałam nie pewnie. Nagle z samochodu wyszedł on. Serce mi stanęło. Bez słowa podszedł do mnie i mnie przytulił. Czułam, że tracę powietrze. - Nie wiem jak ty, ale ja do życia potrzebuję powietrza - zaśmiałam się.
- Przepraszam - rozluźnił uścisk, ale dalej mnie przytulał. Po chwili usłyszeliśmy ciche chichoty. Puściliśmy się i popatrzyliśmy na chłopaków.
- Później będziecie się miziać, a teraz do samochodu - nakazał Harry wskazując na pojazd. Lou spojrzał na mnie przebiegle i przerzucił przez ramię. Wszyscy zaczęli się śmiać nawet ja. Szatyn podszedł do auta i otworzył szeroko drzwi. Louis podrzucił mnie do przodu w wyniku czego trzymał mnie jak pannę młodą. Dziwne porównanie. Włożył mnie do środka jak małe dziecko i zaraz usiadł koło mnie. Po chwili wepchnęli się jeszcze Harry i Niall, z czego byłam teraz bardzo blisko z Lou. Za blisko. Kierowcą był Liam, a miejsce pasażera zajął Zayn.
- No to na lotnisko! - krzyknął Harry.
- Ona musi się jeszcze spakować , idioto! - odgryzł się Liaś. Da fuq?!
- Hola, hola! Jakie lotnisko, jakie spakować? - pogubiłam się.
- Lecisz z nami do Londynu - oznajmił Lou. Moje oczy rozszerzyły się do wielkości pięciozłotówek.
- J-ja nie mogę. Przynajmniej nie teraz - ma się odbyć rozprawa w sądzie. Mam zeznawać przeciwko mojemu ojcu. Przymknęłam oczy, by uniknąć ich palącego spojrzenia. - Później wam powiem - odpowiedziałam na nie zadane pytanie, ale byłam pewna, że ich to ciekawiło. Pokiwali zgodnie głowami lekko zmieszani. - Możemy pojechać do mnie jak chcecie. Nikogo nie będzie, więc na spokojnie pogadamy, okej? - znowu pokiwali tylko głowami. No odezwijcie się coś, kurwa! Usłyszałam tylko dźwięk odpalanego silnika.
- Podaj adres, wpiszę do nawigacji, bo znając ciebie wywiozłabyś nas w pole - zaśmiał się Liam. Wytknęłam mu język i podałam adres domu mojej cioci...


_____________________________

Ta dam! I jak? Bardzo źle? Mam nadzieję, że ten rozdział spodobał się chociaż troszkę. W tej notce mamy więcej Harry"ego ale to chyba dobrze, no nie? Trochę mnie zmartwiła liczba komentarzy, bo było w ten sam dzień prawie piędziesiąt, a tylko dwa komentarze. No cóż, najwyraźniej nie jest to dobre opowiadanie. Muszę to jakoś przeżyć. To tyle :)

Do zobaczenia! <3

5 komentarzy:

  1. No nareszcie wstawiłaś! Jak zwykle świetnie , do jutra !:*

    OdpowiedzUsuń
  2. TO JEST BARDZO DOBRE OPOWIADANIE! NAWET NIE ZAPRZECZAJ! :O
    Rozdział świetny. Cieszę się, że ją znaleźli i na razie wszystko OK!
    Fajnie, że było więcej Harrego ^^
    Czekam na następny! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. AHAHHAHAH Niall na początku rozwalił system! :DDD
    Ogólnie rozdział super! Neext! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. świetnie ^^ . dawaj nn
    pozdro ;**

    OdpowiedzUsuń