- Harry, oglądaliśmy to chyba z tysiąc razy - jęczał Zayn. Wszyscy nażekali na "Titanica", ale Hazza zaciekle walczył o swoje. - Oglądnijmy "Oszukać przeznaczenie III"! - wrzasnął. Większość się zgodziła, ale Loczek niestety był odmieńcem. Z resztą ja też. Nic nie mówiłam, ale boję się horrorów i to bardzo, lecz nie wyjdę na tchórza. Powoli zaczynał się film, a ja już ściskałam mocno poduszkę. Na szczęście nikt mnie nie widział, ponieważ było ciemno. Grupka przyjaciół właśnie wchodziła do tej kolejki. Wiedziałam co się za chwilę stanie. Szybko, ale po cichu schowałam twarz w poduszkę. Usłyszałam tylko krzyki z telewizora i jeśli się nie mylę to Niall'a. Chłopcy zaczęli się z niego śmiać, a ja w głębi duszy prosiłam, by nikt nie usłyszał mojego łkania. Tak, płakałam. Musieli wybrać ten film?! W momencie przypomniałam sobie wszystko.
*Wspomnienie*
Cała drżałam ze strachu. Ten film był straszny i obrzydliwy. Oszukali przeznaczenie i co? Nic, śmierć zabijała dalej. Moi dziadkowie próbowali mnie uspokoić, po chwili udało im się to, więc poszliśmy spać. Rano obudziłam się wcześnie. Postanowiłam pójść do sklepu pani Basi po świeże bułeczki. Po zakupie powoli wracałam do domu. Zauważyłam pełno karetek i policji, a na środku czarny worek. Bez zastanowienia podbiegłam do niego i rozsunęłam zamek. Serce mi stanęło. W oczach szybko zgromadziły się łzy chcące ujrzeć światło dzienne. Mężczyźni w mundurach odciągnęli mnie od babci i oddali dziadku. On też płakał. Moje życie zaczęło się walić.
*Rzeczywistość*
Stało to się cztery lata temu, wtedy nie bałam się jeszcze uwalniać łez, a później samo się potoczyło. Popatrzyłam na ekran i stwierdziłam, że za chwilę skończy się film. Szybko starłam mokre policzki i przed całkowitym zakończeniem udałam się do pokoju, w którym zamknęłam się na klucz. Moja kochana babcia zginęła przeze mnie. To mi zachciało się iść do tego cholernego sklepu. Weszłam do łazienki i przeszukałam kosmetyczkę. Po chwili znalazłam to co chciałam.
- Tęskniłam za tobą - szepnęłam. Po kilku cięciach przemyłam rękę i obandażowałam. To przynosiło mi ulgę. Kilka lat temu byłam od tego dosłownie uzależniona. Nie było dnia w którym nie widziałam swojej krwi. Ubrałam bluzę, by nie było widać białego materiału i zeszłam na dół, oczywiście o kulach.
- No ja pierdole! - krzyknęłam gdy stwierdziłam, że schodzenie po schodach nie wychodzi mi.
- Co się dzieję, mała? - zapytał Zayn. Popatrzyłam na niego jak na idiotę. Ten zdezorientowany kretyńsko się na mnie gapił.
- Noga debilu - mruknęłam.
- Coś się stało? Boli cię? - szybko do mnie podbiegł.
- Nie kurwa, swędzi. Baranie, nie mogę zejść ze schodów! - wydarłam mu się w twarz. Wziął mnie na ręce i powoli zeszliśmy na dół. - Dziękuję.
- Tylko dziękuję? O nie, ja chcę buziaka - i wskazał na swój policzek. Westchnęłam i zrobiłam to o co mnie prosił.
- Znajdź sobie dziewczynę - powiedziałam śmiejąc się. - Głodna jestem - stwierdziłam.
- Na co księżniczka ma ochotę? - spytał gdy wchodziliśmy do kuchni.
- Hmm... Płatki z mlekiem - wyszczerzyłam się.
- Ymm, przecież jest wieczór - spojrzał na mnie dziwnie.
- Babcia zawsze robiła mi je na kolację - uśmiechnęłam się lekko wspominając.
- Już nie robi? - dociekał. Zbierało mi się na płacz. Niech on przestanie, proszę. Nie chcę pamiętać tego okropnego dnia.
- Już nie - odpowiedziałam.
- Czemu? - przymknęłam oczy.
- Nie żyje - szybko wstałam i próbowałam wyjść bez kul. O dziwo, udało mi się to. Ze schodami było gorzej, ale w ostateczności udało mi się wejść na górę. Słyszałam wołania bruneta, ale nie zwracałam na niego uwagi. Przesiedziałam w pokoju kilka godzin bez zbędnych rozmów. Zegarek wskazywał trzecią w nocy. Z mojego brzucha wydobyło się głośne burczenie.
- Nie wytrzymam do rana - mruknęłam do siebie. Uważając, zeszłam na dół do kuchni. W pomieszczeniu świeciło się światło. Wzięłam do ręki jakiś parasol i powoli zajrzałam za drzwi.
- Co ty tu robisz? - spytałam śmiejąc się cicho.
- No co? Zgłodniałem - powiedział z pełną buzią. - A ty, co tu robisz?
- Mój brzuch przechodzi jakiś dziwny rytuał i puka mi w brzuch - westchnęłam teatralnie. Podeszłam do szafki, która była dość wysoko, a ja byłam niska, czyli nie dosięgałam. Wyciągnęłam rękę, ale i to nic nie dawało.
- Co to jest? - spytał nadal przeżuwając kanapkę.
- Ale co? - zdziwiłam się pytaniem. Wskazał na moją lewą rękę, która była pocięta, a zza bluzy wystawał skrawek białego materiału. - Nic - pociągnęłam rękaw. Podszedł do mnie i złapał mnie za nadgarstek. - Au! To boli - syknęłam.
- Co ty zrobiłaś? - spytał przez zaciśnięte zęby. Chciał odwinąć bandaż, ale ja wyrwałam mu rękę. Swój przeszywający wzrok skierował na mnie. Nie chętnie, ale zrobiłam to o co mnie prosił. Powoli odwijał materiał, a moje serce biło bardzo mocno. W końcu skończył. Patrzył raz na zakrwawiony bandaż, raz na moją rękę. - Czemu? Czemu to zrobiłaś?
- Ja... No... - wciągnęłam dużo powietrza. - Tylko obiecaj, że nikomu nie powiesz - chłopak kiwnął głową na znak, że się zgadza. - Cztery lata temu byłam u dziadków. Oglądaliśmy ten sam film co dzisiaj. Trochę się bałam, ale szybko mi przeszło. Gdy się obudziłam poszłam do sklepu, a gdy wracałam było pełno karetek i policji. A na środku w czarnym worku... Była moja... Moja... - nie mogłam się wysłowić. Z trudem powstrzymałam łzy. - Moja babcia. Od tamtego czasu się cięłam, ale po około dwóch latach poszłam do specjalisty bez wiedzy rodziców. No i on mi pomógł. I jeszcze dziś oglądnęliśmy ten film i przypomniał wszystko - przymknęłam oczy, by zatamować słone łzy.
- Mogłaś powiedzieć - spojrzał na mnie z troską.
- Niall, to nie takie proste - odwzajemniłam spojrzenie.
- Dobra, rozumiem. Ty nie jesteś taka, że wszystko powiesz tylko tłumisz w sobie albo się tniesz, ale musisz z tym skończyć - złapał mnie za ręce i pociągnął w stronę schodów. Zaprowadził mnie do mojego pokoju. - Oddaj. Tylko wszystkie - pogroził palcem. Bez entuzjazmu weszłam do łazienki. Wyjęłam piętnaście sztuk żyletek i podałam blondynowi.
- Wcześniej miałam ich więcej, ale wyrzuciłam. Te zostawiłam na wszelki wypadek - powiedziałam.
- Dobra, ja idę obudzić chłopaków - i odwrócił się na pięcie.
- Po co? - zdziwiłam się trochę, bo przecież jest po trzeciej w nocy.
- Powiedzieć, że się cięłaś. Musimy teraz ciebie pilnować - powiedział najspokojniej w świecie.
- Proszę, nie mów im tego. Nie chcę, żeby się martwili - poprosiłam.
- No dobrze, ale powiem tylko, że musimy cię pilnować i zabierzemy ci pokój? - popatrzyłam na niego jak na idiotę. To gdzie ja będę spać?! Na podłodze?! - Będziesz mieszkała u któregoś z nas - uśmiechnął się szeroko i wyszedł. No po prostu zajebiście! Nagle poczułam chęć położenia się w łóżeczku. Ledwo doczołgałam się do mojego królestwa, a już po chwili odpłynęłam w objęciach Morfeusza...
Nienawidzę jak ktoś mnie budzi. Wtedy mam ochotę temu komuś flaki wyrwać. Otworzyłam niechętnie oczy. Ujrzałam jaśnie pana Horan'a.
- Czekamy na dole - uśmiechnął się delikatnie. Na pewno będę dziś wściekła chodziła. No cóż, mogli o tym wcześniej pomyśleć. Poczłapałam do salonu w pidżamie i zamkniętymi oczami. Po drodze potknęłam się o własną nogę, ale ustałam na ziemi. Na dole siedzieli wszyscy, a wśród nich jakiś mężczyzna po piędziesiątce.
- Dzień dobry - powiedziałam przeciągając się. - Przepraszam, że tak prosto z mostu, ale kim pan jest? - spytałam. Facet cicho się zaśmiał.
- Jestem lekarzem. Adam Nowak - podał mi rękę. Spojrzałam na niego spode łba. Zaraz, zaraz...
- Kretyn - stwierdziłam po polsku.
- Przepraszam, ale nie życzę sobie takich słów - odpowiedział także po polsku.
- O Boże! Drugi Polak! - rzuciłam się mu na szyję. Mężczyzna tylko się zaśmiał i także mnie uściskał. Usłyszałam ciche chrząknięcie za plecami.
- Wy się znacie? - spytał trochę zdziwiony Lou. Obydwoje pokręciliśmy głowami przecząco. - To czemu się przytulaliście?
- Bo to Polak - wyszczerzyłam się jak głupia. - A tak w ogóle, to po co lekarz?
- Od kilku dni chodzisz bez problemowo bez kul, więc chcieliśmy sprawdzić czy na pewno masz skręconą kostkę - powiedział Liam. Usiadłam na kanapie i patrzyłam na poczynania doktorka. Kiedy wyciągnął młotek zrobiłam wielkie oczy. Po chwili zaczął mi nim lekko stukać po gipsie. Noga była na takim specjalnym worku, więc kanapa nie miała żadnych urazów. Trochę po dotykał mnie po nodze, spytał czy boli. Ja żadnego bólu nie czułam.
- Pani nie ma skręconej kostki - stwierdził. - Krótko mówiąc, oszukali cię - westchnął. Pożegnał się z nami i wyszedł. Trochę dziwnie się czuję bez tego gipsu. Przecież miałam go jakieś kilka dni, więc przyzwyczajiłam się do tego ciężaru.
- To teraz ustalamy sprawę z kim śpisz - uśmiechnął się Niall szeroko. Gdybym zabijała wzrokiem już by ta bestia nie żyła. - Spokojnie, nie powiedziałem im - szepnął mi na ucho. Odetchnęła z ulgą. Już się przestraszyłam, że wszystko wypalał. Wyciągnął czapkę i wrzucił do niej pięć karteczek, na których pewnie są imiona chłopaków. Nie pewnie włożyłam rękę i losowałam kawałek kartki. Wzięłam jedną z nich i powoli odwijałam. Gdy zobaczyłam imię mojego współlokatora, myślałam, że się zabiję.
- Proszę, nie! Mogę nawet na dworze spać, albo ze świniami, ale proszę nie z nim! - błagałam. Niall wyrwał karteczkę z moich dłoni i przeczytał na głos:
- Harry. Nie tak źle - stwierdził. Popatrzyłam na Loczka z błagalnym spojrzeniem.
- Niall, Nialler, Nialluś. Nie rób mi tego. Zresztą on chrapie i nie dam rady spać - powiedziałam z nadzieją.
- A ona mnie biję! - krzyknął po chwili. - A co jeśli kiedyś obudzę się z limem na oku? - spytał z udawanym przejęciem. Było widać, że nie chciał ze mną dzielić pokoju. I ze wzajemnością. Blondyn patrzył na nas uważnie. Myślałam, że mu przywalę.
- Nie - uśmiechnął się sztucznie i poszedł na górę. Zaczęłam szeptać przekleństwa po polsku pod nosem. Mówiłam już, że to mała bestia, która kryję się pod słodkim chłopczykiem, ale w gruncie rzeczy, cieszę się, że to on zobaczył moje blizny.
- No, ale popatrz! Tam jest dużo miejsca! - tłumaczył.
- Powiedz mi, czy ty jesteś normalny? - spytałam już zdenerwowana. Wściekła zeszłam na dół do salonu. - Niall, proszę! Mogę spać na dworze? - trochę głupie pytanie, ale co ja poradzę?!
- Co się stało? - spytał znudzony już blondyn.
- On każe mi spać pod łóżkiem! - wydarłam się. On naprawdę nie rozumie, że nie mam ochoty z tym kretynem żyć w jednym pokoju?! Po chwili do pomieszczenia wyluzowany Hazza.
- Uspokój się mała. Ty będziesz spała na materacu, a ja na łóżko - powiedział. We mnie aż buzowało ze złości. Miałam ochotę go wydrążyć i zakopać.
Zbliżała się północ, a ja nadal siedziałam na kanapie w salonie. Nie chętnie wstałam i udałam się do tego nieszczęsnego pokoju. Światło było zgaszone, ale można było dostrzec małe światełko na łóżku. To Harry, a dokładniej jego telefon, który trzymał Loczek. Położyłam się na tym durnym materacu. Usłyszałam ciche syczenie. Wstałam pospiesznie i zobaczyłam jak moje "łóżko" opada.
- Hazz.. - zaczęłam nie pewnie - Ten materac jest dziurawy - przełknęłam głośno ślinę. Spojrzał na mnie, później na tego flaka. Chłopak przesunął się i poklepał miejsce koło siebie. Myślałam, że jaja sobie robi, ale jego twarz wyrażała co innego.
- Miejsce koło mnie albo podłoga. Ewentualnie kanapa w salonie, ale chyba wszyscy wiedzą, że jest strasznie nie wygodna - westchnął. Nie pewnie położyłam się koło niego, a po chwili odpłynęłam w objęciach Morfeusza.....
_____________________________
PRZEPRASZAM!!!! Czułam jakbym wieczność tu nie wchodziła. Jeszcze mam jeden dylemat. A dokładnie z wyborem gimnazjum. Chciałabym iść do takiej dobrej, ale jest daleko i chodzi się na popołudniu, a wraca się około 19, ale tam bym miała przepustkę do dobrego liceum. Co ja mam zrobić? Bo jak tam pójdę to nie będę miała czasu na bloga. którego także biorę pod uwagę. Mam jeszcze tak blisko gimnazjum. Dosłownie mniej niż minutę. Pomożecie? Doradzicie? Proooszę. Wróćmy do rozdziału. Szału nie ma. Niestety. Chciałam, żeby był lepsze, ale wyszedł jaki wyszedł. I chciałabym także podziękować Agacie Kaliciak, Marysi i drugiej Agacie :) Dzięki wam tak naprawdę teraz dodaję ten rozdział. Jeszcze raz dziękuję! ;* To tyle ;)
Do zobaczenia!
Translate
poniedziałek, 22 kwietnia 2013
wtorek, 9 kwietnia 2013
Nie chcę tego, ale....
Zawieszam bloga. Piszę to płacząc, bo nie chcę i obiecałam, że nigdy tego nie zrobię. Jestem na siebie strasznie zła. Po prostu dzisiaj ktoś do mnie napisał, że nie umiem pisać, jestem dziwką, szmatą i suką. Chciałabym być jak bohaterka tego opowiadania. Mieć wszystko w dupie i iść przed siebie z podniesioną głową. Niestety to nie ja. Z resztą ten blog nie miał jakiejś zbytniej popularności, więc.... Prawie nikt nie komentował czyli nie wiem jak mi to wychodziło. To chyba tyle. Za jakiś czas jak ochłonę i odważę się wejść na internet wrócę i napiszę jakiś dłuugi rozdział. Z resztą, przecież nie umiem pisać. To niech teraz ta osoba się cieszy. Proszę bardzo dopiołeś swego!
Do zobaczenia (chyba) :'(
Do zobaczenia (chyba) :'(
poniedziałek, 8 kwietnia 2013
Rozdział 17
- Nie! - kłóciłam się z nimi. - Nie jestem małym dzieckiem!
- To czemu się tak zachowujesz?! - wydarł się Louis. Z nerwów nie wytrzymałam i poszłam do swojego pokoju. Wściekła rzuciłam się na łóżko i zaczęłam planować jak się stąd wydostać. Nie wierzę, że nie pozwolili mi pójść na miasto samej. Nie mam już sześciu lat, a Lou obiecał, że nie będzie już krzyczał. Zajebisty przyjaciel. Po chwili w mojej głowie zrodził się świetny pomysł. Ściągłam prześcieradło z łóżka i wyszłam na balkon. Przywiązałam końcówkę materiału do barierki i przełożyłam przez nią nogi. Powoli schodziłam w dół, kiedy zorientowałam się, że kończy się prześcieradło, a zostało jakieś dwa metry do ziemi.
- Raz się żyje - westchnęłam i po chwili znalazłam się na trawie. Poczułam silny ból w kostce i syknęłam. Przecież nie mogę się teraz poddać! Z trudem wstałam i poszłam w kierunku parku. Usiadłam na pobliskiej ławce gdyż już nie wytrzymałam. Zorientowałam się, że to ta sama na której usiadłam gdy pokłóciłam się z Harry'm o "narkotyki". Wyobraziłam sobie Lou jak tu podbiegł i opadł na ławkę obok mnie. Dalszych zdarzeń nie chcę wspominać. Cały czas chodzi mi po głowie tylko jedno pytanie: Co to było, to coś w brzuchu? To takie przyjemne ciepło gdy tylko ON jest w pobliżu. Co to jest? Mam tylko jedno pytanie, a nikt nie raczy mi odpowiedzieć. Miłość? Nie wiem, nie znam tego uczucia.
- Amy? - spytał jakiś męski głos. Po chwili zorientowałam się, że to Ed.
- Cześć rudzielcu - zaśmiałam się cicho. Chłopak powoli do mnie podszedł i usiadł obok mnie.
- Wszyscy cię szukają - stwierdził po krótkiej ciszy. - Louis chciał cię przeprosić, więc poszedł do twojego pokoju, a zastał tylko prześcieradło - zaśmiał się. - Martwili się, zwłaszcza Lou - spoważniał.
- A jakby tobie zabronili wychodzić gdzieś samemu to byś nie uciekł? - spytałam tracąc powoli cierpliwość.
- Pewnie tak - westchnął. - Dobra, posiedzieliśmy, pobyłaś trochę sama, więc wracamy do domu - wstał i podał mi rękę, tak, jak zrobił to kiedyś szatyn. Ughh! Czemu cały czas o nim myślę?!
- Nie mogę - jęknęłam. Ed popatrzył na mnie zdziwiony. - Kostka mnie boli - dodałam. Chłopak podszedł do mnie szybko i wziął na ręce. - Umm.. Co ty robisz? - spytałam lekko zmieszana. Rudy nic nie odpowiedział tylko wsadził mnie do swojego samochodu. Odjechaliśmy w nieznanym mi kierunku. Po chwili stanęliśmy przed budynkiem. To był szpital. - Ty chyba sobie jaja robisz!
- Nie drzyj się na mnie! Ty na wszystkich możesz krzyczeć, a na ciebie nikt! Zachowujesz się głupia gówniara! Jak oni mają cię nie traktować jak dziecko jeśli ty właśnie tak się zachowujesz?! - krzyknął. Przestraszyłam się go i to bardzo. Nigdy jeszcze nie słyszałam jak ktoś tak podnosi głos. Nie mówiłam tego nikomu, ale krzyk to mój czynnik obronny. Czasami zdarzy się pięść, ale to sytuacja wyjątkowa. - Przepraszam, chyba za bardzo się uniosłem - stwierdził już spokojny. - Chodź, pójdziemy na prześwietlenie - wyszedł z pojazdu i skierował się w kierunku drzwiczek obok mnie. Otworzył szeroko drzwi i pomógł mi wyjść. Po kilku trudnościach znaleźliśmy się na poczekalni. Ed zniknął mi na chwilę z oczu, dopiero później dowiedziałam się, że poszedł po pielęgniarkę.
- Tak szybko? - spytałam lekko zaskoczona. Zawsze czeka się dobre kilka godzin.
- Mój urok osobisty - i zrobił słodkie oczka. Zaśmiałam się, a chłopak razem ze mną. Młoda kobieta pomogła mi wejść do sali.
*Kilka godzin później.
- Mówiłem, że masz skręconą kostkę? - spytał zwycięsko.
- Mówiłeś, mówiłeś.. - westchnęłam idąc o kulach w stronę samochodu. - A dzwoniłeś do chłopaków? - spytałam nie pewnie.
- Nie, ale teraz żałuję, bo na pewno się martwią - zobaczyłam na jego twarzy grymas. - Teraz naprawdę wracamy do domu - stwierdził. Ed pomógł mi wejść do samochodu, a po chwili już zniknęliśmy z przed szpitala. Jechaliśmy przez miasto gdy nagle zobaczyłam wśród budynków sklep muzyczny.
- Zatrzymaj się! - krzyknęłam pospiesznie. Poczułam gwałtowne hamowanie chłopaka i zdezorientowaną minę. Bez słowa wyszłam z pojazdu i ostrożnie skierowałam się do sklepu. Podeszłam do regału z płytami i wzięłam dwie różne. Po zapłaceniu wróciłam do samochodu. - Podpiszesz? - podałam mu jego własną płytę. Durna jestem, dopiero teraz zorientowałam się, że to Ed Sheeran. Przecież jestem jego fanką i słucham jego piosenek na okrągło. Chłopak wybuchł śmiechem i nie mógł się powstrzymać. - Weź przestań! Miałam tylko spóźniony zapłon!
- Oj dobrze przepraszam - i podpisał mi płytę. - A drugą jaką masz? - popatrzył na reklamówkę.
- One Direction - wyszczerzyłam się. Ten tylko palnął typowego facepalm'a i po chwili znaleźliśmy się na posesji państwa Payne'ów. Po chwili koło pojazdu znalazła się piątka domowników.
- Gdzieś ty była?! Wiesz jak się martwiliśmy?! - darł się Lou. Jeszcze nie wysiadłam z samochodu, więc nie widzieli mojej nogi. - Nie wybaczył bym sobie jakby coś ci się stało - popatrzył mi prosto w oczy.
- Przepraszam, ale co byś zrobił gdybyś był uziemiony? - spytałam. Chłopak trochę się zmieszał. Ha! Czyli zrobiłby to, co ja!
- Dobra, pogadaliście? To teraz pomóżcie jej wyjść - uśmiechnął się rudy. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Skarciłam Ed'a wzrokiem. Po chwili Zayn otworzył szeroko drzwi.
- Jezus Maria! Coś ty zrobiła?! - spytał przerażony brunet.
- No... Ja... Ten... - jąkałam się. - Jak schodziłam po tym prześcieradle to tak jakby spadłam. - podrapałam się po karku.
- Chodź kaleko - zaśmiał się Louis. Jakbym zabijała wzrokiem to już by padł.....
____________________
Ta dam! Wiem nudne, ale ostatnio weny nie mam ;/ Trochę krótki, ale co poradzę?
- To czemu się tak zachowujesz?! - wydarł się Louis. Z nerwów nie wytrzymałam i poszłam do swojego pokoju. Wściekła rzuciłam się na łóżko i zaczęłam planować jak się stąd wydostać. Nie wierzę, że nie pozwolili mi pójść na miasto samej. Nie mam już sześciu lat, a Lou obiecał, że nie będzie już krzyczał. Zajebisty przyjaciel. Po chwili w mojej głowie zrodził się świetny pomysł. Ściągłam prześcieradło z łóżka i wyszłam na balkon. Przywiązałam końcówkę materiału do barierki i przełożyłam przez nią nogi. Powoli schodziłam w dół, kiedy zorientowałam się, że kończy się prześcieradło, a zostało jakieś dwa metry do ziemi.
- Raz się żyje - westchnęłam i po chwili znalazłam się na trawie. Poczułam silny ból w kostce i syknęłam. Przecież nie mogę się teraz poddać! Z trudem wstałam i poszłam w kierunku parku. Usiadłam na pobliskiej ławce gdyż już nie wytrzymałam. Zorientowałam się, że to ta sama na której usiadłam gdy pokłóciłam się z Harry'm o "narkotyki". Wyobraziłam sobie Lou jak tu podbiegł i opadł na ławkę obok mnie. Dalszych zdarzeń nie chcę wspominać. Cały czas chodzi mi po głowie tylko jedno pytanie: Co to było, to coś w brzuchu? To takie przyjemne ciepło gdy tylko ON jest w pobliżu. Co to jest? Mam tylko jedno pytanie, a nikt nie raczy mi odpowiedzieć. Miłość? Nie wiem, nie znam tego uczucia.
- Amy? - spytał jakiś męski głos. Po chwili zorientowałam się, że to Ed.
- Cześć rudzielcu - zaśmiałam się cicho. Chłopak powoli do mnie podszedł i usiadł obok mnie.
- Wszyscy cię szukają - stwierdził po krótkiej ciszy. - Louis chciał cię przeprosić, więc poszedł do twojego pokoju, a zastał tylko prześcieradło - zaśmiał się. - Martwili się, zwłaszcza Lou - spoważniał.
- A jakby tobie zabronili wychodzić gdzieś samemu to byś nie uciekł? - spytałam tracąc powoli cierpliwość.
- Pewnie tak - westchnął. - Dobra, posiedzieliśmy, pobyłaś trochę sama, więc wracamy do domu - wstał i podał mi rękę, tak, jak zrobił to kiedyś szatyn. Ughh! Czemu cały czas o nim myślę?!
- Nie mogę - jęknęłam. Ed popatrzył na mnie zdziwiony. - Kostka mnie boli - dodałam. Chłopak podszedł do mnie szybko i wziął na ręce. - Umm.. Co ty robisz? - spytałam lekko zmieszana. Rudy nic nie odpowiedział tylko wsadził mnie do swojego samochodu. Odjechaliśmy w nieznanym mi kierunku. Po chwili stanęliśmy przed budynkiem. To był szpital. - Ty chyba sobie jaja robisz!
- Nie drzyj się na mnie! Ty na wszystkich możesz krzyczeć, a na ciebie nikt! Zachowujesz się głupia gówniara! Jak oni mają cię nie traktować jak dziecko jeśli ty właśnie tak się zachowujesz?! - krzyknął. Przestraszyłam się go i to bardzo. Nigdy jeszcze nie słyszałam jak ktoś tak podnosi głos. Nie mówiłam tego nikomu, ale krzyk to mój czynnik obronny. Czasami zdarzy się pięść, ale to sytuacja wyjątkowa. - Przepraszam, chyba za bardzo się uniosłem - stwierdził już spokojny. - Chodź, pójdziemy na prześwietlenie - wyszedł z pojazdu i skierował się w kierunku drzwiczek obok mnie. Otworzył szeroko drzwi i pomógł mi wyjść. Po kilku trudnościach znaleźliśmy się na poczekalni. Ed zniknął mi na chwilę z oczu, dopiero później dowiedziałam się, że poszedł po pielęgniarkę.
- Tak szybko? - spytałam lekko zaskoczona. Zawsze czeka się dobre kilka godzin.
- Mój urok osobisty - i zrobił słodkie oczka. Zaśmiałam się, a chłopak razem ze mną. Młoda kobieta pomogła mi wejść do sali.
*Kilka godzin później.
- Mówiłem, że masz skręconą kostkę? - spytał zwycięsko.
- Mówiłeś, mówiłeś.. - westchnęłam idąc o kulach w stronę samochodu. - A dzwoniłeś do chłopaków? - spytałam nie pewnie.
- Nie, ale teraz żałuję, bo na pewno się martwią - zobaczyłam na jego twarzy grymas. - Teraz naprawdę wracamy do domu - stwierdził. Ed pomógł mi wejść do samochodu, a po chwili już zniknęliśmy z przed szpitala. Jechaliśmy przez miasto gdy nagle zobaczyłam wśród budynków sklep muzyczny.
- Zatrzymaj się! - krzyknęłam pospiesznie. Poczułam gwałtowne hamowanie chłopaka i zdezorientowaną minę. Bez słowa wyszłam z pojazdu i ostrożnie skierowałam się do sklepu. Podeszłam do regału z płytami i wzięłam dwie różne. Po zapłaceniu wróciłam do samochodu. - Podpiszesz? - podałam mu jego własną płytę. Durna jestem, dopiero teraz zorientowałam się, że to Ed Sheeran. Przecież jestem jego fanką i słucham jego piosenek na okrągło. Chłopak wybuchł śmiechem i nie mógł się powstrzymać. - Weź przestań! Miałam tylko spóźniony zapłon!
- Oj dobrze przepraszam - i podpisał mi płytę. - A drugą jaką masz? - popatrzył na reklamówkę.
- One Direction - wyszczerzyłam się. Ten tylko palnął typowego facepalm'a i po chwili znaleźliśmy się na posesji państwa Payne'ów. Po chwili koło pojazdu znalazła się piątka domowników.
- Gdzieś ty była?! Wiesz jak się martwiliśmy?! - darł się Lou. Jeszcze nie wysiadłam z samochodu, więc nie widzieli mojej nogi. - Nie wybaczył bym sobie jakby coś ci się stało - popatrzył mi prosto w oczy.
- Przepraszam, ale co byś zrobił gdybyś był uziemiony? - spytałam. Chłopak trochę się zmieszał. Ha! Czyli zrobiłby to, co ja!
- Dobra, pogadaliście? To teraz pomóżcie jej wyjść - uśmiechnął się rudy. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Skarciłam Ed'a wzrokiem. Po chwili Zayn otworzył szeroko drzwi.
- Jezus Maria! Coś ty zrobiła?! - spytał przerażony brunet.
- No... Ja... Ten... - jąkałam się. - Jak schodziłam po tym prześcieradle to tak jakby spadłam. - podrapałam się po karku.
- Chodź kaleko - zaśmiał się Louis. Jakbym zabijała wzrokiem to już by padł.....
____________________
Ta dam! Wiem nudne, ale ostatnio weny nie mam ;/ Trochę krótki, ale co poradzę?
Dziękuję za ponad 1000 wyświetleń! Wow! Dla mnie to duże wyróżnienie, ponieważ to jest mój pierwszy blog. Jeszcze nie dawno pisałam, że jest tu prawie 800 odsłon, a tego samego dnia było ponad tej liczby! Wow! Naprawdę dziękuję!
To tyle ;)
Do zobaczenia!!
czwartek, 4 kwietnia 2013
Pewna informacja...
Dzisiaj i jutro nie dodam rozdziału, ponieważ jestem świeżo po egzaminie ( był list do napisania i miałam wielki zaciesz), a jutro jadę odrazu po szkole do przyjaciółki na noc :) Przepraszam bardzo, mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli. Jeśli mam tutaj jakiś czytelników szóstoklasistów to pytam: jak wam poszło? Chyba z poskiego miałam wszystko dobrze, z matma poszła jakoś tako ;/ To tyle ;) I jeszcze raz przepraszam!
Do zobaczenia!!!
Do zobaczenia!!!
środa, 3 kwietnia 2013
Rozdział 16
Zamyślona wyszłam na balkon w celu zapalenia papierosa. Tego jest za dużo. Tutaj Loueh mnie hipnotyzuje swoimi cudownymi oczami, a tam ten cham Paweł. Podpaliłam sztukę i powoli się zaciągałam. Powoli się uspokajałam. Powoli zapominałam o wszystkim. Mój spokój nie trwał wiecznie, bo niestety ktoś wparował na balkon.
- Amy co się... Co ty robisz?! - zorientowałam się, że to Liam. Wskazywał na moją fajkę. - Ile ty masz lat, żeby palić?! Z tego co mi mama mówiła to siedemnaście czyli teraz powinien zadzwonić na policję! Wyrzucaj to natychmiast i oddawaj resztę! - wyciągnął w moim kierunku rękę.
- Nie jesteś moim ojcem! - wydarłam się równie głośno. - Jeśli myślisz, że po tym skończę z paleniem to jesteś w błędzie! - on chyba nie wie co to znaczy palić. Z tym nie da się zerwać tak poprostu! Chłopak chyba się wkurzył, złapał mnie mocno za nadgarstek, wyjął papierosa z ust i pociągnął mnie w stronę mojego pokoju. Szarpałam się, ale to na nic. Był zbyt silny. Zeszliśmy na dół do salonu, gdzie siedziała reszta chłopaków.
- Kto wiedział, że ona pali? - zapytał już spokojny Liam. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni oprócz Zayn'a. Widziałam, że brunet chciał coś powiedzieć, więc szybko mu przerwałam.
- Nikt nie wiedział! - nie chciałam, żeby chłopcy się kłócili, a na pewno mieliby pretensje do Zayn'a.
- Ty palisz?! - zrobił szerokie oczy Louis. Pokiwałam głową, na niego nie chciałam krzyczeć, ponieważ jest moim przyjacielem i nie mam ochoty się z nim kłócić. - Masz przestać palić, bo tym tylko się trujesz. Obiecasz mi to? - podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
- Ale ja palę tylko jak się denerwuję, nie dla przyjemności - jęknęłam. Spojrzał na mnie znacząco, więc nie zostało mi nic innego niż tylko się zgodzić. Po wysłuchaniu od reszty jak to palenie jest nie zdrowe poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i się wyłączyłam. Nie reagowałam na nic, na nikogo. Można powiedzieć, że latałam w chmurach. Po chwili ktoś zaczął pukać do drzwi. Bez mojego pozwolenia Zayn wtargnął na moją posesję.
- Dziękuję - powiedział przerywając ciszę między nami.
- Nie masz za co - odparłam szybko.
- Właśnie, że mam! Oni teraz by prawili mi kazania i mnie posądzali, że palisz - zaczął histerować. - Nawet przed chwilą mnie pytali, czy mam z tym coś wspólnego - zobaczyłam jedną, samotną łzę spływającą po policzku chłopaka, którą szybko starł. Czułam jak we mnie się gotuję. Spokojnie Amela, spokojnie. Wdech i wydech. To nie pomaga! Jak można posądzać przyjaciela?! Wściekła zeszłam do salonu gdzie siedziała reszta.
- Was do końca pojebało?! - krzyczałam. Teraz naprawdę mnie wkurzyli. Jak można kogoś posądzać, a zwłasza przyjaciela? Spojrzeli na mnie zdziwieni. - Nie patrzcie się tak na mnie! Jak można oskarżać Zayn'a o to, że niby przez niego palę?!
- To proste i logiczne. On jest nałogowym palaczem, więc wszystko składa się brzydko mówiąc w kupę. - powiedział na luzie Loczek. Rozwścieczona podeszłam do Loczka i wymierzyłam dłoń w jego policzek. Znowu kogoś biję, ughh... Nie lubię tego, ale czasami poprostu nie wytrzymuję. Chciałam uderzyć drugi raz, ale ktoś złapał mnie za nadgarstki i pociągnął w kąt salonu.
- Uspokuj się, Amy - okazał się to być Louis.
- Zostaw mnie! - wyrywałam się, lecz wszyscy są silniejsi ode mnie, w wyniku czego nie miałam z nim szans.
- Amy spójrz na mnie - nakazał. Nie chętnie popatrzyłam na niego. Znowu mnie hipnotyzował, ale teraz nie dam się omotać. - Uspokój się. - powoli moje mięśnię zaczęły się rozluźniać, a ja oddychałam głęboko. Nie wierzę, że on mnie "poskromił". Nikomu to jeszcze się nie udało. Oczywiście wyjątkiem jest moja kochana Jula albo moja sześcioletnia kuzynka Emilka (o tym później). Szatyn patrzył na mnie wyczekując, aż się całkowicie opanuję. Nastało to w szybkim czasie. Wzrokiem szukałam Hazzy. Wszyscy stali koło niego i podawali mu lód. Chyba tak mocno go nie uderzyłam, prawda? Ja to idiotka jestem! Podeszłam powoli do Loczka. Po chwili zorientował się, że idę w jego kierunku.
- Jeśli masz ochotę znowu mnie uderzyć to spierdalaj! - krzyknął szybko. Szepnełam ciche "przepraszam" i pobiegłam do swojego pokoju, w którym nadal siedział Zayn. W ręku trzymał jakiś kawałek papieru. Przeszukałam nerwowo kieszenie w celu znaleźenia tej groźby od Nathan'a. Serce mi staneło gdy stwierdziłam, że jest tam pusto.
- Co to jest? - spytał lekko zdenerwowany.
- Nic takiego - odpowiedziałam wyciągając dłoń, by oddał moją rzecz, jednak brunet schował papier do swojej kieszeni.
- Nic takiego? Ten sukinsyn ci groził, wiesz do czego on jest zdolny? A tak w ogóle to co się stało na imprezie?
- No my najpierw tańczyliśmy ze sobą, później poszliśmy do mojego pokoju i zaczął mnie całować, a ja odwzajemniłam pocałunek. Chwilę później złapał mnie za tyłek no i mu przywaliłam - westchnęłam. Trochę zmieniłam końcówkę, ale nie chciałam, żeby jeszcze bardziej się denerwował.
- Masz zakaz wychodzenia sama z domu, rozumiemy się? - już chciał wychodzić, lecz ja mu nie pozwoliłam.
- No chyba sobie żartujesz? - chłopak pokręcił głową zaprzeczając. - No zajebiście! Ja ci pomagam i biję Harry'ego dla ciebie, bo jesteś moim "bratem" - zaznaczyłam w powietrzu - a ty takie gówno odstawiasz?! - znowu byłam wściekła.
- Amy, posłuchaj... Jak to bijesz Hazzę? - spytał zdziwiony.
- Normalnie przywaliłam mu w twarz - stwierdziłam jakby to było oczywiste. Usłyszałam jeszcze ciche "o Boże" i brunet zniknął za drzwiami. Byłam strasznie przybita tym dniem. Postanowiłam spróbować usnąć, ale na marne. Sen nie chciał mnie dopaść przez co bardziej dobijałam się wspomnieniami z dzisiejszego dnia. Moje przemyślenia przerwało pukanie do drzwi. Okazł się to być pan Tomlinson. Usiadł koło mnie i obiął ramieniem.
- Co się stało z twoim telefonem? - spytał lekko rozbawiony Louis.
- Wkurzyłam się - stwierdziłam i skierowałam swój wzrok na rozwalone urządzenie.
- Hej, mała. Co się stało? - w jego oczach można było dostrzeć troskę. Wahałam się trochę, czy mu powiedzieć, ale w końcu to mój przyjaciel, prawda? Sama bym nie chciała byś okłamywana przez ukochaną osobę.
- No, bo zerwał ze mną chłopak przez telefon. Ja do niego już nic nie czułam, więc trochę się ucieszyła, ale zabolało mnie najbardziej jak to skończył. Co ja gadam?! Tylko to mnie boli - stwierdziłam i uśmiechnęłam się lekko.
- Aha - odpowiedział krótko. - To ty miałaś chłopaka?!
- Jaki refleks! - zaśmiałam się cicho. Znowu. Znowu mnie hipnotyzował swoimi niebiańskimi oczami. Nagle poczułam coś w brzuchu. To było przyjemne.....
___________________________
Ta dam! Wiem nudne, ale teraz coś nie mam weny. Wszystko przez ten durny sprawdzian! Proszę trzymajcie za mnie kciuki i módlmy się, żeby było opowiadanie do napisania! To tyle ;)
Do zobaczenia!!
Ps. Trzymajcie kciuki!
Ps.2. Proszę o wrażenie szczerej opini o rozdziale i o całym blogu
Subskrybuj:
Posty (Atom)