- Jesteś zła? - spytał Louis trochę poważniej. Co to, to nie! Teraz się mną przejął?! Niech sobie to w dupę wsadzi. Nie odezwałam się ani jednym słowem. Po chwili pojawił się Payne i wziął Zayn'a pod ramię. Czyli mi niestety został Lou. Nie chętnie zrobiłam to co Liam i powoli szliśmy w kierunku samochodu.
- Odezwij się do mnie - nalegał szatyn. Nie odpowiedziałam. Bałam się? Chyba tak, a co jeśli znowu mnie zrani? Chociaż, czy do jutra zdąży? Szczerze wątpię w to, ale kto się lubi ten się czubi, prawda? Ale żeby aż tak? Tyle pytań, zero odpowiedzi. Nagle chłopak przystanął, zaczęłam go ciągnąć za rękę, ale on uparcie stał w miejscu. - Nie pójdę dopóki się do mnie nie odezwiesz - zaszantażował. Prychnęłam z niezadowoleniem.
- Co mam ci powiedzieć? Że kurwa wszystko w porządku? Louis zraniłeś mnie! "Żałuję, że cię spotkałem"? Tak do siebie mówią przyjaciele?! - wydarłam się w końcu. Wyrzuciłam wszystkie emocje z tego nędznego ciałka.
- Amy.. - zaczął błagalnie, ale szybko mu przerwałam.
- Daruj sobie - powiedziałam na odchodne i powędrowałam w nieznanym mi kierunku. Cały czas Tomlinson szedł za mną i krzyczał moje imię.
- Kurwa mać! Amy! - krzyknął bardzo głośno, aż drgnęłam. Obróciłam się na piętach i spojrzałam w jego oczy.
- Co? - spytałam płaczliwie. Podeszłam bliżej nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego. - Wiesz co zauważyłam? Wrócił tamten Louis. Ten co mnie kurwa nienawidzi! - nie wytrzymałam. Łzy same zaczęły się lać. Próbowałam je zatamować, ale na marne. Chłopak patrzył na mnie tymi hipnotyzującymi oczami ze skruchą.
- Ja... Nie wiem, co mam powiedzieć - zaczął także bliski płaczu.
- Lepiej nic. Jutro, i tak nie będziesz nic pamiętać - szybko wycierałam swoje mokre policzki, gdy zobaczyłam zbliżającego się do nas Liam'a. Chłopak popatrzył na nas przenikliwie, a po chwili kazał nam iść do samochodu.
***
Znowu nie przespana noc, a to wszystko przez niego. Czemu on mi to robi?! Wstałam z mojego cieplutkiego łóżka i pospiesznie ubrałam na siebie szare dresy i czarną bluzę. Wyjęłam z kąta moją czerwoną walizkę i powoli wrzucałam do niej moje rzeczy. Po chwili usłyszałam wołania z dołu. Szybko zapięłam walizkę i rzuciłam tam, gdzie była. Truchcikiem zeszłam po schodach, po czym udałam się do kuchni. Przy stole siedziała trójka imprezowiczów czyli Niall, Zayn i Harry. Przy blacie stał Liam, który robił nam coś do jedzenia. Usiadłam pomiędzy Loczusiem a blondynem. Mojego ukochanego braciszka jak na razie unikałam.
- Głowa mnie boli, idę się położyć - mruknął pod nosem Harry, który najwyraźniej nieźle zabalował wczoraj. Chłopak udał się na górę żółwim tempem. W między czasie Liaś podał nam do stołu jajecznicę. Pomyślałam o wczorajszym wydarzeniu. Louis..... On widział jak płaczę przez niego. Co ja do cholery pierdole?! Widział jak płakałam i gówno. Chyba bardziej powinnam się przejmować tym, że mnie zranił, a ja kurwa o tym. Miejmy nadzieję, że był tak pijany, że nie będzie tego pamiętać. Po chwili usłyszałam jak ktoś szura krzesłem koło mnie. Okazał się to być...... Lou. Jak ja mam się przy nim zachowywać? Szatyn cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku. Za to ja pięknie udawałam, że tego nie widzę.
- Niall, Zayn, może tak pójdziemy trochę ogarnąć w tym domu? - spytał Liam znacząco patrząc na chłopaków, a to znaczy, że muszę tu zostać z Louis'em. Zrobił to celowo, widać gołym okiem. Cała trójka wyszła z pomieszczenia, a my siedzieliśmy dalej w milczeniu.
- Ja wszystko pamiętam z wczoraj - powiedział zachrypniętym głosem. Popatrzyłam w jego wspaniałe oczy. Były smutne, przepełnione żalem i poczuciem winy. - Pamiętam jak płakałaś - wyszeptał. Wstrzymałam oddech. Co ja miałam mu powiedzieć? Szybko wstałam i pobiegłam na górę. O mało nie potknęłam się o własne nogi. Słyszałam jak on za mną biegnie i cały czas wykrzykuje moje imię. Byłam już w moim pokoju, zamykałam już drzwi, ale coś mi to uniemożliwiło. Popatrzyłam w dół, a tam noga Lou.
- Louis, proszę - byłam na skraju płaczu. Nie miałam już siły się z nim przepychać. Wszedł i po cichu zamknął drewniane, białe drzwi.
- Pozwól, że wszystko wytłumaczę. Ty też mnie zraniłaś - powiedział ledwie słyszalnie. Że co?! Jak do cholery?! Tym, że zrzucił na mnie patelnie?!
- Niby jak? - spytał odchodząc już od zmysłów, ale na szczęście byłam spokojna. Jeszcze.
- Rozumiem, mogłaś się wkurzyć za tą patelnie. I za spodnie też, ale żeby mówić nam, że się cieszysz, że wychodzimy i, że nie będziesz musiała gapić się na nasze ryje to już lekka przesada - powiedział to powoli i wyraźnie. Zatkało mnie. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Mam świętą cierpliwość, ale kurwa nie teraz!
- Żartujesz sobie, prawda? Chciałam pobyć sama, bo nie wiem czy wiesz przez was mogę stać się w szybkim czasie kaleką! Harry mnie z łóżka zrzucił, ty mnie poparzyłeś patelnią, a Zayn przywalił mi apteczką w głowę! Ach i prawie zapomniałam! Ściągłeś mi spodnie! - wykrzyczałam z siebie wszystko. Byłam już bardzo wkurwiona.
- Chyba masz rację. Przepraszam. I przepraszam jeszcze za jedno - powiedział patrząc w ziemię. Podniósł głowę i szybko zbliżył się do mojej twarzy. Zatrzymał się kilka milimetrów od niej. Ja stałam jak zamurowana. Wiedziałam co chce zrobić, ale ja nie potrafiłam go odepchnąć. Po chwili nasze usta złączyły się w jedność. O dziwo odwzajemniłam pocałunek. Trwaliśmy tak tylko chwilkę, po czym odchylił się ode mnie i wyszeptał ciche:
- Kocham Cię...
___________________
Ta dam! I jak? Jest bardzo źle? Mam nadzieję, że pod tą notką będzie więcej komentarzy niż pod poprzednią. W tamtej były tylko trzy plus mój kochany Agiszon na twitterze <3 Ogólnie teraz jakoś mało wchodzicie. Po dwa do dziesięciu wyświetleń dziennie. Wcześniej było nawet sześćdziesiąt, ale najwyraźniej jest tak bardzo źle. No trudno się mówi :) Nie wiem kiedy będzie następny rozdział ;/ Ty tyle ;) Ach prawie zapomniałam. Są już wyniki sprawdzianu szóstoklasisty.... brr....... 33 punkty :'( Więc mam doła przez te parę dni. To tyle ;)
Do zobaczenia!
- Louis, proszę - byłam na skraju płaczu. Nie miałam już siły się z nim przepychać. Wszedł i po cichu zamknął drewniane, białe drzwi.
- Pozwól, że wszystko wytłumaczę. Ty też mnie zraniłaś - powiedział ledwie słyszalnie. Że co?! Jak do cholery?! Tym, że zrzucił na mnie patelnie?!
- Niby jak? - spytał odchodząc już od zmysłów, ale na szczęście byłam spokojna. Jeszcze.
- Rozumiem, mogłaś się wkurzyć za tą patelnie. I za spodnie też, ale żeby mówić nam, że się cieszysz, że wychodzimy i, że nie będziesz musiała gapić się na nasze ryje to już lekka przesada - powiedział to powoli i wyraźnie. Zatkało mnie. Nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Mam świętą cierpliwość, ale kurwa nie teraz!
- Żartujesz sobie, prawda? Chciałam pobyć sama, bo nie wiem czy wiesz przez was mogę stać się w szybkim czasie kaleką! Harry mnie z łóżka zrzucił, ty mnie poparzyłeś patelnią, a Zayn przywalił mi apteczką w głowę! Ach i prawie zapomniałam! Ściągłeś mi spodnie! - wykrzyczałam z siebie wszystko. Byłam już bardzo wkurwiona.
- Chyba masz rację. Przepraszam. I przepraszam jeszcze za jedno - powiedział patrząc w ziemię. Podniósł głowę i szybko zbliżył się do mojej twarzy. Zatrzymał się kilka milimetrów od niej. Ja stałam jak zamurowana. Wiedziałam co chce zrobić, ale ja nie potrafiłam go odepchnąć. Po chwili nasze usta złączyły się w jedność. O dziwo odwzajemniłam pocałunek. Trwaliśmy tak tylko chwilkę, po czym odchylił się ode mnie i wyszeptał ciche:
- Kocham Cię...
___________________
Ta dam! I jak? Jest bardzo źle? Mam nadzieję, że pod tą notką będzie więcej komentarzy niż pod poprzednią. W tamtej były tylko trzy plus mój kochany Agiszon na twitterze <3 Ogólnie teraz jakoś mało wchodzicie. Po dwa do dziesięciu wyświetleń dziennie. Wcześniej było nawet sześćdziesiąt, ale najwyraźniej jest tak bardzo źle. No trudno się mówi :) Nie wiem kiedy będzie następny rozdział ;/ Ty tyle ;) Ach prawie zapomniałam. Są już wyniki sprawdzianu szóstoklasisty.... brr....... 33 punkty :'( Więc mam doła przez te parę dni. To tyle ;)
Do zobaczenia!