Translate

piątek, 17 maja 2013

Rozdział 20

- Nie odzywajcie się do mnie! Wszyscy! - wściekłam się i cała obolała weszłam do pokoju by po chwili położyć się na łóżku. Najpierw Harry, który zrzucił mnie z materaca z czego ucierpiały moje plecy. Drugi Louis, któremu zachciało się trzymać patelkę nad ogniem w wyniku czego mam teraz spuchniętą nogę. Trzeci był Zayn, który jak jakiś kretyn zrzucił na moją głowę dosyć sporą, ale na szczęście nie bardzo ciężką apteczkę. A to wszystko stało się tego ranka. Wprost fantastyczne pożegnanie. Pożegnanie.... Nie chce tego. Może i są kretynami, których czasami mam ochotę poćwiartować, ale muszę stwierdzić, że są moimi przyjaciółmi. Nawet Harry'ego mogę tak nazwać. Wzięłam telefon do ręki i postanowiłam zadzwonić do mamy. Po kilku sygnałach odebrała.
- Czemu się ostatnio rozłączyłaś?! Przecież musisz wiedzieć o której masz samolot! - wydarła się na dzień dobry.
- Dobrze mamo, przepraszam. O której samolot odlatuje?- spytałam z wielką gulą w gardle.
- Jutro w nocy o trzeciej. Przepraszam, że o tej godzinie, ale w tym dniu jest tylko jeden lot do Balic
- Dzięki, to... do zobaczenia - powiedziałam i szybko się rozłączyłam. Po chwili znowu musiałam wziąć to nieszczęsne urządzenie do ręki.
- Dzień dobry, Amy - powiedziała radośnie........ pani Payne? - Twoja mama dziś do mnie zadzwoniła. Szkoda, że musisz już wyjeżdżać. Mam nadzieję, że polubiłaś się z chłopakami? - spytała, ale nie dała mi odpowiedzieć, bo znowu zaczęła nawijać jak katarynka. - Ja będę czekać na ciebie na lotnisku. Powiem Liam'owi, żeby cię odwiózł - chciała jeszcze coś mówić, ale ja jej przerwałam.
- Niech pani, Liam'owi nie zawraca głowy. Pojadę taksówką - zapewniłam. Moje serce zaczęło bić dwa razy mocniej gdy usłyszałam po drugiej stronie tylko oddech kobiety.
- No dobrze, niech będzie. Muszę kończyć, bo muszę zacząć się pakować - powiedziała szybko, a po chwili usłyszałam sygnał, który oznaczał koniec rozmowy. Usiadłam na skraju łóżka i po chwili usłyszałam pukanie. Bez mojego pozwolenia ktoś wtargnął na moją posesję, a tak bardzo w tym momencie chciałam być sama.
- Nie podchodź do mnie! - krzyknęłam gdy zauwarzyłam, że chłopak zbliża się w kierunku mojej osoby. Szatyn przystanął i popatrzył na mnie zdziwiony. - Nie chcesz wiedzieć - wyprzedziłam jego pytanie, które na pewno miał na myśli.
- Zayn mi powiedział o co chodzi, no i dlatego przyszedłem z bandażem - uśmiechnął się rozbawiony. Usiadł koło mnie, chwycił prawą nogę, która była spuchnięta i położył ją na swoich kolanach. Liam nawilżył mi stopę, owinął w biały materiał i opatrunek był gotowy. - My już idziemy do Ed'a, chyba, że chcesz żebyśmy zostali - wyszczerzył się jak głupi do sera. Popatrzyłam na niego z miną godną mordercy, przynajmniej tak mi się wydawało. Chłopak zaczął się momentalnie śmiać aż upadł na podłogę. Coś zaczął mówić pod nosem, ale co chwilę przerywał mu donośny ryk śmiechu. Szatyn wyszedł bez z słowa nadal się krztusząc.

                                                                 ******

- Wychodzimy! - krzyknął ktoś z dołu.
- Świetnie! Nie będę znowu miała waszych ryi przed swoimi oczami! - odparłam równie głośno. Byłam na nich bardzo zła. Może i Liam, i Niall mi nic nie zrobili, ale wszycy moją u mnie przejebane. Usłyszałam jak jakiś osobnik wychodzi po schodach i, jeśli się nie mylę, idzie do mojego pokoju.
- Możesz się w końcu uspokoić?! - wtargnął z krzykiem do mojego pokoju Louis. Przycichłam. Wolałam z nim nie dyskutować, aby nie zranić siebie i jego. Mogłoby paść dużo nie potrzebnych słów, a przed wyjazdem chcę mieć z wszystkimi dobre relacje. - Weź się ogarnij! Żałuję, że tu przyjechałem, żałuję, że cię spotkałem! - wykrzyczał i szybko opuścił pomieszczenie. Nie wierzę, że to powiedział. Po prostu mnie zatkało. Wrócił tamtem Louis. Ten co mnie nienawidził, ten co mnie obrażał, ten co cieszył się z mojego nieszczęścia. Usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwi wyjściowych. Podbiegłam po cichu do okna i zobaczyłam jak wszyscy wsiadają do dużego, czarnego samochodu, a chwilę później odjeżdżają spod domu. Zsunęłam się po ścianie i zaczęłam głośno łkać. Zabolało mnie to bardzo, przecież jest moim przyjacielem, a raczej był. Szybko zerwałam się z miejsca i w mgnieniu oka złapałam za ciepłą bluzę. Truchcikiem zeszłam na dół i chwilę później, znalazłam się na dworze. Powoli doszłam do mojego ulubionego parku, ale to trochę dziwne, ponieważ znam tylko jeden. Usiadłam na tej pamiętnej ławce.

                                                                ******

Nie wiem ile tu już siedziałam, ale zrobiło się bardzo ciemno, a wokół zero jakiegokolwiek osobnika. Nagle usłyszałam śmiechy zza rogu alejki. Po chwili ujrzałam dwie postacie w kapturach. Po przyjrzeniu się stwiedziłam, że to dwaj mężczyźni. Niestety nie widziałam ich twarzy. Wstałam i szybkim marszem udałam się przed siebie co chwilę się odwracając. Na moje nieszczęście oni szli za mną. Prześpieszyłam, a raczej mogę nazwać to biegiem. Znowu przekręciłam głowę. Biegli za mną chwiejnym krokiem, widać, że pijani. Nagle poczułam silny uścisk na ramieniu.
- Mała, czemu uciekasz? - spytał się roześmiany, dobrze mi znany głos.
- A co ty tu kurwa robisz? - odwróciłam się zdziwiona do mężczyzny.
- Amy?! Co ty sobie wyobrażasz?! Jest - zamyślił się trochę - późno.
- Zayn, zamknij się do cholery! Siadać na ławce! - rozkazałam. Posłusznie zrobili to, o co prosiłam. Wyciągłąm telefon i wybrałam numer do Liam'a.
- Mamy wracać, słonko?
-Liaś - zaczęłam przesłodzonym tonem. - Gdzie są Zayn i Lou?
- No koło mnie.
- Gówno, a nie koło ciebie! Wiesz gdzie ich znalazłam?! Kurwa w parku, daleko od domu Ed'a! Jak ty ich pilnujesz?!
- Przestań się na mnie wydzierać!
- Dobra, przepraszam - powiedziałam już opanowana. - Cześć - rozłączyłam się szybko. Odwróciłam się do chłopaków, którzy głupkowato się uśmiechali.

____________________
Ta dam! Wiem durny, ale ostanio tylko nauka, nauka, nauka i.... o! Nauka! Narodziło się małe napięcie między Lou i Amy. Jak myślicie, główna bohaterka wyjedzie skłócona z nim czy jednak się pogodzą? Tylko ja wiem całą prawdę ;) A co do następnego rozdziału, to nie mam pojęcia kiedy będzie. We wtorek jadę na tydzień na zieloną szkołę (Jedziemy nad morze, do Ustronia Morskiego). Chyba, że uda mi się napisać w poniedziałek, ale nic nie obiecuję. Mam nadzieję, że ta notka wam się choć wmiarę podoba i skomentujecie. Może być nawet zwykła kropka, ale chce wiedzieć, czy to czytacie. To chyba tyle ;)

Do zobaczenia! <3

3 komentarze:

  1. Dziękuje ci że napisałaś,
    co do tej sprzeczki mam nadzieję że jednak wszystko się szybko między nimi ułoży :-)
    PS. Czekam na kolejny rozdział, poczekam ile będzie trzeba niczym się nie martw
    Wiem że nauczyciele potrafią dać w kość, współczuję ci chociaż ja mam to samo
    :-/
    No nic, czekam - pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. .
    .
    ..
    ...
    ....
    .....
    Co Lou sobie wyobraża? Przecież ma dużo sióstr! Powinien dużo rzeczy o nich wiedzieć. Bo może Amy ma okres? I daltego jest zła, co? No, chamstwo w państwie, powiadam ci!
    I CZEKAMMMMM I NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpadłam tu przypadkiem, przeczytałam wszystko od początku, i zamierzam tu wrócić ! :** Czekam na kolejny rozdział :D Jeśli możesz to mnie poinformuj jak napiszesz. ;D i zapraszam do mnie ;) http://bezrzeczywistosci.blogspot.com/ Zależy mi na opiniach, niedawno zaczęłam ;D

    OdpowiedzUsuń