Translate

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 4 {część druga}

- Wstawaj albo się na ciebie obrażę - zagroziła dziewczynka.
- Dobrze, już dobrze. Nie fochaj się, księżniczko - poczochrałam jej brązowe, długie loczki i wstałam podchodząc do szafy. Jak zwykle wybrałam bluzę i rurki, a do tego postanowiłam założyć fullcap'a. Rzadko je nosiłam, ale na prawdę mi się podobały. Weszłam do łazienki i przebrałam się w wybrane ciuchy. Rozczesałam moje włosy i umyłam zęby, po czym udałam się do kuchni, w której krzątała się ciocia.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam kobietę w policzek.
- Cześć, kochanie - odwzajemniła uśmiech. - Jesteś dziś zajęta? - spytała. Zamyśliłam się trochę. Kamil pojechał do babci, więc nie mam nic do stracenia.
- Nie, a o co chodzi?
- No, bo opiekunka Emilki przyjdzie dopiero popołudniu, a ten brzdąc chce iść teraz na spacer, a później trzeba zrobić zakupy. Zrobisz to dla mnie? - spytała troszkę zmieszana.
- Spokojnie, ciociu. Z przyjemnością się tym zajmę - uśmiechnęłam się szerzej. Trzydziestolatka odetchnęła z ulgą, po czym podała mi talerz z jedzeniem. Zjadłam wszystko z wielkim apetytem. Ubrałam buty, a po chwili podeszła do mnie już gotowa sześciolatka.
- Pójdziemy na plac zabaw? - spytała słodko. Pokiwałam z głową z entuzjazmem. Sama lubiłam takie miejsca, ponieważ jestem bardzo dziecinna choć na co dzień tego po mnie nie widać. Resztę czasu przegadałyśmy o Kubie z przedszkola dziewczynki. Coś się chyba między nimi święci.

***
 
Bawiłyśmy się na wielkim placu zabaw dobre kilka godzin. Nawet przez chwilę zapomniałam o swoich rodzicach, chłopakach i innych zmartwieniach. Mówiłam już, że ta dziewczynka potrafi zdziałać cuda.
- Dobra, kochana. Ostatnia zjeżdżalnia i idziemy do domu, bo pani Sandra czeka - powiedziałam, a ona od razu posmutniała. Popatrzyła na najwyższą zjeżdżalnię, a później na mnie błagalnie. Po chwili połapałam o co chodzi. - Co ci zawsze mówię, kiedy coś ci nie wychodzi? - spytałam.
- Jestem silna i poradzę sobie ze wszystkim - odpowiedziała z determinacją. Chwile jeszcze wlepiała we mnie te swoje piękne, duże, niebieskie oczy, ale zaraz pobiegła na drewniany zamek. Usiadła na szczycie zjeżdżalni, po czym się odepchnęła i zaczęła szybko się przemieszczać w dół.
- Brawo! - zaczęłam krzyczeć i klaskać w dłonie. Emilka podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Widziałaś? Zjechałam, dzięki tobie - uśmiechnęła się słodko. Zrobiło mi się tak ciepło na sercu. Odwzajemniłam uśmiech.
- Musimy już iść, księżniczko - powiedziałam głaszcząc ją po włosach. Po kilku chwilach dotarłyśmy do domu. Pani Sandra już była, więc odstawiłam tylko Małą i od razu poszłam do sklepu. Wybrałam Tesco. Sprawdziłam jeszcze raz czy na pewno wzięłam gotówkę by później przy kasie nie wyjść na idiotkę. Chociaż... nie mam nic do stracenia. Przecież w szkole jestem dziwką i daję dupy każdemu napotkanemu facetowi. Czujecie ten sarkazm? Weszłam i wzięłam napotrzebniejesze rzeczy. Chleb, wędliny, płatki czekoladowe, mleko, jajka, słodycze i tym podobne. Podeszłam do kasy i wyłożyłam wszystkie produkty. Po kilku minutach obsłużyła mnie kasjerka. Po całej transakcji zapłaciłam odpowiednią sumę i wyszłam ze sklepu. Postanowiłam pójść dłuższą drogą, a przy okazji będę przechodziła koło mojego poprzedniego domu. Ciocia go sprzedała, twierdziła, że jest w nim za dużo złych wspomnień. To wszystko jest jak jakaś durna książka. Pewna dziewczyna ma fałszywych przyjaciół, problemy w szkole, aż w końcu rodzice mają jej dość i wysyłają do Londynu. Okazuje się, że będzie mieszkała z pięcioma idolami miliona nastolatek. Zakochuje się w jednym z nich, on w niej też, ale dziewczyna musi wyjechać. Ucieka od nich i wraca do domu. Skończyła swoje wszystkie "przyjaźnie" i zaczęła żyć na nowo. I znowu pogarsza jej się zachowanie, ojciec zaczyna ją bić, a matka nie reaguje na to. W końcu policja wkracza do akcji i zabiera faceta, który miał być tym kochanym, najlepszym tatą, a mama.... mama popełniła samobójstwo. Dziewczyna musiała przeprowadzić się do cioci. To jest chore. Nawet nie wiedziałam kiedy zaczęłam płakać. Postanowiłam pójść w jedno miejsce. Było po drodze, więc czemu nie? Normalni ludzie w mojej sytuacji chodziliby tam codziennie, a ja... ja nie dawałam rady. Byłam tylko raz, na pogrzebie. Weszłam w głąb cmentarza. Mijałam nagrobki, którym uważnie się przyglądałam. Tyle ludzi umarło. Jedni śmiercią naturalną, drudzy w wypadku, a jeszcze inni sami odbierali sobie życie. Zatrzymałam się przy jednym z nagrobków. Było na nim dużo kwiatów i zniczy. Było też wygrawerowane imię i nazwisko mojej mamy. I zdjęcie... Była na nim uśmiechnięta. Tak bardzo mi jej brakowało. Może i popełniała błędy. Każdy je popełnia. Ale jednak była moją matką. Pożegnałam się z nią i znowu skierowałam się w stronę mojego starego domu. Byłam już prawie na miejscu, kiedy z daleka zobaczyłam wana*. Postanowiłam się nie zatrzymywać, wyszłabym na idiotkę...
 
***
 
*Perspektywa Louis'a*
Staliśmy przed tymi drzwiami jak kołki. Nikt nie mógł się przełamać i zapukać. Koniec tego! Po prostu zacząłem walić w drzwi. Po chwili otworzył nam jakiś goryl. Będzie dobrze, nas jest piątka, a on tylko jeden. Damy radę. To pewnie jest ojciec Amy. No, przynajmniej mam nadzieję. Raczej nie znalazła sobie jakiegoś starucha. W końcu powiedziała, że mnie kocha.
- Mówi pan po angielsku? - spytałem się jąkając.
- Tak - powiedział pewnie i tak... przerażająco.
- Cz-czy jest Amelia? - denerwowałem się jak nigdy. Moje nogi były jak z waty.
- Nie mieszka tu żadna Amelia - zamarłem. Mężczyzna zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Chwilę później po prostu wszedłem do naszego wana i zacząłem ryczeć. Chłopaki usiedli koło mnie i mnie pocieszali. Mam szczęście, że mam takich przyjaciół. Sami ledwo się trzymają, a mówią mi, że wszystko się ułoży. Po chwili wszyscy ucichli. Patrzyli w przednią szybę. Też skierowałem tam swój wzrok. Zobaczyłem jakąś dziewczynę....
 
***
 
*Pespektywa Amelii*
Szłam sobie spokojnie. Nie śpieszyłam się. Po chwili usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się. Zobaczyłam chłopaka z szopą na głowie. Zaraz, zaraz.... Upuściłam zakupy i przyłożyłam swoje dłonie do ust by nie krzyknąć. A co takiego ta idiotka, którą jestem mogła zrobić? Zaczęłam uciekać. Na moje nieszczęście, krzyki mojego imienia nasiliły się. Usłyszałam też czyjś bieg. O nie.....
 
_______________________
 
*Wan - taki większy samochód. ( Nie byłam pewna czy wszyscy wiedzą co to jest, więc postanowiłam to napisać )
 
Przepraszam, przepraszam!!! Wiem, nawaliłam, że nic nie napisałam od początku lipca, ale po prostu nie dałam rady. Z resztą już wam to napisałam. No a jak wam się podoba rozdział? Mam nadzieję, że choć trochę przypadnie wam do gustu.
 
Dziękuję za ponad 3 tysiące wyświetleń! Wow! Jesteście niesamowici!
 
To chyba tyle ;)
 
Do zobaczenia! <3


1 komentarz:

  1. Super rozdział!
    Super, że już wróciłaś! Kocham tego bloga!
    Czekam na następny! :*

    OdpowiedzUsuń