- Nie, Kamil, bo znowu zaczną się kłopoty - odpowiedziałam natychmiast.
- Ale czemu? Przecież odkąd przyjechałaś, ani razu tego nie zrobiliśmy - wkurzył się. Widziałam, że bardzo mu zależy. Chociaż...
- Dobra - mruknęłam pod nosem. Ucieszył się, a po chwili usłyszeliśmy dzwonek na przerwę. Szybko wstaliśmy i udaliśmy się do dolnego wyjścia ze szkoły. Tam mogła nam przeszkodzić tylko pani Ania, która jest szatniarką i pilnuje aby nikt nie uciekł, ale czasami gdzieś idzie, a to znaczy, że można się ulotnić ze szkoły. Tym razem mieliśmy szczęście. Nigdzie jej nie było. Z prędkością światła wyszliśmy ze szkoły. Jeszcze biegliśmy trochę by całkowicie stracić z oczu ten przeklęty budynek. - To był ostatni raz - ostrzegłam go, a po chwili zaczęliśmy się śmiać.
- Tak, oczywiście - przytulił mnie. Kochałam go jak brata. Bardzo dużo mi pomógł inaczej dawno bym się załamała. Pocieszał mnie. Nic między nami na szczęście nie zaszło, ale to chyba wiadomo jak ktoś ma inną orientację. Tak, przyjaźnię się z gejem, ale tylko ja to wiem, bo jak on twierdzi koledzy by go wyśmiali. Rozumieliśmy się bardzo dobrze, tak jak ja z chłopakami. Ugh.. Codziennie o nich myślę. A zwłaszcza o moim Lou. Nadal go kocham i nie zamierzam przestać. W pierwszy tydzień dostawałam setki telefonów i SMS-ów. W końcu postanowiłam zmienić numer i po kłopocie. Tęsknię za nimi jak cholera. Przecież nie widziałam się z nimi ponad dwa miesiące. - Nie chcę mi się nigdzie iść, chyba pójdę do domu - powiedział z grymasem, a ja się ocknęłam z mojego transu.
- To cię odprowadzę. I tak nie mam zamiaru wracać teraz do domu, przecież rodzice jeszcze są - uśmiechnęłam się szczerze. Takie uśmiechy zdarzały się na prawdę rzadko, ale Kamil cały czas starał się żebym nie myślała o nich tylko zaczęła normalnie funkcjonować. Chyba już mi się udało, ale nadal jestem dobita faktem, że nigdy ich nie zobaczę.
- Kurde! To ja powinienem cię odprowadzać - udawał, że się na mnie obraża. Mnie to bardzo rozbawiło. Wiedział, że jestem inna od dziewczyn z naszej szkoły, więc nie był zdziwiony.
- No chodź! - popchnęłam go lekko, ale on ani rusz. - Kamil! - krzyknęłam z rozbawieniem. Po kilkunastu minutach moich próśb, a nawet gróźb w końcu się poddał i poszedł przed siebie.
- Czemu tak zapieprzasz? - spytałam wkurzona. Ten na moje słowa zatrzymał się i popatrzył na mnie rozbawiony.
- Nie moja wina, że jesteś krasnalem - poklepał mnie po głowie, a po chwili zmierzwił mi włosy. Gdyby mój wzrok mógł zabijać już dawno byłby w grobie. Odepchnęłam jego rękę i ruszyłam w kierunku mojego domu. - Amela! Weź przestań! To tylko żarty! - krzyczał za mną. Wkurzył mnie. Teraz miałam w dupie, że rodzice byli w domu. Poczułam, że ktoś łapie mnie w biodrach i opiera swoją brodę na moim ramieniu. To Kamil. Próbowałam się wyrwać, ale chłopak był zdecydowanie wyższy i silniejszy.
- Możesz mnie zostawić? - spytałam poirytowana całą tą sytuacją. Przytulił mnie bardzo mocno.
- Przepraszam. Nie chcę, żebyś cierpiała. Chciałem cię tylko rozśmieszyć, bo cały czas chodzisz smutna. Wiem, że cały czas o nich myślisz, a zwłaszcza o nim. Chcę, żebyś o nich zapomniała. Wiem, że to trudne, ale wtedy będzie mniej boleć - kołysał nas lekko by mnie uspokoić. Często tak robił za co jestem mu ogromnie wdzięczna. - Chodź, odprowadzę cię - powiedział łapiąc mnie za rękę i ciągnąc za sobą. Szliśmy w ciszy. To nie była krępująca cisza. Była taka przyjemna. Nikomu nie przeszkadzała. Gdy dotarłam na podjazd serce zabiło mi tysiąc razy mocniej.
- Lepiej już idź - powiedziałam głośno przełykając ślinę. Ten lekko się wahał, ale w końcu przystanął na oddaleniu się od mojej posiadłości. Pożegnaliśmy się całusem w policzek, a po chwili chłopak zniknął za rogiem. Raz się żyje. Pewnie otworzyłam drzwi wejściowe. W domu panowała cisza, ale nie długo.
- Co ty do cholery myślisz? - zaczął ojciec z pretensjami. Ocho, zaczęło się. - Przez kilka tygodni był spokój, ale ty jak zwykle musisz coś odwalić.
- Gdzie mama? - spytałam jak gdyby nigdy nic.
- Poszła wcześniej do pracy. Dyrektor szkoły zadzwonił - warknął. Był zły i to bardzo.
- Zrozum, że taka już moja natura. Nie zmienię się, choćbyś się dwoił i troił - powiedziałam na luzie, ale wtedy stało się coś, co nigdy bym się nie spodziewała. Czułam jakby mój policzek się palił. Szybko wybiegłam z domu powstrzymując łzy. Pobiegłam do znanego mi miejsca. Zaczęłam walić w drzwi dopóki kobieta po czterdziestce nie otworzyła mi.
- Dzień dobry, Amelko. Przykro mi, ale Kamil ma karę i zabroniłam mu spotykania z przyjaciółmi. Coś się stało? - spytała zatroskanym, matczynym głosem. Pokiwałam twierdząco głową i wybuchłam płaczem. Wpuściła mnie do środka i posadziła na kanapie. Na chwilę opuściła pomieszczenie. Słyszałam jak wchodzi po schodach na górę. Po paru sekundach do salonu wparował zdenerwowany Kamil.
- Co się stało? Oni czy rodzice? - spytał przytulając bardzo mocno. Czułam jego przyśpieszony oddech.
- Tata... on... - jąkałam się. Nie potrafiłam się wysłowić przez moje głośne łkanie.
- Shh... Uspokój się - powiedział stanowczo, ale nadal łagodnie. Wzięłam dwa głębokie wdechy i mogłam już normalnie mówić.
- Uderzył mnie - i znowu wybuchłam płaczem. Szybko odepchnął mnie od siebie i uważnie spoglądał na moją twarz. Lekko dotknął mojego prawego policzka, a ja syknęłam z bólu.
- Zabiję gnoja - szepnął. - Zabiję! - wykrzyczał. Szybko wstał i zaczął ubierać buty. Podeszłam do niego niepewnie i z wahaniem dotknęłam jego ramienia.
- Proszę cię, nie. Będzie tylko gorzej - wyszeptałam lekko roztrzęsiona. Chłopak popatrzył mi w oczy. Widziałam, że jest zły. Zrezygnowany przytulił mnie.
- Ale obiecaj, że zgłosimy to na policję - odchylił mnie od siebie. Patrzył na mnie tymi niebieskimi tenczówkami.
- Nie mogę - wyjąkałam. To wszystko było dla mnie bardzo trudne. - Przecież to mój ojciec.
- A ty jesteś jego córką, a cię uderzył. Mała, zrozum. To dla twojego bezpieczeństwa - odchylił mnie od siebie by odgarnąć kosmyk moich włosów. Pokiwałam przecząco głową. Nie potrafiłam donieść na własnego tatę. Może mnie uderzył, ale mnie kocha. W końcu rodzinie wybacza się nawet najgorsze, prawda? Przecież całe te moje zachowanie oni przeboleli, a jeden plask w policzek mi nie zaszkodzi. Jestem silna.
- To się więcej razy nie powtórzy - wydukałam patrząc na swoje buty.
- Jak uderzył cię raz to zrobi to ponownie - ucichłam. Wiedziałam, że miał rację, ale ja nie chciałam tego słuchać. Nadal wierzyłam w mojego ojca, że drugi raz mnie nie uderzy.
______________________
Nie podoba mi się ten rozdział jest taki..... nudny. Jeszcze mam mały mętlik w głowie, ale to nie ważne. Przepraszam, że nie dodałam nic w tamtym tygodniu, ale nie miałam czasu. Rozdział trochę krótki za co przepraszam. Ugh... Ogólnie mi ostatnio nie idzie... To chyba tyle :)
Do zobaczenia! <3
- Ale czemu? Przecież odkąd przyjechałaś, ani razu tego nie zrobiliśmy - wkurzył się. Widziałam, że bardzo mu zależy. Chociaż...
- Dobra - mruknęłam pod nosem. Ucieszył się, a po chwili usłyszeliśmy dzwonek na przerwę. Szybko wstaliśmy i udaliśmy się do dolnego wyjścia ze szkoły. Tam mogła nam przeszkodzić tylko pani Ania, która jest szatniarką i pilnuje aby nikt nie uciekł, ale czasami gdzieś idzie, a to znaczy, że można się ulotnić ze szkoły. Tym razem mieliśmy szczęście. Nigdzie jej nie było. Z prędkością światła wyszliśmy ze szkoły. Jeszcze biegliśmy trochę by całkowicie stracić z oczu ten przeklęty budynek. - To był ostatni raz - ostrzegłam go, a po chwili zaczęliśmy się śmiać.
- Tak, oczywiście - przytulił mnie. Kochałam go jak brata. Bardzo dużo mi pomógł inaczej dawno bym się załamała. Pocieszał mnie. Nic między nami na szczęście nie zaszło, ale to chyba wiadomo jak ktoś ma inną orientację. Tak, przyjaźnię się z gejem, ale tylko ja to wiem, bo jak on twierdzi koledzy by go wyśmiali. Rozumieliśmy się bardzo dobrze, tak jak ja z chłopakami. Ugh.. Codziennie o nich myślę. A zwłaszcza o moim Lou. Nadal go kocham i nie zamierzam przestać. W pierwszy tydzień dostawałam setki telefonów i SMS-ów. W końcu postanowiłam zmienić numer i po kłopocie. Tęsknię za nimi jak cholera. Przecież nie widziałam się z nimi ponad dwa miesiące. - Nie chcę mi się nigdzie iść, chyba pójdę do domu - powiedział z grymasem, a ja się ocknęłam z mojego transu.
- To cię odprowadzę. I tak nie mam zamiaru wracać teraz do domu, przecież rodzice jeszcze są - uśmiechnęłam się szczerze. Takie uśmiechy zdarzały się na prawdę rzadko, ale Kamil cały czas starał się żebym nie myślała o nich tylko zaczęła normalnie funkcjonować. Chyba już mi się udało, ale nadal jestem dobita faktem, że nigdy ich nie zobaczę.
- Kurde! To ja powinienem cię odprowadzać - udawał, że się na mnie obraża. Mnie to bardzo rozbawiło. Wiedział, że jestem inna od dziewczyn z naszej szkoły, więc nie był zdziwiony.
- No chodź! - popchnęłam go lekko, ale on ani rusz. - Kamil! - krzyknęłam z rozbawieniem. Po kilkunastu minutach moich próśb, a nawet gróźb w końcu się poddał i poszedł przed siebie.
- Czemu tak zapieprzasz? - spytałam wkurzona. Ten na moje słowa zatrzymał się i popatrzył na mnie rozbawiony.
- Nie moja wina, że jesteś krasnalem - poklepał mnie po głowie, a po chwili zmierzwił mi włosy. Gdyby mój wzrok mógł zabijać już dawno byłby w grobie. Odepchnęłam jego rękę i ruszyłam w kierunku mojego domu. - Amela! Weź przestań! To tylko żarty! - krzyczał za mną. Wkurzył mnie. Teraz miałam w dupie, że rodzice byli w domu. Poczułam, że ktoś łapie mnie w biodrach i opiera swoją brodę na moim ramieniu. To Kamil. Próbowałam się wyrwać, ale chłopak był zdecydowanie wyższy i silniejszy.
- Możesz mnie zostawić? - spytałam poirytowana całą tą sytuacją. Przytulił mnie bardzo mocno.
- Przepraszam. Nie chcę, żebyś cierpiała. Chciałem cię tylko rozśmieszyć, bo cały czas chodzisz smutna. Wiem, że cały czas o nich myślisz, a zwłaszcza o nim. Chcę, żebyś o nich zapomniała. Wiem, że to trudne, ale wtedy będzie mniej boleć - kołysał nas lekko by mnie uspokoić. Często tak robił za co jestem mu ogromnie wdzięczna. - Chodź, odprowadzę cię - powiedział łapiąc mnie za rękę i ciągnąc za sobą. Szliśmy w ciszy. To nie była krępująca cisza. Była taka przyjemna. Nikomu nie przeszkadzała. Gdy dotarłam na podjazd serce zabiło mi tysiąc razy mocniej.
- Lepiej już idź - powiedziałam głośno przełykając ślinę. Ten lekko się wahał, ale w końcu przystanął na oddaleniu się od mojej posiadłości. Pożegnaliśmy się całusem w policzek, a po chwili chłopak zniknął za rogiem. Raz się żyje. Pewnie otworzyłam drzwi wejściowe. W domu panowała cisza, ale nie długo.
- Co ty do cholery myślisz? - zaczął ojciec z pretensjami. Ocho, zaczęło się. - Przez kilka tygodni był spokój, ale ty jak zwykle musisz coś odwalić.
- Gdzie mama? - spytałam jak gdyby nigdy nic.
- Poszła wcześniej do pracy. Dyrektor szkoły zadzwonił - warknął. Był zły i to bardzo.
- Zrozum, że taka już moja natura. Nie zmienię się, choćbyś się dwoił i troił - powiedziałam na luzie, ale wtedy stało się coś, co nigdy bym się nie spodziewała. Czułam jakby mój policzek się palił. Szybko wybiegłam z domu powstrzymując łzy. Pobiegłam do znanego mi miejsca. Zaczęłam walić w drzwi dopóki kobieta po czterdziestce nie otworzyła mi.
- Dzień dobry, Amelko. Przykro mi, ale Kamil ma karę i zabroniłam mu spotykania z przyjaciółmi. Coś się stało? - spytała zatroskanym, matczynym głosem. Pokiwałam twierdząco głową i wybuchłam płaczem. Wpuściła mnie do środka i posadziła na kanapie. Na chwilę opuściła pomieszczenie. Słyszałam jak wchodzi po schodach na górę. Po paru sekundach do salonu wparował zdenerwowany Kamil.
- Co się stało? Oni czy rodzice? - spytał przytulając bardzo mocno. Czułam jego przyśpieszony oddech.
- Tata... on... - jąkałam się. Nie potrafiłam się wysłowić przez moje głośne łkanie.
- Shh... Uspokój się - powiedział stanowczo, ale nadal łagodnie. Wzięłam dwa głębokie wdechy i mogłam już normalnie mówić.
- Uderzył mnie - i znowu wybuchłam płaczem. Szybko odepchnął mnie od siebie i uważnie spoglądał na moją twarz. Lekko dotknął mojego prawego policzka, a ja syknęłam z bólu.
- Zabiję gnoja - szepnął. - Zabiję! - wykrzyczał. Szybko wstał i zaczął ubierać buty. Podeszłam do niego niepewnie i z wahaniem dotknęłam jego ramienia.
- Proszę cię, nie. Będzie tylko gorzej - wyszeptałam lekko roztrzęsiona. Chłopak popatrzył mi w oczy. Widziałam, że jest zły. Zrezygnowany przytulił mnie.
- Ale obiecaj, że zgłosimy to na policję - odchylił mnie od siebie. Patrzył na mnie tymi niebieskimi tenczówkami.
- Nie mogę - wyjąkałam. To wszystko było dla mnie bardzo trudne. - Przecież to mój ojciec.
- A ty jesteś jego córką, a cię uderzył. Mała, zrozum. To dla twojego bezpieczeństwa - odchylił mnie od siebie by odgarnąć kosmyk moich włosów. Pokiwałam przecząco głową. Nie potrafiłam donieść na własnego tatę. Może mnie uderzył, ale mnie kocha. W końcu rodzinie wybacza się nawet najgorsze, prawda? Przecież całe te moje zachowanie oni przeboleli, a jeden plask w policzek mi nie zaszkodzi. Jestem silna.
- To się więcej razy nie powtórzy - wydukałam patrząc na swoje buty.
- Jak uderzył cię raz to zrobi to ponownie - ucichłam. Wiedziałam, że miał rację, ale ja nie chciałam tego słuchać. Nadal wierzyłam w mojego ojca, że drugi raz mnie nie uderzy.
______________________
Nie podoba mi się ten rozdział jest taki..... nudny. Jeszcze mam mały mętlik w głowie, ale to nie ważne. Przepraszam, że nie dodałam nic w tamtym tygodniu, ale nie miałam czasu. Rozdział trochę krótki za co przepraszam. Ugh... Ogólnie mi ostatnio nie idzie... To chyba tyle :)
Do zobaczenia! <3
ZOstałaś nominowana do Libster Award.
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na moim blogu.
Czasami wpadnij...:)
http://jestem-taka-jaka-chce-byc.blogspot.com/