Translate

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział 17

- Nie! - kłóciłam się z nimi. - Nie jestem małym dzieckiem!
- To czemu się tak zachowujesz?! - wydarł się Louis. Z nerwów nie wytrzymałam i poszłam do swojego pokoju. Wściekła rzuciłam się na łóżko i zaczęłam planować jak się stąd wydostać. Nie wierzę, że nie pozwolili mi pójść na miasto samej. Nie mam już sześciu lat, a Lou obiecał, że nie będzie już krzyczał. Zajebisty przyjaciel. Po chwili w mojej głowie zrodził się świetny pomysł. Ściągłam prześcieradło z łóżka i wyszłam na balkon. Przywiązałam końcówkę materiału do barierki i przełożyłam przez nią nogi. Powoli schodziłam w dół, kiedy zorientowałam się, że kończy się prześcieradło, a zostało jakieś dwa metry do ziemi.
- Raz się żyje - westchnęłam i po chwili znalazłam się na trawie. Poczułam silny ból w kostce i syknęłam. Przecież nie mogę się teraz poddać! Z trudem wstałam i poszłam w kierunku parku. Usiadłam na pobliskiej ławce gdyż już nie wytrzymałam. Zorientowałam się, że to ta sama na której usiadłam gdy pokłóciłam się z Harry'm o "narkotyki". Wyobraziłam sobie Lou jak tu podbiegł i opadł na ławkę obok mnie. Dalszych zdarzeń nie chcę wspominać. Cały czas chodzi mi po głowie tylko jedno pytanie: Co to było, to coś w brzuchu? To takie przyjemne ciepło gdy tylko ON jest w pobliżu. Co to jest? Mam tylko jedno pytanie, a nikt nie raczy mi odpowiedzieć. Miłość? Nie wiem, nie znam tego uczucia.
- Amy? - spytał jakiś męski głos. Po chwili zorientowałam się, że to Ed.
- Cześć rudzielcu - zaśmiałam się cicho. Chłopak powoli do mnie podszedł i usiadł obok mnie.
- Wszyscy cię szukają - stwierdził po krótkiej ciszy. - Louis chciał cię przeprosić, więc poszedł do twojego pokoju, a zastał tylko prześcieradło - zaśmiał się. - Martwili się, zwłaszcza Lou - spoważniał.
- A jakby tobie zabronili wychodzić gdzieś samemu to byś nie uciekł? - spytałam tracąc powoli cierpliwość.
- Pewnie tak - westchnął. - Dobra, posiedzieliśmy, pobyłaś trochę sama, więc wracamy do domu - wstał i podał mi rękę, tak, jak zrobił to kiedyś szatyn. Ughh! Czemu cały czas o nim myślę?!
- Nie mogę - jęknęłam. Ed popatrzył na mnie zdziwiony. - Kostka mnie boli - dodałam. Chłopak podszedł do mnie szybko i wziął na ręce. - Umm.. Co ty robisz? - spytałam lekko zmieszana. Rudy nic nie odpowiedział tylko wsadził mnie do swojego samochodu. Odjechaliśmy w nieznanym mi kierunku. Po chwili stanęliśmy przed budynkiem. To był szpital. - Ty chyba sobie jaja robisz!
- Nie drzyj się na mnie! Ty na wszystkich możesz krzyczeć, a na ciebie nikt! Zachowujesz się głupia gówniara! Jak oni mają cię nie traktować jak dziecko jeśli ty właśnie tak się zachowujesz?! - krzyknął. Przestraszyłam się go i to bardzo. Nigdy jeszcze nie słyszałam jak ktoś tak podnosi głos. Nie mówiłam tego nikomu, ale krzyk to mój czynnik obronny. Czasami zdarzy się pięść, ale to sytuacja wyjątkowa. - Przepraszam, chyba za bardzo się uniosłem - stwierdził już spokojny. - Chodź, pójdziemy na prześwietlenie - wyszedł z pojazdu i skierował się w kierunku drzwiczek obok mnie. Otworzył szeroko drzwi i pomógł mi wyjść. Po kilku trudnościach znaleźliśmy się na poczekalni. Ed zniknął mi na chwilę z oczu, dopiero później dowiedziałam się, że poszedł po pielęgniarkę.
- Tak szybko? - spytałam lekko zaskoczona. Zawsze czeka się dobre kilka godzin.
- Mój urok osobisty - i zrobił słodkie oczka. Zaśmiałam się, a chłopak razem ze mną. Młoda kobieta pomogła mi wejść do sali.

*Kilka godzin później.

- Mówiłem, że masz skręconą kostkę? - spytał zwycięsko.
- Mówiłeś, mówiłeś.. - westchnęłam idąc o kulach w stronę samochodu. - A dzwoniłeś do chłopaków? - spytałam nie pewnie.
- Nie, ale teraz żałuję, bo na pewno się martwią - zobaczyłam na jego twarzy grymas. - Teraz naprawdę wracamy do domu - stwierdził. Ed pomógł mi wejść do samochodu, a po chwili już zniknęliśmy z przed szpitala. Jechaliśmy przez miasto gdy nagle zobaczyłam wśród budynków sklep muzyczny.
- Zatrzymaj się! - krzyknęłam pospiesznie. Poczułam gwałtowne hamowanie chłopaka i zdezorientowaną minę. Bez słowa wyszłam z pojazdu i ostrożnie skierowałam się do sklepu. Podeszłam do regału z płytami i wzięłam dwie różne. Po zapłaceniu wróciłam do samochodu. - Podpiszesz? - podałam mu jego własną płytę. Durna jestem, dopiero teraz zorientowałam się, że to Ed Sheeran. Przecież jestem jego fanką i słucham jego piosenek na okrągło. Chłopak wybuchł śmiechem i nie mógł się powstrzymać. - Weź przestań! Miałam tylko spóźniony zapłon!
- Oj dobrze przepraszam - i podpisał mi płytę. - A drugą jaką masz? - popatrzył na reklamówkę.
- One Direction - wyszczerzyłam się. Ten tylko palnął typowego facepalm'a i po chwili znaleźliśmy się na posesji państwa Payne'ów. Po chwili koło pojazdu znalazła się piątka domowników.
- Gdzieś ty była?! Wiesz jak się martwiliśmy?! - darł się Lou. Jeszcze nie wysiadłam z samochodu, więc nie widzieli mojej nogi. - Nie wybaczył bym sobie jakby coś ci się stało - popatrzył mi prosto w oczy.
- Przepraszam, ale co byś zrobił gdybyś był uziemiony? - spytałam. Chłopak trochę się zmieszał. Ha! Czyli zrobiłby to, co ja!
- Dobra, pogadaliście? To teraz pomóżcie jej wyjść - uśmiechnął się rudy. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Skarciłam Ed'a wzrokiem. Po chwili Zayn otworzył szeroko drzwi.
- Jezus Maria! Coś ty zrobiła?! - spytał przerażony brunet.
- No... Ja... Ten... - jąkałam się. - Jak schodziłam po tym prześcieradle to tak jakby spadłam. - podrapałam się po karku.
- Chodź kaleko - zaśmiał się Louis. Jakbym zabijała wzrokiem to już by padł.....


____________________
Ta dam! Wiem nudne, ale ostatnio weny nie mam ;/ Trochę krótki, ale co poradzę?
Dziękuję za ponad 1000 wyświetleń! Wow! Dla mnie to duże wyróżnienie, ponieważ to jest mój pierwszy blog. Jeszcze nie dawno pisałam, że jest tu prawie 800 odsłon, a tego samego dnia było ponad tej liczby! Wow! Naprawdę dziękuję!
To tyle ;)
 
Do zobaczenia!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz